Informacje

01.04.2023: Nowe zadanie! Numer 15

14.03.2023: Odeszły od nas następujące postacie: Diego, Pedro, Zachary

09.03.2023: Nowa postać: Nickolai

08.03.2023: Najlepsze życzenia dla wszystkich kobiet!

07.03.2023: Nowa postać: Gabriela

06.03.2023: Początek wydarzenia "śnieżyca dziesięciolecia"!

01.03.2023: Punkty za luty 2023 zostały przydzielone!

25.02.2023: Pojawiła się mapa wraz z opisem (patrz: lokalizacje).

22.02.2023: Nowa postać: Georgina

16.02.2023: Nowa postać: Silvana

12.02.2023: Nowa postać: Camille

11.02.2023: Nowa postać: Rosaline

01.02.2023: Punkty za styczeń 2023 zostały przydzielone!

16.01.2023: Nowe potwory: wyverna, żmija, tungo

14.01.2023: Nowa postać: Shiranui

10.01.2023: Nowa postać: Pil

05.01.2023: Ponowne uruchomienie bloga! Nowa postać: Lestat de Chuvok

04.01.2023: Nowa lokalizacja: Birme oraz opis Rivotu

03.01.2023: Aktualizacja fabuły. Nowe zadanie (ostatnie): numer 14. Zmiany: Usunięto statystyki na rzecz ogólnych punktów. Stare statystyki wciąż są dostępne u administracji. Kolejne zadania pojawiać się będą tylko przy okazji wydarzeń. Nowa lokalizacja: obóz łowców.

02.01.2023: Zmiany: Całkowicie nowe funkcjonowanie grup! Zapraszamy do dopasowania swoich postaci do każdej z nich!

27.07.2022: Nowa postać: Zachary

01.07.2022: Nowa postać: Regis

26.06.2022: Nowa postać: Dante

12.04.2022: Nowa postać: Cyliad

24.03.2022: Nowa postać: Karniela

20.03.2022: Nowe zadania! Numer 10 i 11

20.03.2022: Nowa postać: Sigrid

10.03.2022: Najlepsze życzenia dla wszystkich mężczyzn!

09.03.2022: Wydłużone zaklepywanie zadań - teraz trwa 72 godziny!

08.03.2022: Najlepsze życzenia dla wszystkich dam!

07.03.2022: Nowa postać: Shen

06.03.2022: Nowa postać: Clayton

06.03.2022: Pierwsze wydarzenie pojawi się gdy na blogu będzie 10 postaci.

05.03.2022: Nowe zadania! Numer 6 i 7

04.03.2022: Nowa postać: Diego

03.03.2022: Nowe postaci: Avrion, Conna, Saadiya oraz Feri!!

03.03.2022: Otwarcie bloga!

30 kwi 2022

Od Karnieli "Budyń z pieprzem" cz.10 (c.d Saadiya)

Jesień 1456

Karnia usiadła niepewnie obok chłopaka. 

– Chyba naprawdę potrzebujesz tego masażu. Jesteś strasznie sztywny – zauważyła.

– A czego, żeś się spodziewała po kimś, kto urwał się z zakonu? – zażartował, przedrzeźniając ją.

Karnia zaśmiała się krótko, uśmiechając się do Saadiyi. Nie chciała pokazywać mu, jak bardzo zdziwiło ją jego zachowanie. Nie spodziewała się, że postąpi w ten sposób. Zakładała raczej, że skończy się na jej błaganiach. Nie przypuszczałaby, że tak na trzeźwo…

W sumie nie narzekała. Kiedy był obudzony, wydawał się jeszcze przystojniejszy. Zwłaszcza jego złote, piękne niczym dwa, niewielkie słoneczka oczy, w które mogłaby wpatrywać się cały dzień. Teraz chyba już rozumiała, dlaczego ta dziwna bogini lubowała się w wydłubywaniu oczu. Gdyby mogła, kozica sama wyjęłaby je chłopakowi i oprawiła w ramkę niczym najdroższy obraz do podziwiania. Wiedziała jednak, że to tak nie działa. Stwierdziła, że musi kiedyś poprosić go o swój portret. A najlepiej malunek samych jego oczu.

Zaczęła ostrożnie masować skrzydło chłopaka. Jego gładkie, miękkie pióra przesuwały się między jej palcami, łaskocząc lekko. Przesuwała dłonie powoli, po jego ciele. Nie chciała wykonywać żadnych gwałtownych ruchów, ponieważ Saadiya już teraz wydawał się zestresowany. Wolała nie wywoływać u niego ataku paniki.

– Mam nadzieję, że nie narzekasz na moje zdolności – zaśmiała się.

– Nie… Jest dobrze – odpowiedział niepewnie.

Nadal był strasznie spięty. Kozica przesunęła niepewnie dłonie na barki bestii. Z początku wydawał się zdezorientowany, jednak po chwili zaczął się odprężać.

Siedzieli tak w ciszy przez dłuższy czas, aż Karnia nie stwierdziła, że jej dłoniom należy się chwilowa przerwa. 

– Teraz twoja kolej – rzuciła, siadając tak, aby chłopak mógł ją pomasować.

– Tylko że nie wiem, czy potrafię. Dawno nikogo nie masowałem – zaśmiał się.

– Oj przestań, nie może być tak źle! A po wszystkim, możemy przecież pójść nieco dalej…

– Podziękuję.

Mówiąc to, Saadiya odskoczył od kozicy, poprawiając przy tym swoje ubrania, których nie ostało się wiele. Chyba zdał sobie sprawę z tego, jak skąpo ubrany właśnie był, ponieważ zaczął rozglądać się zdezorientowany po pomieszczeniu. Dopiero gdy zlokalizował swoje ubrania, rozrzucone po podłodze w kącie pokoju – wstał, ruszając w ich stronę.

Karnia widząc jego zachowanie, natychmiast zareagowała. Stanęła przed nim z poważną miną. Po chwili, chcąc przekonać go do zostania, zmusiła się do łagodnego uśmiechu.

– Gdzieś idziesz, Ptaszyno? Nawet jeszcze się dobrze nie poznaliśmy!

– Możemy porozmawiać na dole. Na przykład przy szklance… – zawahał się. – Przy szklance wody.

– Przez „o” z kreską, mam rację?

– Co?

– Hm? – Karnia uśmiechnęła się szeroko.

Saadiya wyminął ją ostrożnie i szybkim ruchem zgarnął swoje ubrania z podłogi. 

– Jeśli pozwolisz, to się ubiorę. Strasznie zimno się tu zrobiło!

– Tak? Ja jakoś tego nie czuję! Mogę cię przytulić, jeśli to pomoże.

– Nie trzeba. Ty też powinnaś się ubrać, bo się przeziębisz…

– Nic mi nie będzie – prychnęła koza.

Nie podobało jej się, do czego dążyła ta rozmowa. Nie mogła przecież od tak go wypuścić! Nawet nie zdążyła się rozkręcić, a on już postanowił zostawić ją i tak po prostu odejść? Jasne, mógł to zrobić, jednak nie w takim momencie! Jakby nie mógł poczekać… 

Patrzyła na niego, gdy ten nerwowo nakładał na siebie kolejne warstwy ubrań. Ostatecznie ubrał również swoją ptasią maskę i odwrócił w stronę drzwi.

– Nie chcesz zostać na dłużej? – zapytała rozdrażniona.

– Przykro mi, ale nie mam już pieniędzy, a jestem strasznie głodny. Chciałbym niedługo wyjść, aby móc gdzieś trochę dorobić i…

– Nic więcej nie mów! – przerwała mu. – Możesz pracować dzisiaj w karczmie u mego boku! A spać możesz u mnie, abyś nie musiał wynajmować pokoju!

– Tak w sumie to już wynająłem go w innym miejscu. Tam też zostawiłem wszystkie moje rzeczy, więc jeśli pozwolisz, to wrócę chyba do miasta.

– A co jeśli nie pozwolę?

<Saadiya?>

Od Karnieli „Naprawdę, nie piję” cz. 2 (c.d. Diego)

  Zima 1456

Kiedy nieznajomy wykonał sztuczkę, Karnia wytrzeszczyła oczy w zdziwieniu. Nie była w stanie pojąć, co się właśnie wydarzyło. Karta jeszcze przed chwilą znajdowała się w jego prawej dłoni. Nie minęła nawet sekunda. On nie zrobił nic, co mogłoby wskazywać na przełożenie jej do drugiej ręki. Co więc robiła w lewej? 

Kozica poczuła przypływ ekscytacji, pod wpływem tak ciekawego i niespotykanego zjawiska. Może ten trzeźwy chłoptaś, wcale nie był taki nudny? Istoty z maskami są, jak się okazuje, bardziej zadziwiające i ciekawe, niż mogłoby się wydawać. Stwierdziła, że kiedyś musi sprawdzić, jak wygląda jego twarz.

– Jesteś magiem? – zapytała, starając się zachować spokój.

– Nie. Jestem artystą-kuglarzem.

– Artysta-guglarz? Robisz jakieś gogle, czy może jesteś artystą gulaszu…

– Kuglarz – poprawił ją zamaskowany.

– No okej. I co taki guglarz robi? Czarujesz?

– Nie… – mężczyzna westchnął zrezygnowany. – Robię sztuczki. Zabawiam ludzi. Na przykład ten trik z kartą, to po prostu sztuczka oparta na zręczności i długotrwałym treningu.

– Eee! Nudy – jęknęła. – Myślałam, że czarujesz.

– Nie czaruję, niestety.

Karnia spojrzała na niego w zamyśleniu. W rzeczywistości była bardzo pod wrażeniem jego umiejętności. Cieszyła się jak dziecko, jednak wiedziała, że nie powinna tego aż nazbyt okazywać. Wziąłby ją za dziecinną, a w oczach pijaków rozsianych po karczmie, mogłaby sporo stracić. A musiała przecież utrzymać swój autorytet.

– Pokaż jeszcze coś. Nie uwierzę, że jesteś prawdziwym guglarzem, aż mi tego nie udowodnisz! Każdy głupi mógłby nauczyć się tej sztuczki z kartami, ha!

Nieznajomy milczał. Barmanka przez chwilę obawiała się, że ten odmówi i po prostu sobie wyjdzie, jednak on nie ruszał się z miejsca. Przeklęta maska – gdyby nie ona, kozica już dawno wiedziałaby co myśli o niej mężczyzna. Przez to ustrojstwo nie mogła dostrzec jego twarzy.

– Dobrze, co mam zrobić?

Dziewczyna uśmiechnęła się uradowana.

– No… Sztuczki! Rób sztuczki!

– W porządku.

Zamaskowany zastanawiał się chwilę, po czym wyjął z kieszeni talię kart i podał ją barmance.

– Wybierz jedną.

Karnia zrobiła, co jej kazano. Wyciągnęła królową z ładnym, czerwonym serduszkiem. Mężczyzna kiwnął głową i odłożył resztę na blat.

– Podaj mi ją.

Ponownie wykonała polecenie. Zamaskowany chwycił kartę. To, co wydarzyło się później, było tak dziwne, że kozica przez chwilę zwątpiła w swoje własne oczy. Stojący przed nią nieznajomy po prostu stuknął w kartę, a ta niczym za sprawą magii przemieniła się z królowej w asa z czarnymi, przypominającymi drzewka znaczkami.

– Jak… jak to się stało? Kiedy? – wykrzyknęła zdziwiona.

– To moja tajemnica – zaśmiał się zamaskowany.

Karniela chciała jeszcze coś powiedzieć, jednak w tym momencie, jeden z klientów uderzył pustym kuflem o blat, po drugiej stronie baru.

– Doleweczki od szanownej paniusi, poproszę!

Kozica westchnęła i ruszyła w jego kierunku. Kiedy skończyła nalewać mu piwa, odwróciła się i spojrzała na siedzącego nieruchomo artystę-magika. Chciała zobaczyć więcej trików, jednak wiedziała, że w tych warunkach co chwilę będzie musiała biegać do klientów. Może gdyby poprosiła właścicielkę, aby przez chwilę ją zastąpiła...

– Ey, Zamaskowany! – zwołała.

– Mam na imię Diego! – zauważył.

– Ta… Zamaskowany Diego, idź korytarzem na piętro, zaraz do ciebie dołączę. Pójdziemy do mojej sypialni, wypijemy coś mocniejszego i pokarzesz mi trochę sztuczek – zaśmiała się.

– Uuu! Ale przecież takiej młodej damie to nie przystoi! – zaśmiał się pijaczyna, który właśnie dopił swój trunek i chwiejnym krokiem szedł w ich stronę.

Karnia westchnęła. Co prawda tym razem nie miała tego na myśli, jednak klienci karczmy znają ją już dostatecznie dobrze, aby wiedzieć, że istoty zapraszane do jej sypialni nigdy nie kończą dobrze. Niczego nieświadome ofiary, wpadające w jej pułapkę.

<Diego?>

20 kwi 2022

Od Feri'ego "Początkujący łowca" cz. 8 (cd. Diego)

Jesień 1456

- Dzięki, ale raczej nie skorzystam... - odpowiedział lekkim głosem.
- Hm.. A mogę zapytać chociaż dlaczego? - zapytał człek.
- No... spójrz na mnie... czy ja ci wyglądam na człowieka?
- Hm...
- Mam futro, okej? Mi nie jest zimno w zimę. - Feri spojrzał na niego wyraźnie znudzony.
- Ale to aż tak pomaga? - dopytywał z zaciekawieniem człowiek.
- Tak - odpowiedział prosto, by nie drążyć dalej tematu.
- Chciałbym cię ugościć jak już tu jesteś. No ale sam widzisz... Nie mam takiej możliwości, więc...
Mężczyzna lekko posmutniał.
- Ah, to nic takiego. Chciałem tylko podziękować za ratunek...
- No to już to zrobiłeś... i to nie raz. Coś jeszcze byś chciał?


<Diego?>

19 kwi 2022

Od Sigrid "Dzień jak co dzień" cz. 7 (cd. Diego)

Jesień 1456

Diego został sam. Oprócz jesiennego wiatru kołyszącego delikatnie liśćmi, nic nie zwiastowało nadchodzącego niebezpieczeństwa. Gdy człowiek zaczął zbierać drobne, Sigrid skryła w cieniu pobliskich krzewów. Ładowała kuszę, napawając się tą chwilą. Nie spuszczała oczu z mężczyzny. Obrała na cel Diego i czekała nasłuchując. Oczekiwanie nie trwało długo, bo naprzeciwko nich, blisko jej „przynęty” pojawił się koszmar. Ogromny i potężny, wielkości niedźwiedzia o wielkich łapach i pyskiem jak u konia. Widać niejedną walkę stoczył; ma masę blizn i parę wbitych strzał czy bełtów w grzbiet. Warcząc i charcząc patrzył wściekle na Diego. Na to czekała Sigrid - w końcu zabije potwora który napsuł jej krwi, jedyny który miał czelność nie paść u jej stóp martwy. Jego pobratymcy nie sprawiały takiego kłopotu jak on. Podniosła kuszę wyżej, celując w stronę monstrum. Diego drżąc ze strachu, pomału wycofywał się.

- S-Sigrid! - wydukał, gdy potwór się zbliżał- Sigrid! Tu jest Koszmar! Gdzie jesteś?

Bestia przesunęła się bliżej, by być pewna że trafi. Nagle trzask. Pod jej łapą pękła sucha gałąź. Potwor natychmiast się cofnął i spojrzał w kierunku, skąd dobiegał odgłos. Domyślił się o co biega. Sigrid bez zastanowienia nacisnęła spust. Chybiła. Na to tylko czekał. Ruszył wściekle na bestię, po drodze prawie tratując biednego Diego. Sigrid zabrała się szybko za naciągnięcia cięciwy kuszy. Z każdym jej ruchem potwór był coraz bliżej. Gdy załadowała pocisk, potwór jednym ruchem łapy wyrwał jej broń, odrzucając ją daleko za siebie.

<Diego?>

18 kwi 2022

Od Diego „Zimną nocą” cz. 4

 Zima 1456

– O bracie... – westchnął Ting. – Jak by ci to wytłumaczyć, żeby twój ludzki mózg to ogarnął...
Diego podniósł oczy do góry i pokręcił głową. Czemu tak wiele ras uważa jego gatunek za „słabszy”, „mniej pojętny” lub po prostu „gorszy”?
– Dobra... spotkałem wilka. Znaczy, nie białego wilka – Drobny-dwunogi spojrzał wymownie na czytającego. – Tylko... takiego szarego.
– Większość wilków jest... szara... – Diego rozejrzał się po pomieszczeniu. Nie zobaczył jednak nikogo poza zawiniętym w koce Tingiem.
– To był inny wilk. Miał niebieską grzywę i... Dobra, to nie jest ważne. Ten wilk zna się z... e... – Drobny-dwunogi podrapał się po pysku.
Diego złożył razem ręce i oparł o nie głowę. Podniósł jedną brew, spoglądając na zakłopotanego Tinga. Jak na razie kuglarz-łowca istotnie niczego nie rozumiał.
– Odwiedził ją niebieski jeż w okularach... Znaczy, ja go nie widziałem ale widziałem jego kolegów...O, widziałem też twoich kolegów! – wykrzyknął Ting.
– Czekaj, czekaj – Diego podsunął się bliżej. – Znasz moich przyjaciół? Dlaczego nigdy o tym nie mówiłeś?! Ting przez chwilę milczał. Odwrócił wzrok.
– Bo to nie są TWOI przyjaciele... Ugh, wiedziałem, to zbyt skomplikowane!
– Nie rozumiem... – mruknął Diego.
– Nie jesteś jedynym Diego na świecie, okej?
– ...Co? – Zamaskowany przechylił głowę. Czuł, że zaczynała go boleć.
– Nie, powiedziałem ci już za dużo – warknął Ting. – Koniec rozmowy.
– Obiecałeś wyjaśnić! – oburzył się Diego. Drobny-dwunogi spojrzał na niego ze zdziwieniem w oczach.
<C.D.N.>

17 kwi 2022

Od Diego „Zimną nocą” cz. 3

 Zima 1456

Ruch zimnego powietrza poderwał ze stołu kilka kartek z zadaniami ostatnich dni. Drobny-dwunogi warknął i zatopił pysk w pierzynie. Diego zapiął kurtkę pod szyję i wstał; zrozumiał, że to do niego należało zamknąć drzwi. Jednak zatrzaśnięcie ich z powrotem nie należało do prostych zadań. Wicher walczył nad wyraz zaciekle. Jakby komuś zależało, żeby wejście pozostało otwarte i nadal wpuszczało do środka przeraźliwe zimno.
Diego spiął to, co ledwo można było nazwać mięśniami i wreszcie zatrzasnął drzwi. Gdyby nie wycie wiatru, huk pewnie rozniósłby się po całym lesie.
Mężczyzna odetchnął z ulgą czując, że po wnętrzu jego domu znów zaczyna się rozchodzić cieplejsze powietrze. Podszedł do ognia i podmuchał nań, żeby płomień nieco odżył. Kiedy już miał pewność, że iskra przetrwała, dorzucił do kominka kawałek drewna.
– Jesteś tam jeszcze? – Diego zwrócił się do siedzącego przy palenisku rulonu z koca i pierzyny.
– Yhym – mruknęło w odpowiedzi zawiniątko. – Po prostu było trochę zimno.
– Mógłbyś wystawić chociaż mordkę? Ciężko będzie nam tak rozmawiać.
Drobny-dwunogi wysunął spod pierzyny pysk zasłonięty czaszką wilka.
– Może być? – zapytał.
– Powinno wystarczyć – Diego pokiwał głową. – Teraz przynajmniej cię dobrze rozumiem. Więc... – Kuglarz usiadł obok stosu koców. – Mam pytania.
– To ci dopiero odkrycie – westchnął Ting. – Przejdźże do rzeczy.
– No dobrze... Kto kazał ci mnie znaleźć?
<C.D.N.>

16 kwi 2022

Od DIego "Zimną nocą” cz. 2

 Zima 1456

Kiedy Diego skończył rozciąganie mięśni, pomyślał, że na rozgrzewkę dobrze zadziała też coś gorącego do picia. Mężczyzna więc wstał i wziął czajnik.
– Ting, chcesz herbaty?
– Nie bardzo – odparł Drobny-dwunogi.
Diego i tak nalał więcej wody do zagotowania. Wziął pod uwagę scenariusz, w którym jego kolega zmienia zdanie. Zawiesił, już pełne, metalowe naczynie w odpowiedniej wysokości nad ogniem.
Po tym, znów zapadła cisza. Diego wrócił do rozciągania się, a Ting dalej patrzył w ogień. Czas mijał, aż wreszcie uszu kuglarza sięgnął odgłos bulgoczącej wody.
Po zaparzeniu gorącego naparu, Diego doszedł do wniosku, że miło jest przy herbacie o czymś porozmawiać. A skoro Ting nie śpi, miał towarzysza do rozmowy. Co więcej... może być to doskonała okazja do zadania ważnych, nurtujących pytań.
– Ting... znamy się już trochę... mógłbyś mi wyjaśnić kilka rzeczy?
– Tylko jak przyniesiesz mi kawę – odparł Drobny-dwunogi.
– Obiecujesz? Odpowiesz na moje pytania?
– Obiecuję. Ale mówię tu o ziarnach, nie o zaparzeniu – zaznaczył Ting.
– A... no tak – Diego odstawił kubek, w którym chciał parzyć napar.
Wziął garść „surowej” kawy i podał ją towarzyszowi. Uzbrojona w ostre pazury łapa z radością przyjęła ziarna.
– No to słucham, co Zamaskowany chciałby dziś wiedzieć? – rzucił Drobny-dwunogi.
– Przede wszystkim... – Diego zmuszony był jednak urwać; drzwi wejściowe szarpnął i otworzył lodowaty wicher.
Podmuch był tak silny, że prawie zupełnie zdusił ogień w kominku.
<C.D.N.>  

15 kwi 2022

Od Diego "Zimną nocą" cz. 1

 Zima 1456

Diego zwinął się na łóżku. Przewracał ciało z boku na bok, ale nie mógł zmrużyć oka. Nakryty tylko własną kurtką, dostawał gęsiej skórki. Mróz był tej nocy nieznośny.
Podniósł wzrok na osobę, która zrobiła „wrogie przejęcie” jego koca i pierzyny. Drobny-dwunogi uwił sobie z tych rzeczy przyjemne gniazdko w rogu pokoju; tuż przy kominku. Wystawiał stamtąd tylko głowę. Wyglądem przypominał Diego burrito z ciepłych okryć.
Kuglarz-łowca cieszył się, że jego kolega nie cierpi przez zimno, ale musiał coś zrobić, żeby zadbać też o siebie. Wstał, przebrał się z koszuli nocnej w odzież dzienną i założył kurtkę. Po tym, dorzucił drwa do ognia.
– Nie śpisz, Słońce? – zdziwił się Ting.
– A no nie – mruknął Diego. – A dlaczego ty nie śpisz? W ogóle sypiasz?
– Czasami. Ale na co dzień nie muszę.
Diego usiadł obok kolegi i wyciągnął dłonie w stronę ognia. Przyjemne ciepło zaczęło rozchodzić się po opuszkach jego placów.
– Szczęściarz z ciebie – zaśmiał się kuglarz.
– Powiedzmy... To nie jest naturalne – westchnął Drobny-dwunogi.
– Och...
Po tych kilku zdaniach, chwilę spędzili w milczeniu, obaj wpatrzeni w tańczące na drewnie płomienie. Ciszę przerywał tylko skowyt wiatru; dostawał się do środka przez szczelinę między drzwiami a framugą. Przyprawiał Diego o dreszcze.
Kuglarz wsunął jedną nogę pod drugą; usiadł „po turecku”. Zaczął się rozciągać, żeby jego ciało wygenerowało jeszcze trochę własnego ciepła. Pochylił tors w jedną stronę, potem w drugą. Bez trudu sięgnął za każdym razem podłogi.
<C.D.N.>

14 kwi 2022

Od Diego "Nowa sztuka" cz. 6

 

 Zima 1456

– Zamorskie łakocie? Więc to nie są po prostu złapane dzikie owady? – Diego podszedł bliżej kolegi.
– Handlarz zapewniał, że mają specjalną hodowlę – Ting wpakował sobie do pyska następnego owada. – Mmm, wysuszone i przyprawione.
– Mógłbyś dać mi jednego, proszę?
Drobny-dwunogi popatrzył na Diego ze zdziwieniem. Pewnie w innej sytuacji nie podzieliłby się zdobyczą, ale był w takim szoku, że wyciągnął w stronę człowieka swoją sakiewkę. Diego wydobył stamtąd jednego suszonego owada – tylko na spróbowanie. Podniósł odrobinę maskę i wziął go do ust. Przeżuł, po czym prawie wykrzyknął: – To naprawdę smaczne – Pod wpływem pozytywnego zaskoczenia aż zapomniał o zasadzie, że nie powinno się mówić z pełnymi ustami.
– Pierwszy raz spotykam kogoś z nie-mojego gatunku, kto lubi owady... – mruknął Ting, grzebiąc w sakiewce.
– Wiesz, może nie lubię wszystkich, ale te są naprawdę dobre. Dobrze przygotowane – Diego pocmokał delektując się resztkami smaku w ustach. – Jakim humanoidem był handlarz?
– Bestią. Taką dziwną z długim pyskiem i ozorem.
Diego spojrzał na trzymane przez siebie noże. Przypomniał mu się poprzedni temat ich rozmów.
– A co myślisz o mojej nowej sztuczce? – zapytał kolegę.
– Spróbuj nie trafić samego siebie, to dostaniesz kilka Ora. Taka moja opinia – Ting wzruszył ramionami.
– À propos Ora... płaciłeś nimi czy kolejnym wisiorkiem?
– Ugh, znów zadajesz dużo pytań. A jak ci się wydaje?

Od Diego „Nowa sztuka” cz. 5

 

 Zima 1456

– Brawo, brawo – Drobny-dwunogi aż wyciągnął łapy spod koca, żeby ironicznie zaklaskać. Szybko jednak zaczęło mu doskwierać zimno, więc ukrył je z powrotem.
– Zdarza się – mruknął Diego. – Mogło być gorzej – Złapał rękojeść noża, żeby wyciągnąć go z desek podłogi.
– Ciekawe czy tak samo byś mówił, gdyby to faktycznie trafiło twoją nogę...
Diego szarpnął. Nóż jednak odmówił ruszenia się z miejsca. Kuglarz złapał go dwiema rękami i stanął stabilniej na nogach, by znów pociągnąć. Dopiero wtedy narzędzie ustąpiło.
Mężczyzna obejrzał swój nowy zakup w poszukiwaniu jakiś śladów tego incydentu, a potem nachylił się, żeby zbadać zniszczenia podłogi. Powstała rysa nie była zbyt szeroka; tak właściwie prawie zlewała się z teksturą drewna. Diego jednak uznał, że przydałoby się coś z tym zrobić. Może nie było tego bardzo widać, ale świadomość, że dziura tam jest, uwierała go. Wyjął znowu kartkę i zapisał sobie o wizycie u stolarza. Zapyta o jakiś sposób, który nie łączyłby się z całkowitym zdzieraniem podłogi.
– Hej, Zamaskowany. Ja też znam jedną sztuczkę.
Ting wyjął ze swojej „sakiewki” robala, podrzucił go i złapał zębami. Po tym, zaczął głośno chrupać.
– Skąd w ogóle wziąłeś owady o tej porze roku? – zapytał z ciekawości Diego.
– W zimie są na to dwa sposoby – Ting przełknął ostatni kęs. – Albo szukanie karaluchów i innych szkodników po domach, albo znalezienie jakiegoś handlarza z zamorskimi łakociami. Miałem dość szczęścia, żeby trafić na tego drugiego. Szedł tędy z miasta.
<C.D.N.>

Od Diego „Nowa sztuka” cz. 4

 

 Zima 1456

Mężczyzna zachichotał cicho. Po tym, przygotował się do wypuszczenia z dłoni pierwszej rękojeści. Kiedy już podrzucił jeden nóż, posłał w powietrze kolejno drugi i trzeci. Wszystkie obracały się i wracały do dłoni Diego odpowiednią stroną. Teraz kuglarz miał pewność; znał tę sztuczkę bardzo dobrze. Powtarzał czynność, puszczając noże w powietrze ponownie i ponownie. Podrzucał je to wyżej, to niżej. Czasem zakręcił którymś szybciej, by ten obrócił się nie raz, a dwa razy.
Siedzący na łóżku Ting śledził wzrokiem żonglerkę Diego. Z początku wyglądał, jakby czekał na jakąś katastrofę, ale z czasem obserwował sytuację z coraz większym zainteresowaniem. Wkrótce jego głowa zaczęła się kiwać w ten sam rytm, w jaki podrzucane były noże.
Diego wyobraził sobie akompaniament muzyki; wysokie dźwięki wymieszane z niskimi. Tak, najlepsze by były instrumenty smyczkowe. Albo coś strunowego. Dłuższa nuta, krótsza nuta...
Mężczyzna pomyślał, że mógłby, dla lepszego efektu, spróbować obrócić się podczas tej żonglerki. Jak postanowił, tak zrobił; wyrzucił noże jeszcze wyżej i wykonał obrót wokół własnej osi. Po tym, złapał w dłoń pierwszą rękojeść, potem drugą... a gdzie zniknęła trzecia?
Nagle coś mignęło przed oczami Diego. Powietrze przeszyło dziwne tąpnięcie połączone z charakterystycznym metalicznym dźwiękiem. Kuglarz spojrzał w dół; ku źródle odgłosu. Zobaczył zaginiony nóż; wbity w podłogę obok jego stopy.
<C.D.N.>

13 kwi 2022

Od Diego "Nowa sztuka" cz. 3

 Zima 1456

– To do czego? Smarowania chleba smalcem? – Drobny-dwunogi wziął jeden z noży w łapę. – Do starcia z bliska są w sam raz.
– Nie są do walki – Diego podniósł pozostałe dwa. – Będą mi potrzebne do występów.
– Zamierzasz rzucać nimi w publikę i chwalić się, jakiego masz cela?
– Nie, ale to też jest dobry pomysł na przyszłość – mężczyzna poklepał się po kieszeniach, po czym wyjął z jednej z nich kawałek kartki, by to zapisać.
Drobny-dwunogi popatrzył na niego dziwnie, ale nic już nie powiedział. Poprawił tylko koc, w który był zawinięty.
– Mógłbyś mi oddać ostatni nóż? – poprosił Diego.
Ting złapał pazurami za ostrze i wyciągnął rękojeść w stronę kuglarza. Ten przejął od niego przedmiot.
– Odsuń się może – powiedział mężczyzna.
– Daj mi tylko chwilę – Drobny-dwunogi podszedł do sterty drewna i wrzucił do ognia kilka kawałków. Dopiero po tym zgodził się wycofać i wskoczyć na materac łóżka. Rozsiadł się na nim wygodnie, gotów zobaczyć, co też jego kolega wymyślił tym razem.
Diego złapał noże tak, jak złapałby rozpalone pochodnie. Te dwa rodzaje przedmiotów różniły się jednak wagą, kształtem i długością. Diego pomyślał, że z pochodniami też nie mógłby ćwiczyć w drewnianej chacie.
– Uprzedzam, jak zrobisz sobie krzywdę nie będę ci pomagał się opatrywać – rzucił Ting, kiedy Diego był już prawie gotów do rozpoczęcia sztuczki.
<C.D.N.>

Od Diego "Nowa sztuka" cz. 2

 Zima 1456

Wynosząc swoje dzieło z miasta, Diego minął kram handlarza bronią i narzędziami. Jeden z klientów był zainteresowany wykrzywionym nożem. Podrzucił go raz w ręku i zamachnął lekko w powietrzu, żeby sprawdzić, jak się nim włada. Diego przystanął na chwilę na ten widok. Coś go tchnęło, żeby podejść do kramu.
Spojrzał na miecze, włócznie, potem znów na te noże. Pomyślał, że spodobałyby się Rickowi. Ale z jakiegoś powodu podobały się też jemu. Wydawały się... poręczne?... przydatne? Było w tym coś interesującego.
Diego również wziął jeden z noży w dłoń. Był idealny do podrzucenia. Diego wykonał tę czynność. Nóż obrócił się raz w powietrzu i wrócił do ręki kuglarza z rękojeścią z odpowiedniej strony. Wtedy Diego zrozumiał, co to dla niego oznaczało. Przecież to takie proste.
– Jesteś zainteresowany kupnem? Jest doskonale wyważony – odezwał się handlarz.
– Właśnie widzę... – Diego położył nóż przed kupcem. – Znalazłyby się jeszcze dwa takie?
***
Ting dopiero teraz zauważył kanciaste zawiniątko przewieszone przez plecy kuglarza. Nie pytając o zgodę, rozsznurował je. Ze środka z głośnym brzdękiem wypadły trzy zakrzywione noże. Diego aż podskoczył na ten dźwięk.
– Jak na łowcę kiepsko u ciebie z czujnością – mruknął Ting.
Kucnął nad rozsypanymi po podłodze przedmiotami. Lśniły nowością; noże były w nienaruszonym stanie.
– No, wreszcie pomyślałeś o porządnej broni – Drobny-dwunogi pochwalił kolegę. – Tylko po co ci ich aż tyle?
– To nie do walki.
<C.D.N.>

Od Diego „Nowa sztuka” cz. 1

 Zima 1456

Diego powiedział Drobnemu-dwunogiemu, że idzie po drewno na opał, ale częścią tej wyprawy była też podróż do miasta. Kuglarz potrzebował zakupić dwie oszlifowane deski i więcej sznura. Nie myślał nawet, żeby nosić narąbane drewno w rękach. Zamiast tego, związał deski razem, by powstały prowizoryczne sanie. Nie nadawały się do szybkiego zjazdu z górki, ale do powolnego ciągnięcia lub pchania drewna po śniegu już tak.
Mężczyzna doprowadził w ten sposób narąbane drwa pod swój dom na drzewie. Tam, związał kilka bloków dębu kawałem sznura i wspiął się po drabinie na górę. Stojąc już na ganku, wciągnął drewno za sobą.
Schodząc z powrotem na dół, Diego zdał sobie sprawę, że wcale nie musi powtarzać tej czynności z każdym kawałkiem drewna. Wystarczy, że zawiąże je wszystkie przy jednej okazji i wejdzie na górę jeden raz, by je wciągnąć jeden po drugim.
Ostatecznie transportowanie drewna na górę zajęło Diego dobrych paręnaście minut. Przy końcu wykonywanej pracy mężczyzna czuł, jak drżą mu mięśnie. Uśmiechnął się sam do siebie, kiedy zobaczył ostatni kawałek dębu. Chociaż praca nie była wybitnie skomplikowana, napełniła ona Diego swego rodzaju satysfakcją.
W oknie chaty przez cały ten czas widniała sylwetka Tinga. Ten, jak co dzień, był obwiązany kocem. Przyglądał się poczynaniom Diego, przeżuwając coś. Głośno chrupał, więc jeśli to były owady, na pewno jakieś z twardym pancerzem.
– Tamto coś zostawisz tam na dole? – zapytał Ting, patrząc z okna.
– Nie widzę powodu żeby wciągać na górę też sanie – powiedział kuglarz. – Po co komu dwie związane razem deski?
– Oj zdziwiłbyś się, co humanoidy potrafią ukraść.
<C.D.N.>

12 kwi 2022

Od Diego „Zapomniane sztuczki” cz. 20

 Jesień 1456

– Jeszcze raz pokaż mi to – poprosił, a raczej kazał Ting.  – Chwytasz o tak – Diego zaprezentował. – Zacznijmy może od ważniejszego pytania; potrafisz strzelać palcami?
– Tak myślę – Drobny-dwunogi złożył odpowiednio drugą łapę. Udało mu się nią pstryknąć.
– Świetnie. Teraz zrób to samo dłonią, w której trzymasz kartę.
– Ale jak to zrobić bez rozerwania jej... – zastanowił się głośno Ting. – Zamaskowany, znasz jakieś inne sztuczki z kartami?
– Tego nie wiem – odparł Diego z nutą smutku w głosie. – Jest to możliwe, ale potrzebowałbym jakiegoś punktu zaczepienia. Czegoś, co mi przypomni.
– Więc... potrafisz „znikać” karty? Wkładało się je wtedy jakoś za palce – Ting spróbował zreplikować sztuczkę, żeby pokazać, o co mu chodzi, ale miał za małą łapkę, żeby skutecznie schować za nią ten malowany kawałek papieru. Do takiego triku lepiej była przystosowana ludzka dłoń.
Diego spojrzał na kartę, którą trzymał.
– Wiesz, może skończmy najpierw z pstrykaniem. Na pewno jest sposób, żeby ci się to udało. Albo wiesz co? – Kuglarz-łowca wstał i ruszył w kierunku jednej z szafek stojących w izbie. Jednak po drodze jego noga zaczepiła o coś i mężczyzna o mało nie wywinął orła.
Był to plecak Tinga; skórzany worek przewrócił się, a jego zawartość wysypała na świeżo umytą podłogę. Pośród różnych rzeczy, które do niedawna były wewnątrz plecaka Diego dostrzegł jeszcze więcej wisiorków. Ciekawe...
<C.D.N.>

Od Diego „Zapomniane sztuczki” cz. 19

 

 Jesień 1456

– Hm a nie chciałeś zapolować na scury ze mną... – Diego przejechał szmatą po kolejnej desce.
– Też mi zabawa, ganianie za gryzoniami. To się nawet nie nadaje do jedzenia.
Diego wzdrygnął się na tę myśl.
– Już wolę myśleć o smaku kawy... – mruknął kuglarz.
– Nie przypominaj. Musimy czekać na nią cały długi tydzień. Ugh!
– Mogło być gorzej – zauważył Diego.
– Ale mogło być lepiej – burknął w odpowiedzi Ting. – Długo jeszcze?
– Już gotowe – Diego wstał i podniósł wiadro, by wylać brudną wodę za okno.
– Nareszcie!
Diego odstawił cebrzyk w kąt pokoju i rozwiesił szmatę na oknie. Po tym, zaczął zbierać poprzestawiane na czas mycia podłogi przedmioty.
– Powiedziałeś, że skończyłeś.
– Skończyłem główny punkt sprzątania – sprecyzował Diego. – Zostały już same drobiazgi. Możesz mi pomóc, jeśli chcesz, żeby było szybciej.
Ting znów wydał z siebie jakiś bliżej nieokreślony dźwięk oznaczający zrezygnowanie i brak chęci. Niemniej jednak zszedł z łóżka, podszedł do kuglarza i zabrał mu kilka przedmiotów.
– Gdzie mam to odstawić?
– Tam, gdzie zwykle stoi – wyjaśnił Diego.
– Pomyślałeś, że gdybym wiedział, to bym nie pytał?
– Tę zastawę odstaw do szafki – Mężczyzna wskazał odpowiednie miejsce. – A te buty pod łóżko.
Ting poszedł wykonać swoje zadanie. Nagle przez okna do izby wdarł się zimny wiatr. Drobny-dwunogi zatrzymał się wpół kroku. Odwrócił głowę, by spojrzeć na źródło zawiei.
– O co chodzi? – spytał Diego, widząc reakcję kolegi.
– Nie, nic... Tylko... Skojarzyło mi się to z kimś.
<C.D.N.>

Od Diego "Lutnia" cz. 7

 

 Zima 1456

Drobny-dwunogi poprawił koc, by ten czasem nie spadł z jego ramion i torsu. Po tym, złapał poprawnie ten mały instrument. To jest, słowo „mały” pasowało tylko patrząc z perspektywy człowieka; dla Tinga był on prawie w sam raz.
Drobny-dwunogi szarpnął pierwszą strunę, żeby sprawdzić, jak brzmi. Wtedy po izbie rozniósł się nieprzyjemny, metaliczny skowyt. Diego otworzył szeroko oczy ze zgrozą.
– To... nie było specjalnie, Zamaskowany – powiedział Ting, spoglądając na strunę, która bezprawnie zmieniła swoje ułożenie i kołysała się teraz w powietrzu, zwinięta jak muszla ślimaka.
– Domyśliłem się... – powiedział kuglarz-łowca. – Domyśliłem się – powtórzył, wzdychając ciężko.
Ting zwrócił oczy ku swoim niszczycielskim pazurom. Najpierw karty, teraz to. Na jakimś etapie przestał być dostatecznie ostrożny...
Drobny-dwunogi wyciągnął uszkodzony instrument w stronę Diego.
– Lepiej ty to trzymaj...
Mężczyzna bez słowa przejął od niego swój skarb. Każda wskazówka co do przeszłości kuglarza była skarbem. Coś go uwierało w środku, jak widział jeden z ważniejszych elementów tej układanki naruszony. Coś ściskało w piersi, drapało w gardle. Uczucie było zbyt podobne do tego, co czuł, kiedy złamał włócznię.
Diego spojrzał na kawałek kartki, który wciąż trzymał w drugiej dłoni. Ponownie, szukał na niej podpowiedzi, wskazówki, czegokolwiek; jakiegoś punktu, który powie mu, co powinien zrobić. Jednak, nie znalazł tam nic, poza „porąbać drewno”.

11 kwi 2022

Od Diego "Dzień, jak co dzień?" cz. 6 (cd. Sigrid)

 Jesień 1456

Diego spojrzał na trzymaną fiolkę, a potem na osobę, która mu ją wręczyła. Nie może być, Sigrid odkryła to, nad czym Diego się zastanawiał odkąd odkrył w swoim domu stroje kamuflujące. W jego oczach zalśnił zachwyt i podziw. Nabrał jeszcze więcej szacunku do tego stworzenia.
Teraz już zdecydowanie chciał jej pomóc. Chciał się jej przypodobać, żeby, być może, zechciała zdradzić sekret tego wynalazku. Może Sigrid wyglądała i działała trochę niecodziennie, może biła od niej aura samotnika, ale w Diego zatliła się iskierka nadziei, że zostaną przyjaciółmi, albo chociaż współpracownikami.
Mężczyzna wyjął z kieszeni kawałek kartki, rozłożył go i przygotował do pisania.
– Jak wygląda ta roślina, o której mówiłaś?
– Schowaj to, zobaczysz zaraz. Na pewno poznasz która to – odparła Sigrid. – Otwórz fiolkę.
– Jak się tego używa? – zapytał Diego. Spojrzał na buteleczkę pod światłem.
– Wetrzyj to w skórę.
Kuglarz wykonał polecenia swojego nowego autorytetu. Zapach substancji był dość ostry, ale Diego ufał, że po prostu jego ludzkie zmysły są przewrażliwione. Nie jest potworem, skąd mógłby wiedzieć jak działa węch jednego z nich?
– Jesteśmy na miejscu – oznajmiła Sigrid. – To to ziele – Wskazała jedną z łap coś, co ledwo wyrastało ponad ściółkę.
Diego skinął głową i kucnął nad rośliną, żeby się jej dokładnie przyjrzeć. Po chwili dostrzegł obok bardzo podobną. Odwrócił się, żeby zapytać Sigrid, czy to kolejny przedstawiciel tego samego gatunku, ale ta już zdążyła zniknąć pośród bujnej roślinności lasu. Diego nie zmartwił się tym; uznał, że po prostu poszła szukać kolejnych ziół, jak na zielarza przystało.
<Sigrid?>

Od Diego „Naprawdę, nie piję” cz. 1 (cd. Karniela)

 Zima 1456

Diego dokończył potrawkę i opuścił maskę. Niektórzy bywalcy zostawiali po posiłku naczynia na stołach, ale kuglarz-łowca postanowił sam odnieść swoją zastawę. Wziął pustą miskę w ręce i wstał z miejsca. Przemknął się między innymi, mniej trzeźwymi niż on bywalcami. Był bardzo ostrożny, żeby nie otrzeć się o żadnego z nich; miał z tyłu głowy, że byle co może sprowokować ich do ataku. Pijane istoty są nieprzewidywalne. Robią to, co każą im instynkty; nie mają żadnych skrupułów. Prawa, zasady; pijanych przestaje to interesować.
– Przepraszam, gdzie mogę to odstawić? – zapytał Diego, dotarłszy do lady.
Kozowata kelnerka odwróciła się. Uśmiechnęła się szeroko.
– Smakowało? – zapytała.
– Oczywiście. Pani gotowała tak?
Kelnerka prychnęła śmiechem.
– Jaka znowu „pani”? Mów mi Karnia.
Diego pokiwał głową. Miał nadzieję, że zdoła przezwyciężyć swoje odruchy zwracania się do słabo poznanych osób inaczej, niż na „ty”.
– To co, po posiłku coś mocniejszego? – zapytała kelnerka utrzymując szeroki uśmiech na mordce.
– Nie, nie – Diego pomachał dłonią. – Ja nie piję.
Karniela zatrzymała się wpół kroku z kuflem w ręce. Popatrzyła dziwnie na Diego. Wtedy przypomniała sobie, że już raz próbowała zaproponować temu zamaskowanemu mężczyźnie jakąś popitkę. Wtedy również jej odmówił.
– Tak myślałam, że jesteś nudziarzem... – mruknęła Karniela, opierając się o bar.
– Ja? – zdziwił się Diego.
Jako kuglarza uraziła go ta uwaga. Ostatnie czym powinien być artysta to osobą nudną. Mężczyzna wyciągnął z kieszeni kartę, którą jakiś czas temu przedziurawił pazur Tinga. Zaprezentował na oczach Karni jedną z prostszych sztuczek; znikanie karty w jednej dłoni i pojawianie się w drugiej.
– Jesteś magiem? – bestia podniosła brew.
– Nie. Jestem artystą-kuglarzem.
<Karnia?>

Od Diego "Lutnia" cz. 6

 Zima 1456

Drobny-dwunogi skinął głową. Diego nie miał żadnych argumentów przeciw, ani nic lepszego do roboty, więc zdjął z ramienia pokrowiec. Otworzył go i wydobył stamtąd swój instrument. Przejechał palcami po strunach. Te wydały z siebie wysoki, ale dość nijaki dźwięk; Diego nie przytrzymywał jeszcze żadnej z nich.
– To nie jest granie – powiedział Ting.
– Czekaj chwilę – Diego zaczął obracać pokrętła przy końcu instrumentu. – Trzeba poprawić napięcie strun. – Masz na myśli nastrojenie?
– Um... Chyba – mruknął Diego.
Ting wstał z miejsca. Podreptał do paleniska; jednego z niewielu murowanych elementów domu. Przy nim, ku zdziwieniu Diego, wysunął jedną łapę spod koca. Po tym, kolejno złapał dwa kawałki drewna i wrzucił do ognia.
– Mało ekonomiczne jest wrzucanie kilku naraz... – zauważył kuglarz-łowca.
– Skup się na strojeniu swojej luteńki, Zamaskowany.
Diego przypomniał sobie, jak dużo drewna wcześniej leżało koło paleniska. Obecnie pozostawione tam bloki można było policzyć na palcach jednej ręki. Mężczyzna w tej sytuacji znów przerwał zabawę z „luteńką” i wyjął z kieszeni kawałek kartki, by zapisać na niej, że musi iść narąbać więcej. Widząc to, Ting pokręcił głową.
– Daj mi to, ja ci ją nastroję.
– Mógłbyś? – ucieszył się Diego. Wyciągnął instrument w stronę kolegi.
Drobny-dwunogi wysunął spod koca drugą, chudą łapę i przejął od mężczyzny „luteńkę”.
<C.D.N.>

10 kwi 2022

Od Diego "Lutnia" cz. 5

 Zima 1456

Diego postawił lustro na zaszczytnym miejscu w rogu pokoju. Pot zalewał mu całe czoło, ale usta kuglarza i tak były wygięte w uśmiechu. Nikt z otoczenia wprawdzie tego nie widział; wielokrotnie było to powtarzane – maska. Mężczyzna usiadł na łóżku, wpatrzony w swoje odbicie w lustrze. Miło mu było znów widzieć w domu ten drugi wymiar; ten odwrócony świat. Cieszył się, że znów widzi siebie.
Po chwili do odbicia Diego dołączyła sylwetka drobnego, dwunogiego, zawiniętego w koc czegoś. Ting poprawił swoje nakrycie i wskoczył niezdarnie na łóżko, by usiąść obok mężczyzny.
– Tyle wysiłku dla byle lustra? – Kolega Diego oczywiście nie kiwnął palcem przy całym procesie wciągnięcia tego przedmiotu do chaty na drzewie.
– Chcę zachować oryginalny wystrój tego domu – wyjaśnił Diego. – Lustro było ważną jego częścią. Naprawdę nie zauważyłeś, że go brakowało?
– Nie jestem aż takim lalusiem jak ty.
Diego zaśmiał się. Szczerze bawiły go riposty Tinga.
– Zmieniając temat... dowiedziałeś się czegoś o swojej luteńce?
– Niewiele – odparł Diego. – Nadal nie wiem jak to się nazywa. Wiem tylko, że jest zbyt perfekcyjnie wykonane. Może to robota elfów...– pomyślał na głos.
– A próbowałeś na tym grać? – pytał dalej Drobny-dwunogi.
– Trochę. Znam kilka ułożeń palców.
– Uhum... – mruknął Ting. – Zagraj coś.
– Teraz? – zdziwił się Diego.
<C.D.N.>

Od Diego „Lutnia” cz. 4

 Jesień 1456

Im dalej w las tym bardziej Diego był wdzięczny kupcowi, że zgodził się dowieźć lustro przez większość trasy z miasta. Z czasem ten nabytek stawał się o wiele cięższy, niż na początku drogi przez gąszcz. Diego musiał robić częste przystanki, by odstawiać lustro na ziemię i dać odpocząć ramionom. Po jakimś czasie marszu poczuł, że jego koszulka pod kurtką zaczyna nasiąkać potem. Wkrótce odliczał odległość, która mu jeszcze została do pokonania; wyczekiwał widoku końca ścieżki i swojego domu.
Ów widok wreszcie ukazał się jego oczom. Wtedy Diego zdał sobie sprawę, że w swoim planie nabycia nowego lustra nie uwzględnił jednego szczegółu - jak wnieść to lustro na górę.
– Hej, Ting! – zawołał kuglarz. – Zrzuć drabinę!
Za szybą okna mignął zarys pióropusza. Chwilę potem w progu pojawił się obwiązany kocem, Drobny-dwunogi stwór.
– A co ja za służbę tu robię?
– Zwinąłeś drabinę, to teraz proszę żebyś ją rozwinął – wyjaśnił Diego.
Ting cofnął się po sznury tworzące drabinę. Bez rozplątywania zrzucił je z podestu przy wejściu do domu. Diego przewrócił cicho oczami, widząc, jak poskręcana była jego trasa w górę. Oparł lustro o pobliskie drzewo i zajął się rozsznurowywaniem drabiny, by móc w ogóle wejść do domu.
– Co ty tam przyniosłeś ze sobą? – zaciekawił się Ting, obserwując kuglarza z góry.
– Nie brakuje ci czegoś w moim domu? – odpowiedział pytaniem na pytanie Diego.
– Hę?
– Zaraz zobaczysz co to – powiedział Diego, wspinając się do góry. – Ale najpierw potrzebuję więcej sznura.
<C.D.N.>

Od Diego "Lutnia" cz. 3

 Zima 1456

Diego wyszedł z powrotem na ulicę i ruszył w kierunku miejsca, gdzie umówił się z handlarzem. Poprawił przewieszony przez ramię pokrowiec swojego instrumentu. Uznał tę wizytę w mieście za udaną w połowie. Nie zdołał dowiedzieć się niczego o swoim znalezisku sprzed jakiegoś czasu, ale za to załatwił inną sprawę; być może jeszcze ważniejszą dla jego wewnętrznego spokoju.
Po chwili Diego wypatrzył pośród przechodniów przygotowany do wyjazdu wóz i siedzącego na nim znajomego człowieka. Kuglarz uniósł rękę i prześlizgnął się przez tłum, by dołączyć do woźnicy. Ten dał wówczas koniowi sygnał lejcami, że czas ruszać.
***
 – No, dalej nie da już rady pojechać – powiedział kupiec, zatrzymując wóz. Zaprzężone do niego zwierzę prychnęło i uderzyło kopytami w pokrytą mchem ziemię.
– I tak dziękuję – mruknął Diego, zeskakując na trawę. – Jesteśmy całkiem niedaleko mojego domu...
– Czemu nie przeprowadzisz się do miasta? Miałbyś wszędzie bliżej i przede wszystkim... byłoby bezpieczniej.
– Jestem łowcą, nie boję się – zapewnił zamaskowany mężczyzna.
– Nie chodzi o strach – Kupiec pociągnął nosem. – Jesteś człowiekiem, prawda? A zachowujesz się jak jeden z tych dzikusów...
– Po prostu lubię moją chatę – skwitował Diego.
Kuglarz oparł dłonie na swoim nowym nabytku leżącym na wozie. Odkrył materiałową płachtę, żeby spojrzeć na idealnie wypolerowaną powierzchnię lustra. Przy okazji upewnił się w ten sposób, że przetrwało podróż. Raczej nie chciałby znowu zbierać ostrych odłamków.
– Nie wyglądasz nawet na łowcę, wiesz o tym? – kontynuował kupiec.
– Poniekąd. Nie jest pan pierwszym, który mi to mówi – Diego bardzo ostrożnie zsunął lustro z wozu i oparł jego kant o ziemię, żeby chociaż przez chwilę nie musieć dźwigać całego ciężaru na swoich barkach.
– No dobra, skoro masz już swój skarb, to ja wracam do miasta – mruknął kupiec i zaczął zawracać wóz. Diego zszedł mu z drogi (zabierając oczywiście lustro ze sobą).
– Jeszcze raz dziękuję za podwiezienie – powiedział kuglarz-łowca na pożegnanie.
– Klient nasz pan – zaśmiał się woźnica. – Kiedyś zaprosisz mnie na piwo.
Diego nie powiedział nic. Pomachał tylko trochę dłonią.

Od Diego "Zapomniane sztuczki" cz. 18

 Jesień 1456

Drobny-dwunogi przyglądał się poczynaniom Diego z łóżka. Podparty na łapach, co jakiś czas wzdychał lub chrząkał, jakby chciał w ten sposób zastąpić pytanie „Już skończyłeś?”.
Diego nie reagował na ponaglanie kolegi; obiecał mu wprawdzie dalszą naukę sztuczek z kartami, ale nie zamierzał poświęcać dla tego czystości swojego domu. Punkt o nazwie „sprzątanie” był ważną częścią planu dnia Diego. Zwłaszcza w dzień taki, jak ten; kiedy kuglarz nie występował na ulicy. Trzeba jakoś spożytkować ten czas.
Mężczyzna wycisnął nad wiadrem szmatę i zaczął wycierać kolejny fragment drewnianej podłogi. Po cichu liczył, że znajdzie przy tym nową skrytkę między deskami. Diego niemal każdego dnia życzył sobie odnaleźć jakąś wskazówkę co do swojej przeszłości. Zastanawiało go, między innymi, dlaczego lubił sprzątać. Czy pochodził z rodziny, gdzie nie było służby? A może sam kiedyś przez chwilę służył jako pomoc domowa? To jest... zanim został kuglarzem i łowcą.
Ting westchnął głośno po raz kolejny. Wreszcie nie wytrzymał i odezwał się pełnym zdaniem:
– Jak długo ci to jeszcze zajmie, Zamaskowany? Zaraz zapuszczę tu korzenie.
– Już kończę, odrobinę cierpliwości – odparł Diego.
– Jestem bardzo cierpliwy, tylko pytam jak długo będę jeszcze czekał?
– Bardzo ci zależy na tej sztuczce... – zauważył kuglarz.
– Nie mam nic innego do roboty, to wszystko.
<C.D.N.>

9 kwi 2022

Od Diego "Lutnia" cz. 2

 Zima 1456

– Znalazłem – powiedział Diego. Zaraz po tym zdał sobie sprawę, że zabrzmiało to jak kłamstwo złodzieja, więc szybko dodał: – Znaczy, znalazłem ten instrument w moim domu. Nie wiem, może to jakaś rodzinna pamiątka.
– Pamiątka... – Lutnik rozejrzał się po przedmiocie za jakimikolwiek śladami zużycia. Znalazł tylko lekkie przetarcia na strunach i gryfie. Instrument na pewno był często w dłoniach muzyka, ale nie był stary. – Oj wydaje mi się, że to nie to. Na pewno nie jest starsza od ciebie, mój drogi.
– A może jest po prostu tak dobrze zakonserwowana? – zapytał Diego.
Lutnik przejechał dłonią po idealnie gładkim pudle rezonansowym. Faktycznie, było zbyt doskonałe.
– Masz rację, to czymś pokryto... Jakby warstwą zabezpieczającą... Zobacz – Lutnik podstawił powierzchnię tak, by odbiło się od niej światło. – Zbiera wszystkie uszkodzenia i mankamenty, pozostawia drewno nietknięte. Niezwykłe... – powtórzył. – Na pewno nie jest stąd. To musi być jakaś zamorska sztuka. Albo z północy, albo z południa... ale raczej z południa. Tak mi podpowiada przeczucie.
– Ale nie jest to lutnia? – zapytał Diego.
– Bliżej temu do instrumentu szarpanego, niż smyczkowego... Na taki wygląda. Ale nie, to nie lutnia. Ma całkiem inną budowę.
– Jest pan w stanie powiedzieć o tym coś jeszcze?
– Czy coś jeszcze... – mruknął lutnik. – Obawiam się, że nie, synku.
<C.D.N.>

Od Diego "Lutnia" cz. 1

 Zima 1456

– Dzień dobry – powiedział Diego, zamykając po cichu za sobą drzwi. – Można, prawda?
– Jestem w domu, to raczej można... – mruknął rzemieślnik, nie podnosząc wzroku znad swojej pracy.
– Heh, ma pan racje, głupie pytanie – zaśmiał się kuglarz.
– Co tam potrzeba? – mieszczanin wyprostował się, by spojrzeć na klienta. Zmarszczył czoło, widząc maskę na jego twarzy. Tym dziwniejszy wydał się mu fakt, że maska niczego nie przedstawiała. Ot, parę plam farby na gładkim kawałku drewna.
– Mógłby pan rzucić okiem na ten instrument? – Diego położył na ladzie to, co znalazł parę miesięcy temu pod podłogą w swoim domu. Już od dawna myślał, żeby zabrać ten przedmiot do lutnika, ale zawsze odkładał to na później. A to występ się przedłużył, a to wypadło polowanie na jakiegoś potwora i tak jakoś... nigdy nie było czasu.
Mężczyzna zza lady podniósł ostrożnie instrument w dłonie, by go dokładnie obejrzeć. Pomyślał z podziwem o jego twórcy; zachwyciło go idealnie wyrzeźbione, symetryczne pudło rezonansowe oraz gładkie jak jedwab struny.
– Nigdy nie widziałem tak doskonałej roboty. Gdzie to kupiłeś synku?
– Liczyłem, że to pan będzie w stanie mi to powiedzieć... – mruknął Diego.
Mężczyzna pokręcił głową.
– Nie, pamiętałbym, gdybym sprowadzał lub zrobił coś takiego. Doprawdy, niezwykłe... – Podniósł wzrok z powrotem na Diego. – Skąd to wziąłeś, jeśli go nie kupiłeś? – zapytał lutnik.
<C.D.N.>

8 kwi 2022

Od Diego „Początkujący łowca” cz. 7 (cd. Feri)

 Jesień 1456

Diego pokiwał głową, na znak, że rozumie. Postanowił na razie nie zasypywać wybawcy pytaniami, choć był wprawdzie ciekaw jego historii. Tymczasem bestia odnalazła pośród swoich rzeczy bandaż i zajęła się opatrywaniem własnych ran. Lis zaczął od tej na przedramieniu, ale miał problem z poprawnym naciągnięciem opatrunku używając tylko jednej ręki.
– Czekaj, mogę ci pomóc – powiedział Diego, podchodząc do łowcy.
– A potrafisz?
– Podstawy pierwszej pomocy znam – powiedział Diego. Nie wiedział skąd je znał, ale był pewien, że znał.
– „Pierwsza pomoc” oznacza po prostu opatrywanie ran, tak? – mruknął lis, kontynuując owijanie ręki w pojedynkę. Udało mu się zacisnąć opatrunek na rozdartej skórze. Diego jednak nie czekał na pozwolenie, jeśli chodziło o zawiązanie bandażu; wręcz rzucił się do pomocy. Chciał jakoś odpłacić za uratowanie życia.
Lis nadal spoglądał na poczynania Diego z lekką rezerwą, ale nie zerwał jego węzła. Poruszył tylko ręką, żeby sprawdzić, czy opatrunek nie zsunie się.
– Powinienem ci podziękować – powiedział mężczyzna.
– To nic takiego – bestia powtórzyła tę samą frazę, co wcześniej.
– Jeśli zimą potrzebowałbyś cieplejszego schronienia, zawsze jesteś mile widziany w mojej chacie.<Feri?>

Od Diego "Zapomniane sztuczki" cz. 17

 Jesień 1456

Nie, chyba ten termin już minął... Jednak odruchem Diego było gonić za potworem, którego widział; nawet tak mało niebezpiecznym, jak pojedynczy scurek.
– Zamaskowany, co ty tam znalazłeś? – zawołał Ting za towarzyszem.
– Nic, nic... – Diego wyprostował się. Wówczas przypomniał mu o sobie ból mięśni; wstanie z kucek okazało się o wiele trudniejsze, niż zwykle.
– Czyżby?
– Widziałem scura – oznajmił kuglarz-łowca, odwracając się do kolegi. – Wydaje mi się, że powinniśmy go gonić, zanim narobi szkód.
– Znowu powiedziałeś „my”. Ja nie jestem członkiem waszej gildii – Ting założył ręce na piersi. – Ale znasz się na walce i polowaniu, prawda? Prawda – mruknął Diego, nawet nie czekając na odpowiedź.
– Nie oznacza to, że odwalę za ciebie całą czarną robotę.
– Nie mówimy o całej przecież – zaznaczył kuglarz.
– A jaką część tej pracy zdołasz wykonać sam, skoro aż odwołałeś występ? Sam widzisz, że dzisiaj się do niczego nie nadasz.
Diego wypuścił powietrze.
– Więc mówisz, że powinniśmy zignorować niebezpieczeństwo?
– Jakie to niebezpieczeństwo, Zamaskowany? – Ting wstał z miejsca. – Jeden scur? – Podniósł palec. – Nie przesadzasz trochę?
– Ale...
– Mamy inne plany. Prawda? – stwór wszedł mu w słowo.
Diego spojrzał na kartkę ze swoją listą zadań. Faktycznie, nie było na niej polowania na potwory, ani ganiania po ulicach za czymś, co mógłby zabić nawet cywil.
<C.D.N.>

Od Diego „Śnieżna postać” cz. 21

 Zima 1456

Po posiłku, cała trójka została już w środku. Diego nie dokończył porcji, którą zostawili mu rodzice dzieci. W sosie pływały drobinki, które mogły okazać się orzechami; mężczyzna wolał nie ryzykować.
Kuglarz-łowca kazał dzieciom usiąść przy kominku. Te okazały wówczas nie lada entuzjazm; zrozumiały, że to oznaczało długo wyczekiwaną kontynuację bajki. Diego pomyślał, że mógłby dać dzieciakom nieco prażonej kukurydzy, żeby miały co pojeść podczas pokazu cieni. Niestety, nie wiedział, gdzie i czy można było coś takiego nabyć. Może był to kolejny produkt trudno dostępny, jak kawa... Czemu Diego kojarzył to wszystko jako rzeczy powszednie?
Kuglarz potrząsnął głową, żeby odegnać od siebie te myśli. Teraz ważniejsza była opowieść, którą przygotował dla dzieci. Wyjął na chwilę z kieszeni kartkę, na której miał swego rodzaju ściągawkę. Przypomniał sobie szybko najważniejsze punkty, do których się odniesie. Po tym, strzelił palcami i rozciągnął ich ścięgna w przygotowaniu do pokazywania kolejnych cieni na ścianie. Zaczął od smoka.
Przytoczył ponownie fakt, że z gadem można było się porozumieć, na wypadek, gdyby dzieci nie pamiętały tego istotnego szczegółu. Smok, okazało się, był regularnie okradany. Jemu podbierano jego skarby i zapasy. Razem z rycerzem podjęli się śledztwa, by odnaleźć osobę odpowiedzialną.
– Jak myślicie, kto był naprawdę winny? – zapytał Diego.
– Czarownice? – przestraszyła się Lucy.
– Inne smoki? – zgadywał Rick.
<C.D.N.>

7 kwi 2022

Od Diego "Śnieżna postać" cz. 20

 Zima 1456

Kiedy ojciec wyszedł na miasto, Diego znów zabrał dzieci do ogrodu. W nocy padał śnieg, więc mieli dość materiałów na budowę kolejnego bałwana.
– Tego trzeba będzie zrobić większego, niż ostatnim razem. Żeby był silny – powiedział Rick.
– Bardzo dobry pomysł – odparł Diego.
– Trzeba będzie mu zrobić też broń – dodał chłopiec.
– Broń? – zdziwił się Diego. Ostatnim razem dzieci tłumaczyły mu, że bałwanom daje się najwyżej miotły i garnki.
– Żeby bronił nas przed gobinami – powiedziała Lucy.
– Goblinami – poprawił ją brat. – I innymi takimi...
– Zrobimy mu łuk! Taki jak twój!– Lucy pociągnęła broń Diego, którą miał przewieszoną przez ramię.
Diego uśmiechnął się.
– No dobrze. Lucy, poszukaj jakiegoś mocnego i zakrzywionego kija. Rick, ty zaczniesz ze mną toczyć pierwsze kule. Sam nie dam rady.
Zebranie dość materiałów na tak dużą postać nie było prostym zadaniem. Kiedy Lucy skończyła wybierać patyk, oczywiście nie odmówiła chłopakom pomocy. W pewnym momencie Diego martwił się, czy wystarczy im w ogrodzie śniegu do tego zadania. Po jakimś czasie skończyli przygotowywać trzy okrągłe elementy do budowy bałwana-łowcy. Wtedy jednak pojawił się nowy problem; jak ułożyć je jeden na drugim. Diego dał radę udźwignąć średnią kulę i położyć ją na największą, ale nie było mowy że sięgnie dość wysoko żeby ułożyć na miejscu głowę.
–Diego, zobacz! – krzyknął nagle Rick, wyrywając kuglarza z zamyślenia. Mężczyzna odwrócił się. Zobaczył jak chłopiec sam unosi głowę bałwana. Trochę sapał, ale stał stabilnie.
– Ale ty jesteś silny! – zachwyciła się jego siostrzyczka.
– I właśnie ta siła nam się przyda – oznajmił Diego.
Wtedy to on podniósł Ricka i z lekkim trudem posadził go na swoich barkach. Chłopiec zachichotał; podobało mu się siedzenie tak wysoko.
– Tylko nie upuść głowy. Musisz ją teraz położyć na miejsce – wyjaśnił mężczyzna.
Diego podszedł bliżej bałwana-łowcy i podniósł Ricka jeszcze wyżej. Wtedy chłopiec mógł bez przeszkód wykonać swoje zadanie. Lucy zaczęła bić im brawo.
<C.D.N.>

Od Diego „Śnieżna postać” cz. 19

 Zima 1456

Diego całą noc myślał nad zakończeniem opowieści Nie przyznałby się przecież dzieciom, że sam go jeszcze nie znał, kiedy opowiadał tę bajkę. Wymyślał historię na bieżąco, nie miał konkretnego planu ani żadnej puenty. Po prostu pozwalał się nieść wenie i pomysłom, które w owym momencie do niego przychodziły. Miał w głowie kilka luźnych idei, ale to, co spajało je razem, nie było ostrożnie zaplanowane.
Jednak skoro dzieci czekały na zakończenie aż trzy dni, nie powinno ono być tak samo przypadkowe, jak reszta opowieści. Diego starał się wziąć istniejące już elementy i znaleźć podsumowanie, które odniesie się do nich wszystkich. Coś, co zostawi słuchacza z satysfakcją.
***
Około południa Diego dotarł do domu, gdzie mieszkały wspomniane dzieci i ich rodzice. Zastukał do drzwi. Otworzył mu ojciec, którego imienia łowca wciąż jeszcze nie poznał, a teraz było za późno żeby spytać. Przywitali się i ku uldze kuglarza., mężczyzna zaprosił go do środka. Wszystko wskazywało na to, że zachowa posadę opiekuna. Lucy pierwsza podbiegła bliżej i przytuliła się do nogi Diego. Rick nie pałał aż takim entuzjazmem, ale widać było, że się cieszył.
– Claire nie ma na razie – wyjaśnił ojciec dzieci. – Ale przemówiłem jej do rozumu. Nie masz się o co martwić, Diego. Wiesz jakie są kobiety.
– Heh, no tak – kuglarz uznał, że nieuprzejmym byłoby się nie zgodzić. Ale prawdą było, że nie wiedział, co dokładniej mężczyzna miał na myśli. Nie poznał bliżej wielu kobiet, a nawet jeśli, to zapomniał o nich wszystko.
<C.D.N.>

Od Diego „Śnieżna postać” cz. 18

 Zima 1456

– Co gdyby coś takiego przytrafiło się dzieciom? – zapytał Diego.
Matka otworzyła usta, ale nic nie powiedziała. Głos, a z nim wszystkie argumenty, uwiązł jej w gardle.
– Według mnie to lepiej dla waszych dzieci, że jestem łowcą, niż gdybym nim nie był.
– Diego ma rację, Claire – powiedział ojciec.
Matka westchnęła.
– Jeszcze o tym porozmawiamy – zwróciła się do męża. – A na razie... Diego, myślę, że powinieneś już iść – Bez liczenia wcisnęła mu w dłoń pieniądze i skinęła głową w stronę wyjścia.
– Mam przychodzić jutro? – zapytał dla pewności kuglarz.
– Nie. Jutro ja mogę zostać z dziećmi. Przyjdź za dwa dni.
– Tak jest – Diego ukłonił się grzecznie i ruszył do drzwi. Zatrzymało go jednak mocne pociągnięcie za rękaw kurtki.
– Diegoooo! – jęknął Rick. – Zapomnieliśmy o bajce. Nie dokończyłeś bajki.
– Dokończę ją innym razem – Wzrok kuglarza spotkał się z zimnym spojrzeniem Claire.
Mężczyzna delikatnie oderwał dłoń chłopca od swojego rękawa. Skinął mu głową na pożegnanie i wyszedł.
Na zewnątrz Diego policzył Ora, które dostał. Zapłata była prawie dwa razy wyższa, niż się umawiali. Coś w tym uwierało kuglarza, ale nie miał odwagi tam wracać. Oczywistym było, że matka dzieci znienawidziła go. Była przekonana, że naraził dzisiaj jej skarby na niebezpieczeństwo. Śmiertelne niebezpieczeństwo.
Jeśli tak było, co z niego za opiekun?
<C.D.N.>

Od Diego „Śnieżna postać” cz. 17

 Zima 1456

Kiedy rodzice dzieci wrócili do domu, Diego rzetelnie opowiedział im co zaszło. Nie pominął żadnego szczegółu, nawet tego, że Rick w pewnym momencie się wtrącił. Dzieci nie były tak posłuszne kuglarzowi-łowcy, jak myśleli dorośli, a to może być poważny problem.
Matkę przeraziło to, że jej syn otworzył ogień (z resztą; niezbyt skuteczny) do prawdziwego potwora. Diego jednak prosił, żeby nie karała go za to. Gdyby nie pomoc chłopca kto wie, jak by się to skończyło dla nich wszystkich.
Ojciec długo myślał co zrobić w tej sytuacji. Jednak po pewnym czasie nalegał, żeby Diego pozostał w roli opiekuna. Powiedział, że nie widzi w całym zajściu żadnej winy mężczyzny. Po prostu sami jako rodzice będą musieli przeprowadzić poważną rozmowę z dziećmi.
– Może i nie jesteś profesjonalistą... jeszcze – mruknął rodzic do Diego. – Ale fakt pozostaje, że jesteś łowcą i pozbyłeś się potworów, które mogły zagrażać naszym dzieciom.
– Gdyby nie był łowcą po prostu by uciekli. I wtedy z całą pewnością nikomu nic by się nie stało – zaznaczyła nagle matka. Patrzyła teraz na Diego wyjątkowo nieprzychylnym wzrokiem.
Mężczyzna nie mógł powiedzieć, że nie rozumiał jej toku myślenia. Wtedy jednak przypomniało mu się coś jeszcze.
– Kiedy ludzie uciekali goblin chwycił jedną z kobiet. Gdyby nie ja, nie byłoby komu jej pomóc.
<C.D.N.>

6 kwi 2022

Od Diego "Śnieżna postać" cz. 16

Zima 1456

Upewniwszy się, że to był ostatni z goblinów, Diego podszedł do Ricka. Chłopiec miał dość nietęgą minę. Fakt, że łowca musiał rozprawić się z potworem na jego oczach był czynnikiem, ale nie jedynym powodem ku temu.
– Wiem, miałem czekać, aż po nas przyjdziesz – wyrecytował Rick, unikając kontaktu wzrokowego. Chyba kilka razy powtórzył to w myślach, zanim Diego do niego podszedł.
– Dobrze się spisałeś – powiedział łowca. Przyklęknął naprzeciwko chłopca, żeby mieć wzrok na wysokości jego. – Ale nie posłuchałeś się mnie. To mogło się źle skończyć, wiesz o tym.
Rick pokiwał głową. Zaczął bawić się nerwowo swoimi własnymi palcami.
– Co się mówi? – spytał kuglarz.
– Prze...praszam – wymamrotał chłopczyk.
– Praca łowcy jest bardzo niebezpieczna. Nie powinno się angażować w to bez odpowiedniego treningu.
Rick pociągnął głośno nosem i przetarł go rękawem. Diego poklepał chłopca po ramieniu.
– No, już dobrze. Chodź, zabieram was z powrotem do domu. Lucy?
Diego zajrzał do cukierni, w której miały się ukryć dzieci. Wspomnianą dziewczynkę znalazł za ladą, z twarzą umazaną konfiturą jagodową. Powiedziała, że nie czuje się dobrze. Diego westchnął, zostawił na ladzie jeszcze kilka Ora, po czym wziął Lucy na ręce. Rick powłóczył nogami za nimi do domu.
Diego zastanawiał się, czy po tym całym zajściu nie straci swojej nowej pracy.

<C.D.N.>

Od Diego "Śnieżna postać" cz. 15

Zima 1456

Diego szarpnął, próbując oderwać łapy goblina od swoich pleców, albo chociaż szyi. Nie dało to dużo. Diego zaczął się szamotać, nie do końca wiedząc co ma zrobić. Nie miał planu, nie spodziewał się, że pozwoli jednej z tych kreatur się do siebie zbliżyć. Co gorsza, upuścił kołczan, a strzały rozsypały się po bruku.
Goblin warknął triumfalnie. Nagle jednak rozluźnił uścisk. Puścił jedną łapą szyję Diego, by złapać się nią za głowę. Coś w nią uderzyło z impetem. Sytuacja się powtórzyła jeszcze kilka razy.
Po chwili Diego znalazł źródło nowych pocisków trafiających czaszkę goblina. W drzwiach cukierni stał Rick z procą w dłoniach. Co kilka sekund podnosił z bruku nowy kamyczek i wypuszczał go w stronę potwora. Nie wszystkie strzały były celne (jeden prawie trafił Diego w oko), ale tyle wystarczyło żeby dać kuglarzowi-łowcy czas na zastanowienie się nad sytuacją.
Wreszcie zdecydował. Ugiął lekko kolana i podskoczył, by wykonać salto. Wiedział, że z tym dodatkowym ciężarem na torsie nie da rady wykonać w powietrzu pełnego obrotu; na to właśnie liczył. Ostatecznie upadł na plecy, to jest, na goblina. Potwór stęknął głośno i całkiem wypuścił Diego z uścisku. Wtedy łowca podniósł z ziemi jedną ze swoich strzał i użył jej, by wykończyć goblina.

<c.d.n.>

Od Diego "Śnieżna postać" cz. 14

Zima 1456

Goblin zdołał uczepić się sukni jednej z uciekających kobiet. Wyszczerzył zęby, widząc jak ta się przewraca na bruk. Zacisnął mocniej śmierdzącą łapę i podniósł swoją prymitywną broń. Nie zdążył jej jednak opuścić; pierwsza trafiła go strzała Diego. Zaraz potem w potwora wbiły się dwa kolejne groty.
Dopiero wtedy gobliny zwróciły uwagę na jednego z niewielu ludzi, którzy nie uciekali. Ta zamaskowana istota miała czelność do nich strzelać! Drugi stwór uniósł swoją maczugę i ruszył w stronę łowcy. Jednak i tego trafiły strzały, nim zdążył się zbliżyć. Gobliny nie miały ze sobą żadnej broni, która sprawdziłaby się tak dobrze na odległość, jak łuk Diego.
Po kilku chwilach oba potwory już się nie ruszały. Mężczyzna opuścił broń. Chyba po wszystkim. Rozprawienie się z tylko dwoma goblinami w ten sposób nie było wyzwaniem, ale łowca słyszał, że w grupie są naprawdę niebezpieczne. Jednak dla niewprawionych w boju zwykłych przechodniów ta parka to był już powód do ucieczki. Może to i lepiej, że woleli tu nie zostawać; przynajmniej Diego nie musiał się martwić, że jakiś niewinny mieszczanin wejdzie mu pod ostrzał.
Sytuacja była tym bardziej niecodzienna, bo gobliny nie pojawiały się często w mieście. Widać ci zwiadowcy zawędrowali naprawdę daleko od kolonii. Chyba że... kolonia zamierzała się przenieść.
Diego uznał, że powinien to przedyskutować z innymi łowcami, zanim wróci do domu.
Nagle mężczyzna poczuł ciężar na plecach i ucisk na szyi. Okazuje się, że przybyło tutaj więcej goblinów i kolejny osobnik postanowił pomścić towarzyszy.

<c.d.n.>

Od Diego "Śnieżna postać" cz. 13

Zima 1456

Mieszkańcy miasta uciekali przed czymś. Diego ścisnął mocniej dłonie dzieci, by czasem tłum nie porwał ich ze sobą. Ostatnie, czego by chciał, to zgubić swoich podopiecznych w potencjalnie groźnej sytuacji. Lucy, której udzielił się nastrój otoczenia, odruchowo schowała się za kuglarzem.
Diego wsłuchał się w głosy przerażonych, nieuzbrojonych ludzi (i nie-ludzi). Wreszcie wyłapał jedno powtarzające się słowo, które pozwoliło mu zrozumieć, z czym mają do czynienia.
– Gobliny! Gobliny!
Diego otworzył łokciem drzwi cukierni, z której dopiero wyszli.
– Wracajcie do środka, dobrze? – powiedział, starając się nie potęgować strachu dzieci. – Nie wychodźcie dopóki po was nie przyjdę.
Lucy pierwsza posłusznie zniknęła za drzwiami.
– Diego, co się dzieje? – zapytał Rick.
– Przyjdę po was – powtórzył kuglarz. – No już, zmykaj – Przytrzymał drzwi dla chłopca. Ten jeszcze chwilę się wahał, ale ostatecznie spełnił polecenie opiekuna.
Diego wiedząc, że jego podopieczni będą w bezpiecznej odległości od tego wszystkiego, zdjął z ramienia łuk i sprawdził, czy groty strzał są ostre. Po tym, ruszył w przeciwnym kierunku, niż uciekające istoty.
Jest kuglarzem, jest opiekunem, ale jest i łowcą. Jego zadaniem jest zabawiać tłum, pilnować dzieci, ale i pozbyć się niebezpiecznych stworów; obronić swoich sąsiadów i swoich podopiecznych.
Stanął twarzą w twarz z pierwszym goblinem; ohydną, pomarszczoną istotą. Diego nałożył strzałę na cięciwę i wypuścił pierwszy pocisk.

<c.d.n.>

5 kwi 2022

Od Diego „Łowcy z lasu” cz. 1 (cd. Conna)

 Zima 1456

Diego niepewnie dotknął przykrytego białym puchem szałasu. Odgarnął sypki śnieg, odkrywając roślinną ścianę „namiotu”. Zastanawiał się, czy lokum Conny się nie zawali, jeśli spróbuje do niego zapukać. Ale z drugiej strony, jak miał inaczej sprawdzić, czy elfka jeszcze śpi i czy w ogóle jest w środku?
Diego zastanawiał się dobrą minutę lub dwie, ale wreszcie zastukał w korzenie, gałęzie, czy inne rzeczy tworzące prowizoryczne schronienie. Nic się nie stało; z jednej strony - szałas nadal stał, ale z drugiej - nikt nie odpowiadał. Diego czekał cierpliwie kolejną minutę. Nadal nic.
Może to on przyszedł za wcześnie? Mężczyzna rozejrzał się za słońcem, ale te ukryte było gdzieś za burymi chmurami niosącymi kolejne opady śniegu. Kuglarz westchnął i wstał z kucek. Nie miał pojęcia, jak mógłby znaleźć Connę, jeśli nie było jej w szałasie. A sama powiedziała mu, żeby przyszedł dzisiaj; podobno miała do niego sprawę. Wspominała coś wtedy o... wilkach.
<Conna?>

Od Diego "Śnieżna postać" cz. 12

Zima 1456

Zgiełk miasta pozwolił Diego oderwać trochę myśli od tego, co stało się wcześniej. Pozytywnie też wpływał na niego zaraźliwy entuzjazm dzieci.
Idąc ulicą, opiekun trzymał jedną ręką dłoń Lucy, a drugą – Ricka. Dzieci ciągały go na wszystkie strony, ale każde było zainteresowane zupełnie innymi rzeczami. Lucy podobały się zwierzęta i bestie, a także błyskotki, które próbował sprzedać jeden z rzemieślników. Dziewczynka opowiadała, że kiedyś będzie miała "taaaaki długi" naszyjnik z drogich kamieni. Natomiast jej brata ciągnęło do wystaw sklepów z towarami spożywczymi, ale też do wszelkiego rodzaju broni. Diego musiał bardzo pilnować, żeby chłopiec nie próbował dotykać naostrzonych mieczy i włóczni, jak mijali pracownię kowala. Rick próbował też sięgać do łuku, który Diego miał ze sobą.
Kiedy dotarli do cukierni, dzieci zaczęły przekrzykiwać siebie nawzajem. Każde chciało wybierać pierwsze i zgarnąć to, co najlepsze. Rick argumentował tym, że jest starszy, a Lucy - że jest dziewczynką. Diego postanowił, że będą losować, kto dziś pierwszy będzie wybierał, a następnym razem ten zaszczyt przypadnie drugiemu z rodzeństwa. Ostatecznie dzieci musiały się zgodzić, w końcu to Diego miał pieniądze od ich rodziców i on kupował łakocie.
Kuglarz chwilę rozglądał się też za czymś dla siebie, ale wątpił, że znajdzie jakąś słodycz, która na tysiąc procent nie zawiera nawet grama orzechów. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że na wystawie leżały bułeczki z kremem z orzechów laskowych. Jeden okruch tego rarytasu by wystarczył...
Trójka wyszła z powrotem na brukowaną ulicę. Jednak zamiast przyjaznego zgiełku powitało ich coś innego.

<c.d.n.>

Od Diego "Śnieżna postać" cz. 11

Zima 1456

Chociaż Diego występował w roli opiekuna, jeśli chodzi o lepienie „bałwana” to mężczyzna postępował zgodnie ze wskazówkami dzieci. Pomógł im utoczyć ze śniegu pozostałe dwie kule i umieścić je jedna na drugiej. Do obu z tych zadań była potrzebna siła kogoś dorosłego. Potem, cała trójka wróciła na chwilę do domu po kilka rzeczy. Mianowicie; wiadro, miotłę i marchew. Krótko mówiąc, dążyli do utworzenia tego, jak bałwan powinien ostatecznie wyglądać.
Kiedy skończyli, Diego kazał rodzeństwu ustawić się przy śnieżnej postaci. Szukał czegoś po kieszeniach, ale znalazł tylko papier i Ora, które dostał na zakup łakoci dla dzieci. Stanął w naprawdę wyjątkowym zmieszaniu, sam nie wiedząc co chciał zrobić. Chciał... zachować tę chwilę jakoś. Ale nie miał być to ani rysunek, ani notatka.
– Diego? – zapytał Rick. Zauważył, że mężczyzna tylko stoi tępo w jednym miejscu – Co się dzieje?
– Nic, nic – odparł nieszczerze kuglarz. – Przypomniałem sobie, że czas iść do cukierni.
Dzieci wydały z siebie okrzyk radości. Diego poprawił maskę, jakby dla pewności, że nikt nie zobaczy jego twarzy. Był to obraz smutku. Za tym wszystkim; ustawianiem przyjaciół dookoła śnieżnej postaci, żeby ich uwiecznić, kryło się jakieś wspomnienie. Coś, do czego Diego teraz bardzo zatęsknił.
Lepił kiedyś już bałwana, teraz był już tego pewien.

<c.d.n.>

Od Diego "Śnieżna postać" cz. 10

 Zima 1456

– Musisz złapać kamień tutaj i naciągnąć – Rick pokazał Diego, co ma na myśli. Po tym oddał mężczyźnie procę i podał kamyk.
Diego wypróbował manewr, o którym mówił chłopiec. Z powodzeniem naciągnął pocisk na elastycznym rzemieniu.
– A teraz celujesz i puszczasz.
– W co mogę celować? – spytał Diego.
– Hm... Jak mama nie patrzy, to celuję w ptaki.
Mężczyzna opuścił procę.
– Tak nie wolno.
– Gadasz jak mama – Rick założył ręce.
– Zastanawiałeś się kiedyś dlaczego twoja mama tak mówi? – Diego kucnął, żeby mieć wzrok na wysokości wzroku chłopca. Rick popatrzył na kuglarza, a potem na siedzące na gałęzi ptaki. Pokręcił głową.
– To są też czujące stworzenia. Nie robią nam krzywdy i nie zjadamy ich, więc nie powinniśmy sprawiać im bólu dla zabawy.
– Ptaki też boli..? – mruknął chłopiec.
– Każdego boli.
– Nie wiedziałem – odparł Rick.
Diego westchnął i poklepał go po ramieniu. Oddał procę na znak, że ufa, iż nie będzie się już tak zachowywał.
– Chłopaki, chodźcie! – zawołała nagle Lucy.
Rick pierwszy podbiegł do siostrzyczki. Dziewczynka stała obok kuli ze śniegu; zdecydowanie zbyt dużej, żeby można było nią rzucić na znaczną odległość. Diego chwilę wpatrywał się w to w konsternacji.
– Mamy głowę! – oznajmiła z radością Lucy.
– Idealna – podsumował Rick, obchodząc dzieło siostry. – Jeszcze brzuch i nogi.
– Czyje? – spytał Diego.
Dzieci popatrzyły na swojego opiekuna, potem na siebie.
– No... bałwana – odważył się wreszcie powiedzieć chłopiec. – Nie lepiłeś nigdy bałwana?

<C.D.N.>

4 kwi 2022

Od Diego „Zapomniane sztuczki” cz. 16

 Jesień 1456

Owady... owady... Diego zastanowił się, jakie zna owady. Są żuki, chrabąszcze, mrówki... i motyle. Z jakiegoś powodu te ostatnie zdawały mu się wyjątkowe. Jakby były ważniejsze od pozostałych owadów.
– Ting... ty jadasz motyle?
– Jakbym dostawał Ora za każdym razem jak zadajesz dziwne pytanie... – Ting przymrużył oczy i opuścił uszy.
– Mógłbyś po prostu odpowiedzieć? Proszę – powiedział kuglarz-łowca.
– To ostatnie słowo niczego nie zmienia, wiesz o tym. Pytanie nadal jest dziwne i głupie.
Diego zdjął czapkę. Po tym, wyciągnął z kieszeni kartkę, żeby zanotować sobie zagadnienie o motylach. Postanowił od teraz prowadzić listę pytań, na które odpowiedzi musi wyciągnąć od Tinga.
Kiedy mężczyzna stawiał kreskę na literze „t”, kawałek węgla wyśliznął się z jego dłoni i potoczył po bruku. Nie byłby to duży problem, gdyby nie fakt, że kilku przechodniów go podeptało, a ktoś inny niechcący go kopnął na całkiem sporą odległość. Diego nie miał przy sobie niczego innego, czym można było pisać, więc ruszył w pościg za czarną drobiną. Co jak co, ale nie chciał rezygnować z robienia notatek.
Diego nachylił się po upuszczony kawałek węgla. Jednak pierwszy dopadł go scur. Pojawił się znikąd i rzucił na pierwszą rzecz, którą zobaczył. Liczył, że czarny okruch to było coś do jedzenia. Kuglarz-łowca odruchowo cofnął rękę. Sięgnął po łuk, ale potwór był szybszy od niego. Porwał węgiel w pysk i uciekł przez tę samą szczelinę w murze, z której wylazł. Diego zaniepokoiło to spotkanie. Jeden scur mógł oznaczać, że jest ich tu więcej. Mógł, ale w sumie nie musiał... Diego wytężył umysł. Czy jeszcze trwał ich okres godowy?
<C.D.N.>

Od Diego "Śnieżna postać" cz. 9

Zima 1456

– On nie ma iść! – zaprotestował chłopiec. – Ma dokończyć bajkę!
– Rick – chrząknął ojciec. – Dokończy następnym razem. Jutro też przyjdzie.
– Naprawdę?
– Jeśli oczywiście się zgodzi – mężczyzna spojrzał na Diego pytająco.
Diego pokiwał głową. Rick niechętnie puścił kuglarza.
– Obiecujesz, że przyjdziesz?
– Obiecuję – Diego potargał chłopca po głowie.
– Jutro możecie pobawić się na zewnątrz – dodał ojciec. – Będzie jeszcze widno.
– Ulepimy bałwana! – ucieszyła się Lucy, która obecnie siedziała na rękach mamy.
– Pewnie... – Diego wyszczerzył zęby, chociaż i tak nikt tego nie widział.
Bałwana? Co to jest Bałwana? Po zachowaniu dzieci i ich rodziców Diego wywnioskował, że to coś normalnego i tradycyjnego, więc nie chciał powiedzieć, że nie pamięta jak takie coś wygląda. Wycofał się do drzwi i po krótkim pożegnaniu wyszedł na zewnątrz. Tam przypomniał sobie, że zapomniał kurtki.

***

– Dobrze ci chociaż płacą za to? – zapytał Ting, próbując odkręcić słoik.
– Zarabiam prawie więcej niż za przeciętny występ – Diego spojrzał na niego znad zapisanej kartki.
– To znaczy, że ci tak dużo płacą czy że spektatorzy płacą tak mało?
– Nie wiem w sumie. Nigdy nie zarabiałem na inne sposoby, nie mam porównania. Albo po prostu nie pamiętam, jak zarabiałem.
– Coś ciekawego sobie przypomniałeś ostatnio? – zapytał Ting.
– Nie... Chyba, że... – Pomyślał o Claytonie i tym dziwnym uczuciu, że zaraz zostaną uwiecznieni. Nie wiedział, czy chce to liczyć, jako moment „odzyskania wspomnienia”.

<C.D.N.>


Od Diego "Śnieżna postać" cz. 8

Zima 1456

Dzięki bitwie na śnieżki z początku ich znajomości, dzieci nie były bardzo wstydliwe wobec Diego. Może na początku trochę małomówne, ale szybko się przełamały. Chłopiec, okazało się, że miał na imię Rick, bardzo polubił opowiadać Diego o swoich drewnianych zabawkach. Chciał nauczyć go strzelać z procy. Natomiast dziewczynka – Lucy, objaśniała nowemu opiekunowi perypetie swoich lalek. Diego słuchał ich obojga i zadawał pytania; w pewnym momencie aż rodzeństwo zaczęło walczyć o jego uwagę. Wtedy mężczyzna wpadł na nowy pomysł – tym razem to on coś opowie im.
Kazał dzieciom usiąść i przy użyciu blasku ognia z kominka zaczął pokazywać cienie na ścianie pokoju. Opowiedział im historię o smoku i dzielnym rycerzu. Wszystko wskazywało na to, że to smok odpowiada za znikanie zwierzyny z lasu. Jednak potem okazuje się, że gad poluje bardzo rzadko; do tego jest istotą rozumną i potrafi mówić. Za tym wszystkim stoi inna tajemnica.
Akurat, kiedy Diego miał dojść do jej rozwikłania, skrzypnęły drzwi wejściowe. Rodzice wrócili.
– Mama! Tata! – wykrzyknęła Lucy i przykleiła się jednemu z nich do nogi.
– Diego, co było dalej? – jęknął Rick. – Co było dalej?
– Pozwalasz im mówić do siebie na ty? – zdziwił się ojciec dzieci.
– Jest tak prościej – wyjaśnił kuglarz.
– No, to już teraz jesteś wolny. Dzięki wielkie – powiedział starszy mężczyzna, wręczając opiekunowi jego zapłatę. – Rick, puść go. Diego musi już iść.

<c.d.n.>

Od Diego "Śnieżna postać" cz. 7

Zima 1456

– Więc... będziesz teraz opiekunem do małych ludzi?
– Tak – odparł krótko Diego, odbierając od kupca pliki kartek. Jedna waży tyle co nic, ale ten stos nie należał do najlżejszych. Mężczyzna podniósł ciężar z nóg, ale już teraz widział, że będzie musiał robić sobie częste przerwy. Chyba że...
– Ting...
– Co chcesz?
– Mógłbyś mi pomóc? – zapytał Diego, przyozdabiając twarz uśmiechem. Oczywiście tego uśmiechu świat dookoła nie widział, bo osoba uśmiechająca się wiecznie nosiła maskę.
– Ja już niosę słoiki – odparł Ting, poprawiając plecak. – I... inne rzeczy.
– A potrzymasz jeden plik przez chwilę? – kontynuował mężczyzna.
– Ta, a ta chwila będzie trwać, aż dojdziemy do twojego domu. Nie ma głupich, Zamaskowany.
– Warto było spróbować – westchnął Diego.
Przez dodatkowy ciężar droga trwała wyjątkowo długo. Diego jednak opuszczał miasto z satysfakcją; załatwił, co chciał. A nawet wyszło jeszcze lepiej. Zamiast zamiatać podłogi w karczmie, będzie pracował z dziećmi; będzie robił im za opiekuna i ochroniarza. No i oczywiście zdobył zapas kartek na długi, długi czas.
Kupił też wątpliwej jakości przetwory z dolnej półki sklepu, bo akurat te były na wysokości oczu Tinga...
– A właśnie! – Diego zatrzymał się. Odłożył pliki kartek na ziemię i wyciągnął z nich jeden arkusz. Zapisał na nim to, co chciał wcześniej, czyli ostrzeżenie dla siebie z przyszłości przed pomysłami Tinga co do konfitur. Wolał nie powtarzać sytuacji z jesieni.

<C.D.N.>

3 kwi 2022

Od Diego "Śnieżna postać" cz. 6

Zima 1456

Wyszli ze sklepu z powrotem na, dla Drobnego-dwunogiego, nieznośne zimno. (Dla Diego było one całkiem neutralne; zwłaszcza odkąd kupił cieplejsze buty i spodnie.)
– Dlaczego to zrobiłeś, co? – mruknął Ting.
– Mógłbym cię zapytać o to samo – odparł Diego.
– Ja zadałem pytanie pierwszy.
– No dobrze... – Diego westchnął. – Nie wolno kraść. Jest to niewłaściwe i niemoralne. Nie mówiąc o karze prawnej, która za to grozi; porządny człowiek nie kradnie.
– Ja nie jestem człowiekiem – rzucił Ting.
– Nie udawaj, że nie wiesz o czym mówię – Diego spojrzał na Drobnego-dwunogiego.
– Tak bardzo by ten handlarz nie zbiedniał, gdybyś mu nie zapłacił.
– Ale nie zasłużył na okradanie – podkreślił mężczyzna.
– A kto według ciebie zasłużył na okradanie w takim razie? – zapytał uszczypliwie Ting.
Diego westchnął i pokręcił głową.
– Mógłbyś przestać mnie łapać za słówka...
– Nie moja wina, że gadasz głupoty. Daj mi te słoiki, co? – Drobny-dwunogi wyciągnął w stronę Diego swoje długie łapy.
– Co w nich w ogóle jest? – mężczyzna wyjął jeden z przetworów z kieszeni.
– Bo ja wiem. Wyglądały ciekawie. Może się przydadzą do łapania owadów.
– W zimie? – Diego podniósł brew. Ponownie, nie było tego widać przez jego maskę.
– Wiosną, jak zaczną wyłazić.
Diego poklepał się po kieszeniach spodni. Szukał papieru, żeby zapisać „Ukryć przetwory przed Tingiem”, ale nie znalazł nawet jednej kartki. Wtedy przypomniał sobie o notatce na dłoni. Zdjął rękawiczkę i spojrzał na wielkie litery tworzące słowo „PAPIER”.

<C.D.N.>

Od Diego "Zapomniane sztuczki" cz. 15

 Jesień 1456

– A jak już posprzątasz, to będziemy dalej uczyć się rzucania kartami? – zapytał Ting.
Diego wyjął z drugiej kieszeni przedziurawiony egzemplarz.
– Żebyś nie myślał, że zapomniałem.
– Wyjątek od reguły – rzucił Drobny-dwunogi.
Diego zaśmiał się pod nosem z przytyku kolegi.
– Ponownie, to nie był dowcip.
Mężczyzna dokończył jeść pierwszą bułkę. Kiedy przestał przeżuwać ostatni kęs, jeszcze raz dla pewności wyciągnął drugi wypiek w stronę kolegi.
– Nie będziesz chciał nawet kawałka?
– Mówiłem, mnie obchodzą tylko owady – odparł Ting.
Diego zabrał się więc za pałaszowanie i tej bułki. Uchronił ją przed zmarnowaniem. Do tego zbliżała się pora drugiego śniadania, więc mężczyzna załatwił oba posiłki przy jednej okazji.
Wtedy mężczyźnie przypomniało się o wisiorkach, o które miał zapytać. Jednak zaczął kontemplować, czy powinien zadać to pytanie, skoro jeszcze nie zdobyli kawy. Nie chciał, żeby jego kolega męczył się z brakiem kofeiny, czy innym nieprzyjemnym uczuciem, które pchało go w stronę ziaren wspomnianej rośliny.
– Znów to robisz.
– Co masz na myśli? – zapytał kuglarz.
– Zamyślasz się – odparł Ting. – Odlatujesz.
Diego chrząknął, żeby dać sygnał, że zamierza zacząć nowy temat.
– Powiedz Ting... co jeszcze masz w tym plecaku?
– A co cię to tak interesuje? Czy ja przeglądam twoje rzeczy?
– Właściwie to tak – Diego wspomniał sytuację z dzisiejszego poranka.
Ting zamilkł na chwilę. Po tym, przycisnął pazur do ziemi i wpakował sobie coś do pyska.
– Dzienne owady uliczne... wszystkie są takie małe – westchnął.
<C.D.N.>

Od Diego "Śnieżna postać" cz. 5

Zima 1456

Diego dołączył do Drobnego-dwunogiego w sklepie. Chciał przekazać mu nowinę.
– Hej, Ting. Nie zgadniesz... – zaczął.
Jego kolega jednak nie wyglądał, jakby słuchał. Zamiast tego oglądał z bliska produkty stojące pod ladą. Diego rozejrzał się za właścicielem sklepu. Nie było go nigdzie widać; jedynie dało się słyszeć jakieś zamieszanie na zapleczu.
Nagle Ting wcisnął sobie coś pod płaszcz. Potem tak samo ukrył kolejną rzecz. I następną.
– Wychodzimy – oznajmił i pośpiesznie ruszył w stronę drzwi. Diego jednak przydeptał mu ogon. – Hej!
– Co ty robisz? – zapytał twardo Diego. Nie mógł uwierzyć w to co widzi. Jednocześnie był sam sobą zaskoczony, że tym razem jego refleks zadziałał tak szybko.
– Powiedziałem, wychodzimy. Szybko, zanim nas...
– Tak się nie będziemy bawić. Odkładaj to, natychmiast – powiedział z naciskiem mężczyzna.
– Zostaw mój ogon! – krzyknął szeptem Ting.
Diego znów podniósł Drobnego-dwunogiego. Pomyślał, że jego przyjaciel zachowuje się jeszcze bardziej, jak dziecko niż prawdziwe, ludzkie dzieci, z którymi się wcześniej bawił.
– Przestań mnie tak tarmosić! To uwłacza mi jako...
– Co się tu dzieje? – odezwał się nagle nowy głos. Był to właściciel sklepu.
– O, dobrze, że pan jest – Diego wyrwał z łap Tinga jeden z produktów. To samo zrobił z kolejnymi przedmiotami. Ustawił je wszystkie na ladzie – Chcielibyśmy to kupić.

<C.D.N.>

Od Diego "Śnieżna postać" cz. 4

Zima 1456

Diego oczywiście nie wykorzystał tej okazji do prawdziwego ćwiczenia. Specjalnie rzucał śnieżkami lekko i niecelnie, żeby dać dzieciakom „fory”. Jednocześnie sam nie chował się za bardzo i pozostawał łatwym targetem.
Im dalej w zabawę w śniegu, tym Diego coraz trudniej było powstrzymać śmiech. Każdy kolejny rzut czy trafienie to był dla niego zastrzyk pozytywnej energii. Udzielał mu się entuzjazm dzieci; cieszył się widząc ich radość.
Ting obserwował to z pewnej odległości. Jednak w końcu mróz zaczął być dla niego zbyt nieznośny, więc schował się do jednego z pobliskich sklepów. Natomiast Diego jeszcze długo bawił się z dziećmi. Kiedy rodzice uznali, że czas już wracać, ojciec dzieci podszedł do Diego.
– Kim jesteś z zawodu? – zapytał po uściśnięciu mu dłoni.
– Kuglarzem – Diego chrząknął. – No i łowcą.
– Łowcą? – zdziwił się mężczyzna. – Rozumiem kuglarz, widać to po tobie, ale... łowca? Ach! – wykrzyknął nagle. – To jeden z twoich dowcipów, tak? Naprawdę zabawny.
– Nie, nie żartuję.
Ojciec dzieci popatrzył po Diego. Przez grubą kurtkę ciężko mu było ocenić posturę chłopaka.
– No nic, muszę się zbierać. Miałem dzisiaj jeszcze....
– Jakbyś szukał kiedyś dodatkowego pieniądza... chciałbyś się zająć moimi dziećmi? Widzę masz odpowiednie podejście. I jako łowca... byłbyś w stanie je obronić przed potworami, nie?
– Przed tymi najczęściej występującymi, jasne – odparł Diego.
Uśmiechnął się pod maską. Może wcale nie będzie musiał zarabiać zimą w karczmie.

<c.d.n.>

2 kwi 2022

Podsumowanie marca 2022

Skarbeńki moje,

Czy jesteście tak samo podekscytowani jak ja? Oto nadszedł dzień podsumowania wszystkich naszych trudów ostatniego miesiąca. Sama mam wrażenie, że minęło zaledwie kilka dni – w największych porywach dwa miesiące – a tu już nasz wspólny świat pokrywa śnieg (całkiem zgodnie z kwietniowymi warunkami atmosferycznymi w Polsce).
 
To był niesamowity miesiąc. Myślę, że nikt z nas nie spodziewał się takich sukcesów, prędkości i rozkwitu. Nawet jeśli wciąż jesteśmy w dość hermetycznym gronie, zakres tego, co powstało przez ostatni miesiąc wprawia mnie w szczery podziw dla każdego z was osobna.
 
Ale, ale! Nie przyszliście tu, aby czytać moich wynurzeń. Czas przejść do sedna.

Ranking słów (z podziałem na osoby):

  1. Lind maszyna do pisania (Diego) - 12 834 słów
  2. Wrona (Avrion, Shen) - 6 966 słów
  3. Pulpet (Saadiya) - 5 679 słów
  4. Altanka (Karniela) - 2 418 słów
  5. Thor (Clayton) - 1 906 słów
  6. Krzysiu (Feri) - 1 316 słów
  7. Bone (Conna) - 781 słów
  8. Mirror (Sigrid) - 521 słów

Łącznie napisaliśmy niemal 30k słów! Czy muszę to jakkolwiek komentować? Jesteście niesamowici. Po prostu.

Ranking opowiadań (z podziałem na postacie):

  1. Diego - 59 op.
  2. Avrion - 33 op.
  3. Saadiya - 11 op.
  4. Clayton - 9 op.
  5. Feri - 8 op.
  6. Shen - 6 op.
  7. Conna i Karniela - 4 op.
  8. Sigrid - 2 op.

To z kolei łącznie aż 136 opowiadań. Jesteście szaleni! Jedni bardziej niż drudzy *patrzy wymownie na Lind*, ale... Brak mi słów, aby to opisać. Niech więc to wystarczy za cały komentarz.

W ramach ciekawostki chciałabym dodać, że średnia długość opowiadania w tym miesiącu to... ok. 217 słów.

Na koniec chciałabym wam serdecznie podziękować za cały wasz czas poświęcony na pisanie i serce włożone w każde, nawet najkrótsze słowo. Mam nadzieję, że kolejne miesiące istnienia tego bloga przyniosą mnóstwo radości i sukcesów.
 
A tymczasem... Przesyłam wirtualne tulasy dla wszystkich, którzy lubią się tulić, kochani!
 
Do zobaczenia na discordzie!
Thor

Od Diego "Śnieżna postać" cz. 3

Zima 1456

– Nie, ja tak łatwo nie odpu...
Diego podniósł Drobnego-dwunogiego i ruszył dalej drogą w stronę centrum miasta.
– Ej, co ty robisz? – rzucił Ting. Jego złość nagle zastąpiło zdezorientowanie.
– Zabieram cię stąd, zanim narobisz bałaganu – odparł spokojnie mężczyzna.
Drobny-dwunogi popatrzył dookoła, jakby sprawdzał, jak wysoko jest nad ziemią, po czym westchnął i już nie protestował. Wtem to w Diego uderzyła śnieżka. Strzał był wymierzony idealnie w głowę. Mężczyzna aż upuścił swojego kumpla.
– Uważaj! – warknął Ting, chociaż bez szwanku wylądował na czterech łapach.
Diego spojrzał w kierunku, z którego nadleciał pocisk. Stało tam dwoje małych dzieci; zapewne brat i siostra. Po minie starszego chłopca widać było, że to on rzucił śniegową kulą.
– Masz śmieszną maskę.
– Dziękuję – Diego ukłonił się, trzymając daszek swojej czapki.
Rodzice dziecka odetchnęli z ulgą, że mężczyzna nie był zły. Matka podeszła do swojego synka, żeby go sztorcować. Zapewne nie tylko ona uważał, że nie wypada rzucać śniegiem w przypadkowych przechodniów, nieważne jak „śmiesznie” wyglądają. Jednak ktoś nie podzielał zdania mamy; Diego dostał kolejną śnieżką.
– Atak! – krzyknęła siostrzyczka. Widać brała przykład z brata.
– A więc bitwa! – powiedział Diego, żeby dać otoczeniu do zrozumienia, że nadal się nie gniewa; wręcz przeciwnie, chętnie dołączy do zabawy.
Ting popukał się palcem w czoło. Natomiast Diego nachylił się, by nabrać w ręce śniegu. Zaczął formować z niego idealną kulkę. Jednak zajęło mu to zbyt długo, bo zanim skończył, trafiła go jeszcze jedna śnieżka.

<c.d.n.>

Od Diego "Śnieżna postać" cz. 2

Zima 1456

– Co tam mamroczesz?
– Hm? – Diego odwrócił głowę. Podążała za nim znajoma, drobna-dwunoga istota. Mężczyzna uśmiechnął się na ten widok, chociaż nie było tego widać. Ting zachowywał się jak typowy kot; często znikał i przychodził tylko wtedy, kiedy mu się chciało.
– Dobre wychowanie nakazuje odpowiadać jak starszy pyta – wyrecytował Ting.
– Skąd wiesz, że jesteś ode mnie starszy?
– Jestem starszy i technicznie, i praktycznie. Nieważne, jak liczyć.
– Twój gatunek żyje tyle co człowiek? – pytał dalej Diego, jakby jeszcze się nie nauczył, że Ting niechętnie udziela odpowiedzi.
Drobny-dwunogi wzruszył ramionami.
– Ile dokładnie ty masz lat? – zapytał człowieka.
Diego zatrzymał się.
– Um... Nie wiem... – mruknął. Zdał sobie sprawę, że nigdy wcześniej o tym nie myślał. Nie zastanawiał się na ten temat. W dniu w którym się „przebudził” po prostu zaakceptował fakt, że jest dorosły i tyle.
Wchodząc do miasta zauważyli grupkę dzieci bawiących się w śniegu. Niektóre rzucały się śnieżnymi kulami. Jedno z nich (specjalnie, bądź niechcący) trafiło taką kulą Tinga. Drobny-dwunogi zatrzymał się i warknął głośno:
– Który z was taki dowcipny?
Odwrócił się i omiótł małych ludzi wzrokiem. Diego popchnął go lekko, żeby szedł dalej.
– To tylko dzieci. Odpuść.
– Nie, muszę wiedzieć – warczał dalej Ting. – Który?!
– Możesz mnie natrzeć śniegiem, jeśli zrobi ci się od tego lepiej – powiedział Diego. Nie wiedział jeszcze do czego jego przyjaciel jest zdolny, wolał nie napuszczać go na małe dzieci. Zwłaszcza jak wyglądał na naprawdę wściekłego.

<c.d.n.>

Od Diego "Bójka" cz. 3

Zima 1456

Starcie trwało jeszcze kilkanaście dobrych minut. Matt i Nor mieli przewagę nad samym jednym Diego, ale ten nadrabiał to giętkością i dobrze wycelowanymi ciosami. Widać było, że jego przeciwnicy nie zajmują się na co dzień walką wręcz.
Wszystko się skończyło dopiero jak hałasy zaczęły sprowadzać niechcianą uwagę otoczenia. Matt i Nor wreszcie odpuścili i usunęli się miejsca zdarzenia. Diego chwilę się wahał, ale ostatecznie musiał pójść w ich ślady; wolał być znany jako zabawiający ludzi kuglarz i łowca, niż jako aferzysta bijący się po nocach z oprychami. Odchodząc, pomyślał o zdjęciu maski, żeby nikt go nie rozpoznał, ale zbyt długo się nad tym zastanawiał. Kiedy wreszcie podjął decyzję, nie miałoby to już sensu. Ludzie zniknęli z okien.
Diego wyszedł na rynek. O tej porze stał on całkiem pusty; jako plama lśniącego śniegu w centrum miasta. Biały puch przykrył już wszystkie ślady po dzisiejszym ruchu. Obecny widok mógłby wprowadzić błąd i napełnić przekonaniem, że absolutnie nikogo tu dzisiaj nie było.
Diego poprawił swoją ciepłą kurtkę i naciągnął głębiej futrzany kaptur. Fakt, że ją posiadał znaczył, że już wcześniej był na terenach, gdzie pory roku przynoszą tak drastyczne zmiany w temperaturze. Kurtka z pewnością należała do niego; pasowała idealnie. Jednak jego spodnie były ciut za cienkie na tę pogodę. Tak samo w tym zestawie brakowało czegoś do osłonięcia przed zimnem i rąk. Diego pomyślał, że gdyby miał rękawiczki, mniej by go bolały dłonie po dzisiejszej bójce.

1 kwi 2022

Od Diego "Śnieżna postać" cz. 1

Zima 1456

Diego przeciągnął się i spojrzał na okno swojego szałasu. Przejechał palcami po zaparowanej szybie. Była lodowata. Natomiast w środku panowała prawie idealna temperatura. Nie do wiary, jak dużo może zmienić wstawienie zwykłych okien; drewniany szałas na drzewie staje się trzymającym ciepło, prawdziwym domem.
Diego przebrał się z grubej koszuli nocnej i narzucił kurtkę. Pod punktem „Śniadanie” zanotował „Zapytać...”, po czym musiał przerwać pisanie; dojechał do końca arkusza. Odwrócił kartkę. Z tamtej strony też była cała zabazgrana. Mężczyzna otworzył szufladę, ale znalazł tam tylko wypełnione listy zadań. Żadnego czystego papieru.
Nie mając już żadnych lepszych opcji, zapisał na własnej dłoni „PAPIER”. Po tym, naciągnął rękawiczkę i otworzył śmiało drzwi wyjściowe. To niestety poruszyło idealnie obsypane białym puchem gałęzie. Całość poskutkowała tym, że na głowie Diego wylądowała prawdziwa zaspa. Nie zdążył nawet naciągnąć kaptura, więc śnieg wpadł mu również za kołnierz. Jeśli wcześniej mężczyzna był jeszcze trochę senny, owe wydarzenie już całkiem rozgromiło to uczucie.
Próbując się jakkolwiek otrzepać, ruszył udeptaną ścieżką w stronę miasta. Zabrał ze sobą tylko pieniądze i broń; nie planował dzisiaj występować. Jego zarobki w ostatnim czasie odczuwalnie zmalały, więc miał nowy plan - poszukać innej pracy.
Po drodze Diego powtarzał sobie w kółko tę samą frazę: „Zapytać właścicieli zajazdów o pracę”. Nie miał jej już na czym zapisać, więc po prostu bał się, że wyleci mu ona z głowy.

<c.d.n.>

Od Diego "Bójka" cz. 2

Zima 1456

– O co wam poszło? – zapytał spokojnie Diego. 
– Może da się inaczej to załatwić?– Właśnie, wyluzuj, Matt – mruknął ten, który najwięcej oberwał. – To tylko...
– JA mam wyluzować? – wściekł się Matt. – To ty zacząłeś! Jeszcze ci mało? – Przygotował się do kolejnego ataku na towarzysza. Wtedy Diego chwycił go i odciągnął kawałek.
– Wystarczy! O co wam poszło?
– Nor już ci powiedział, nie twoja sprawa! – Matt wyrwał się z uścisku Diego.
Nor przytaknął, po czym sam uderzył Bezimiennego w twarz.
– A to za Matyldę, draniu!
Diego domyślił się, że obiektem kłótni była kobieta (lub więcej niż jedna), ale najważniejszym było teraz ukrócić tę bezsensowną przemoc. Wcisnął się między Nora i Bezimiennego i odsunął ich od siebie.
– Cokolwiek zrobił na pewno nie zasłużył na takie traktowanie.
Wtedy Matt chwycił Diego za ubranie i spróbował go przewrócić. Ten nie dał się i wykręcił mu rękę i przyparł do ściany. Za to zarobił od Nora kopniaka w brzuch. Chcąc, nie chcąc musiał puścić Matta. Tymczasem Bezimienny wykorzystał fakt, że jego wrogowie zajęli się Diego i zbiegł. Tamci zauważyli to zbyt późno.
– Już go mieliśmy! Brawo, bohaterze – warknął Matt do Diego.
Zamaskowany mężczyzna wycofał się nieco. Podniósł ręce; przyjął pozycję obronną. Teraz już nie miał innej opcji. Pierwszy zaatakował Matt. Diego uniknął pierwszych dwóch ciosów. Ostatni trafił na twardą powierzchnię jego drewnianej maski, która zadziałała jak hełm. Matt syknął z bólu i złości. Diego wykorzystał jego chwilowe zdezorientowanie i odpłacił pięknym za nadobne.

<c.d.n.>

Od Diego "Bójka" cz. 1

Zima 1456

Diego wyszedł z karczmy i ruszył ulicą. Słońce już dawno zaszło i jedynym źródłem światła w mieście były wnętrza licznych budynków, w których jeszcze toczyło się w najlepsze życie towarzyskie. Śnieg skrzypiał pod nogami mężczyzny, drobne płatki zaczynały padać z nieba. Powietrze było rześkie i przyjemne.
Zima to cięższy okres dla ulicznego artysty. Mniej ludzi przebywa na zewnątrz przez dłuższy czas; organizowane jest mniej wydarzeń, sprzedawane mniej towarów. Diego zastanawiał się, czy nie lepiej by było zająć się bardziej standardową pracą w czasie zimy, zamiast marznąć i czekać aż ktoś łaskawie rzuci mu kilka Ora. Może lepiej by było ten czas wykorzystać, żeby po cichu przygotować nowe sztuczki i pokazać je w pełnej krasie dopiero wiosną.
Kiedy Diego tak rozmyślał, jego uszu dobiegły podniesione głosy. Jacyś (najprawdopodobniej) ludzie dość żywo o czymś dyskutowali, żeby nie powiedzieć agresywnie. Głosy z kierunku, w którym zmierzał.
Kiedy wyszedł zza zakrętu, jego oczom ukazała się grupka mężczyzn. Najwyższy z nich popchnął jednego z towarzyszy. Kolejny wtedy stanął w obronie kolegi i chwycił wysokiego za ubranie. Zaczęli się szarpać. Na trzymanego rzucił się ten, którego wcześniej popchnięto i zaczął go okładać.
– Panowie, jeśli macie jakiś problem na pewno da się go rozwiązać bez użycia pięści – oznajmił Diego. Sam musiał podnieść głos, żeby przebić się przez krzyki.
– Czego się wtrącasz? – rzucił jeden z nich. – Nie twoja sprawa.

<c.d.n.>