Jesień 1457
Szedł przez las, nie śpieszył się. Stawiał kroki powoli bacznie obserwując podłoże, by nie przegapić celu. W końcu znalazł czego szukał.
– Będzie na zupę – po tych słowach zerwał grzyba, po czym wsadził go do torby z wieloma jemu podobnymi. Nie sądził, że po ostatnich mrozach okraszonych opadami śniegu coś z darów lasu jeszcze zostanie, wystarczyło jednak kilka dni, by móc znów ruszyć na owocne poszukiwania. Po dość niedługim czasie miał już masę grzybów, z którymi nie do końca jeszcze wiedział co zrobić. Kręcił się wśród drzew zbierając dodatkowo co mógł.
Schylając się po kolejnego owocnika, poczuł przeszywający ból w boku. Rany po ostatniej walce dalej dają się we znaki. Harpie doprowadziły do poważniejszych uszkodzeń, niż początkowo zakładał. Z powodu ich specyfiki, nie dał rady w pełni się nimi zająć, przez co ich gojenie nie przebiegało pomyślnie. Szwy które założył nie obejmowały całej ich długości. Zwłaszcza fragmenty na plecach nie zostały odpowiednio zabezpieczone. W wypadkach takich jak ten udawał się zazwyczaj do akurat najbliższego medyka. Znał zaklęcia na powierzchowne rany, te które posiadał jednak wymagały poważniejszych środków. Wracając do domu czuł, że krew znów zaczęła wypływać. Bandaż założony pod ubraniami przesiąkał powoli.
Łowca był zły na siebie. Oddalił się od domu spory kawałek na wschód, nie była to dogodna sytuacja. Szedł przez las, a na ubraniu do peleryną zaczęła pojawiać się bordowa plama. Idąc tak usłyszał szelest.
– Jeszcze tego brakowało – powiedział cicho chowając się za najbliższe drzewo.
Wyciągnął miecz. Nie chciał potyczki, musiał być jednak na nią gotowy. Wychylając się zza pnia dostrzegł po chwili sprawcę zamieszania.
Młody chłopak ubrany w ciepłe, wyblakło czerwone szaty. Na jego twarzy spoczywała przepaska zasłaniająca prawe oko. Rozglądał się po lesie. Nie wyglądało to jednak na szukanie grzybów czy jagód. Patrzył za czymś konkretnym. W końcu postać ruszyła, obrała kurs wprost na obserwatora. Regis zdecydował się nie ukrywać dalej. Wyłonił swą ciemną sylwetkę na otwarte tło lasu a miecz schował pod peleryną.
Postać od razu go dostrzegła.
– Tak, to od ciebie – powiedział mierząc go wzrokiem.
C.D. Dante
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz