Informacje

01.04.2023: Nowe zadanie! Numer 15

14.03.2023: Odeszły od nas następujące postacie: Diego, Pedro, Zachary

09.03.2023: Nowa postać: Nickolai

08.03.2023: Najlepsze życzenia dla wszystkich kobiet!

07.03.2023: Nowa postać: Gabriela

06.03.2023: Początek wydarzenia "śnieżyca dziesięciolecia"!

01.03.2023: Punkty za luty 2023 zostały przydzielone!

25.02.2023: Pojawiła się mapa wraz z opisem (patrz: lokalizacje).

22.02.2023: Nowa postać: Georgina

16.02.2023: Nowa postać: Silvana

12.02.2023: Nowa postać: Camille

11.02.2023: Nowa postać: Rosaline

01.02.2023: Punkty za styczeń 2023 zostały przydzielone!

16.01.2023: Nowe potwory: wyverna, żmija, tungo

14.01.2023: Nowa postać: Shiranui

10.01.2023: Nowa postać: Pil

05.01.2023: Ponowne uruchomienie bloga! Nowa postać: Lestat de Chuvok

04.01.2023: Nowa lokalizacja: Birme oraz opis Rivotu

03.01.2023: Aktualizacja fabuły. Nowe zadanie (ostatnie): numer 14. Zmiany: Usunięto statystyki na rzecz ogólnych punktów. Stare statystyki wciąż są dostępne u administracji. Kolejne zadania pojawiać się będą tylko przy okazji wydarzeń. Nowa lokalizacja: obóz łowców.

02.01.2023: Zmiany: Całkowicie nowe funkcjonowanie grup! Zapraszamy do dopasowania swoich postaci do każdej z nich!

27.07.2022: Nowa postać: Zachary

01.07.2022: Nowa postać: Regis

26.06.2022: Nowa postać: Dante

12.04.2022: Nowa postać: Cyliad

24.03.2022: Nowa postać: Karniela

20.03.2022: Nowe zadania! Numer 10 i 11

20.03.2022: Nowa postać: Sigrid

10.03.2022: Najlepsze życzenia dla wszystkich mężczyzn!

09.03.2022: Wydłużone zaklepywanie zadań - teraz trwa 72 godziny!

08.03.2022: Najlepsze życzenia dla wszystkich dam!

07.03.2022: Nowa postać: Shen

06.03.2022: Nowa postać: Clayton

06.03.2022: Pierwsze wydarzenie pojawi się gdy na blogu będzie 10 postaci.

05.03.2022: Nowe zadania! Numer 6 i 7

04.03.2022: Nowa postać: Diego

03.03.2022: Nowe postaci: Avrion, Conna, Saadiya oraz Feri!!

03.03.2022: Otwarcie bloga!

8 lip 2022

Od Regisa "Nowy Dom" cz.2

Lato 1457

Znał te stwory, wiedział, że nie wyjdą na słońce i że nie ma dużo czasu na przygotowania. Nie tracił czasu.

Plecak po wyciągnięciu z niego potrzebnych rzeczy odłożył kawałek dalej zabezpieczając zaklęciem ochronnym na wypadek niechcianych potencjalnych nowych posiadaczy jego własności. Przed wejściem do domu zaczął tworzyć krąg rozkładając niewielkie kamienie z symbolami. Rozstawił kilka prowizorycznych ognisk kawałek od domu, które dadzą światła w trakcie starcia. Przyczepił do pasa kilka fiolek z żółto-szarym proszkiem i mieszek z kryształami, które już wyciągnęły go z opresji. Miecz i niezawodny nóż od dawna były w gotowości. Przygotowania skończone. 

Słońce zaczęło zachodzić, a zwiastujący kłopoty mrok powoli ogarniał okolicę. Rozpalił ogniska, nałożył zaklęcie ochronne i czekał.  W okolicach godziny po zajściu ostatnich promieni dziennej gwiazdy usłyszał to na co czekał. Warczenie dobiegające z wnętrza chaty stawało się coraz bardziej wyraźne. Wychodziły. W ciemności dostrzegł cztery pary oczu. Dobył miecza, w samą porę. Zanim się obejrzał jeden już pędził w jego stronę. Szybkie cięcie przejechało po boku stwora, nie zrobiło to jednak na nim wrażenia. - Są to odporne potwory, to będzie ciężkie starcie - pomyślał i na jego nieszczęście miał rację.

 Drugi już szykował się do ataku, lecz trzeci go uprzedził. Rzucił się na łowcę, nie miał jednak szczęścia. Szybki unik spowodował chybienie stwora i lądowanie na ziemi, które wytrąciło go z równowagi, a uderzenie miecza w kark skróciło jego ciało o długość głowy.  Pozostała trójka zaczęła krążyć wokół. 

Czekały, szukały okazji, chciały przestraszyć oponenta, ale on o tym wiedział. Śledził je wzrokiem, nie pokazywał strachu, nie uginał się przed nimi.  Zaatakowały. Dwa po bokach, jeden z tyłu, szybki unik i skok w bok. One już były gotów, znów skoczyły, cięcia mieczem je odstraszały. Szły rzędem wprost na łowcę, zapędzały go w sytuację bez wyjścia. On jednak był na to gotów. Prowadził je dokładnie tam, gdzie chciał.  

Ogniska powoli wygasały, ledwo jedno jeszcze dawało ogień porównywalny do tego z początku łowów. Wiedział, że musi się pośpieszyć. Ruszył biegiem w stronę stosu, a bestie za nim. Omijały pozostałe źródła ognia, były szybkie. Zanim dobiegł do ognia poczuł uderzenie na plecach, skoczył. Jednak i tym razem zaklęcie ochrony zadziałało. Błysk poświaty w kolorze zachodzącego słońca i bestia padła na ziemię, szybko jednak wstała a Regis wiedział, teraz musiał bardziej uważać. W trakcie walki z tak szybkimi przeciwnikami nie da rady rzucić czaru ponownie, ten zajmował za dużo czasu i skupienia, a one bardzo szybko mogły mu się skończyć. Następny osobnik ruszył, lecz ten został ugoszczony nożem w bok, pazury stwora zostawiły ślady na pancerzu, lecz jej właściciel był nie tknięty. Kolejny znalazł się blisko, w jego stronę poleciał odrzucony poprzedni śmiałek. W ten trzeci znalazł się po lewej stronie, a w następnej sekundzie jego szczęki zaciskały się na lewej ręce, konkretnie na płytach pancerza którymi w raz z grubymi materiałami była pokryta. Połączenie tych warstw służyło jako coś w stylu małej tarczy, gdyż w porównaniu do innych kończyn zbroja na tę rękę była projektowana specjalnie do tego celu. 

Po chwilowej szarpaninie stwór puścił. 

Znów szły rzędem w kierunku łowcy, lecz on był tam, gdzie chciał. Ognisko za plecami osłaniało tyły i rozpraszało przeciwników. Użył kryształu, blask oszołomił wrogów, lecz nie on miał zrobić im największą szkodę. Zanim szok z nich zszedł, leciał już na nie przygotowany wcześniej proszek z fiolki.

Z dłoni poleciał strumień iskier a po zetknięciu z ciałami kreatur i proszkiem ognisko przestało być największym źródłem światła. Przeraźliwy krzyk rozniósł się po okolicy. Płonęły. Jeden próbował uciec, lecz został przebity mieczem i rozpłatany na dwie części. Drugi chciał rzucić się na oprawcę, lecz nowy strumień ognia skutecznie go powstrzymał, po czym pozbawił go ducha. Ostatni w konwulsjach wytarzał się w ziemi, zgasił płomienie. Regis nagłym ruchem ruszył w jego stronę, lecz potwór odskoczył.  Przeciwnicy patrzyli po sobie, szykowali się do ostatecznej potyczki, wtem oboje usłyszeli odgłos, który widocznie zaniepokoił obydwu. Dobiegał on z chaty. Dźwięk ten był rykiem, głośnym i donośnym.  Koszmar ruszył, lecz nie na łowcę, tylko w cień, nie chciał atakować.  Zdezorientowany myśliwy spoglądał w czerń wnętrza budynku. Dzięki zanikającemu blasku płomieni pozostawionych po walce, dojrzał błysk wielkich ślepi.

-  Więc jest i piąty - powiedział półgłosem, spodziewał się, że jeszcze jakiś może się czaić. Koszmary żyją zazwyczaj w grupach z osobnikiem dominującym, nie spodziewał się jednak takiej różnicy klasowej w tak niewielkiej grupie. Nowy stwór był znacznie większy. Zbliżając się do przyszłego przeciwnika dostrzec można było sylwetkę większą od dużego wilka i dłuższą o ponad połowę. Przypominał mniejszych pobratymców, był jednak bardziej umięśniony a grzbiet był zauważalnie wyższy. Trudny przeciwnik, było widać od razu. 

Kroczył nieśpiesznie. Zbliżał się, zdawał sobie sprawę, że łowca szykował się na niego. Przyśpieszył. 

Wielkie cielsko rzuciło się na łowcę szczerząc zęby w wielkiej paszczy.  Odskok uchronił go od tego ataku, lecz nie na długo. Bestia machnęła ogonem jak biczem trafiając w bok Regisa. Zachwiał się, bestia to wykorzystała. Złapała zębami za jego ramię i odrzuciła go. Specjalny strój nie doprowadził do bezpośredniego kontaktu ciała z zębami kreatury, cały atak był jednak odczuwalny. Szybko wstał, w innym wypadku mógłby się stać ich nowym posiłkiem. 

-Sytuacja nie wyglądała najlepiej- pomyślał. Wielki koszmar szedł prosto na niego, a drugi mały czai się gdzieś w cieniu. Zauważył jednak szansę. Zaczął powoli się wycofywać, kierował dużego tam, gdzie chciał. Zwolnił kroku, stanął, bestia powoli kroczyła, gdy pod jej stopą zajaśniał rozbłysk. Istota stanęła jedną z łap na runie ognia, a kończyna zamieniła się w podwęglony kikut. Zaryczała. Chwilę triumfu przerwało jednak uderzenie od tyłu. Pazury zahaczyły o tylne płyty, zęby zbliżały się do karku, gdy oślepiający blask oszołomił stwora i spowodował jego upadek. Kryształy znów się przydały. Miecz kierował się ku szyi stwora, lecz ten był szybszy. Odskoczył, nie stał jednak pewnie, skutki blasku dalej działały. W ruch znów poszły fiolki. Obydwa stwory stały się pochodniami. Mniejszy zaczął wić się w konwulsjach aktywując runę, która przepaliła na wylot jego brzuch. Palące ciało wiło się jeszcze przez parę chwil.  

Spoglądając na dzieło runy przeszło mu przez myśl- Jeszcze tylko duży - myśl ta stała się bardzo prorocza, gdyż ułamek sekundy po tym wściekły stwór kierował się prosto na łowcę. Wielkie szczęki rozszerzyły się. Nie dały rady złapać prawego ramienia, wytrąciły jednak z ręki miecz a człowieka powaliły. Leżąc na ziemi spostrzegł wielką łapę lecącą w jego stronę, przewrotką uchylił się przed jej ciosem. Drugi atak zadrapał pancerz. Trzecią próbę przerwał atak kinetyczny odpychając Koszmara i dając czas na podniesienie się.  Gdy stanął na nogach bestia już była w drodze do niego. Regis podniósł rękę by powtórzyć poprzednie zaklęcie, nie zdążył. Prawie cała znalazła się w paszczy kreatury, tylko metalowe płyty powstrzymały jej utratę. Założył nogi na jej szyję, bestia machała głową. Całym ciężarem łba i ciała myśliwego uderzała o ziemię, łapami starając się zrzucić napastnika. Ten jednak wbił swój nóż w szyję, trzymał się mocno. Regis nie mógł sięgnąć ani po koleją fiolkę, ani po kryształy, wpadł jednak na inny pomysł. Gdy wielka głowa uniosła się, puścił uścisk nóg, stanął pewnie na ziemi i spojrzał wprost w oczy potwora.

-Giń skurwielu- słowa te kierował, jakby oponent miał je zrozumieć, ten był jednak zajęty już czymś innym niż rozmyślaniem, co te nic nieznaczące odgłosy człowieka miały znaczyć.

W tym monecie spód  Koszmara zaczął jaśnieć, płomienie trawiły jego wnętrze. Iskry zaczęły wydobywać się z coraz bardziej dziurawionego cielska. Na trawie pojawiła się kałuża krwi, węgla i jeszcze nie spalonych wnętrzności.  W raz z duchem uleciał z niego obłok dymu. Bestia zginęła. 

Łowca wyjął rękę z tego co zostało z gardzieli i opadł na ziemię. Spoglądał na płonące truchło. Walka skończona. 

Przy pierwszych promieniach słońca stał już przed drzwiami domu, o który poprzedniej nocy toczył się bój, którego śladami był jeszcze tlący się stos zebranych na jedno miejsce ciał potworów i poobijany łowca. 

Wszedł bez strachu, dom był jego, przynajmniej miał taką nadzieję. Z bronią w gotowości zaczął sprawdzać każdy zakamarek. W żadnym pokoju nie znalazł już żywych stworzeń. Została już tylko piwnica, przed drzwiami wyczuł smród. Szybkim silnym ruchem otworzył drzwi i znalazł się w środku.

- Aha, więc tu podziała się ta zaginiona kobieta, a przynajmniej jej głowa i pół tułowia- 

<C.D.N.>


Od Regisa "Nowy dom" cz. 1

Lato 1457

Zaczęło się już lato.  Słońce wstające o godzinie, o której jeszcze niedawno było ciemno, obudziło Regisa. Ospały wstał, wiedział, że nie ma co się lenić, niedługo chłodne okresy a domu przydałby się poważny remont. Od jakiegoś czasu odkładał już na niego fundusze i co ważniejsze potencjalne przysługi wśród okolicznych mieszkańców.  Plany na niego zakładał dopiero jednak na przyszły rok, za dużo innych spraw jest bardziej pilnych, a dom na razie musi być łatany.  
– Jeszcze sobie poczekasz, ale w końcu przyjdzie i twój czas – powiedział  pocierając ręką jedną z niewielu ścian której nie planował aż tak bardzo remontować. Ściana ryglowa ze wzmocnieniami z cegły i potężnych pali, mimo lat dalej trzyma się porządnie.  W drugiej ręce trzymał kubek z zaparzoną pokrzywą, którą zresztą sam zbierał tej wiosny. 
Stojący na całkowitych obrzeżach miasta dom należał niegdyś do nie najbiedniejszych mieszkańców wioski, którzy lata temu mieli tu coś w rodzaju domku letniego, używanego bardziej w rodzaju miejsca do odpoczynku i spokojnego mieszkania. Nie trwało to jednak wiecznie. Parę lat temu, gdy w okolicy zaczęło się pojawiać większa ilość potworów niż wcześniej właściciele bali się tak bardzo oddalać od miasta. W późniejszym czasie planowali się przenieść w bezpieczniejsze rejony, jednak w trakcie drogi zostali zaatakowani przez potwory i nie przetrwali przeprowadzki. Tym sposobem dom stracił właścicieli a mieszkańcy bali się zapuszczać w niebezpieczne tereny.  Jakiś czas później na tych ziemiach pojawił się młody podróżnik, który zastał go zarośniętego, i zajętego przez tutejszą faunę. 
 Potrzebował miejsca na odpoczynek a w przyszłości na osiedlenie. Mógł iść do pobliskiej karczmy, ale nie był to plan na dłuższy czas a i koszty takiego sposobu życia były by nieakceptowalne. Regis po przybyciu do miasta szybko zapoznał się z okolicą spędzając noce w różnych miejscach, słuchając ludzi i starając dowiedzieć się wieści wszelakich, nie tylko dotyczących lokum. Miejscowi mieli sporo kłopotów, interesującym wydawała się wieść o zaginięciu starszej kobiety, ale to była dziwna okolica, a dla podróżnika liczyło się znalezienie miejsca do mieszkania, więc zignorował tę kwestię, przynajmniej na pewien okres czasu. Nie minęły jednak nawet trzy dni aż przyuważył budynek. Ten w porównaniu do innych stojących w okolicach miasta nie był ani zajęty oraz nie był w opłakanym stanie. Decyzja była prosta, przez jakiś czas można tu zamieszkać, przynajmniej do czasu aż nie wymyśli lub nie znajdzie czegoś lepszego.  Mieszkanie w centrum miejscowości było by w wielu aspektach przyjemniejsze, ale brak miejsca do pracy i skupianie na sobie zbyt wielu podejrzliwych spojrzeń nie leżało w interesie wędrowca. 
Po zbliżeniu się do budynku było można zauważyć, że stan nie był w cale tak tragiczny. Zewnętrzne części domu były po prostu obrośnięte, lecz okna i szyby nie były uszkodzone, choć dziwnie zaciemnione. Dało to nadzieję, że może wnętrze też będzie tak dobre, a nawet lepsze. Kilka drobiazgów rozwiało jednak tak optymistyczne spojrzenie.  Wzdłuż ścian zauważył małe wydeptane ścieżki, a na nich duże ilości stosunkowo niewielkich odchodów.
– Gryzonie – powiedział z nieukrywanym niezadowoleniem. Niewielkie stworzenia, wszędzie znajdą dla siebie miejsce, irytujące w tępieniu.
– Nikt nie powiedział, że będzie łatwo – mówiąc to zauważył coś ciekawego. Szczurze odchody, ale większe – Scurki, tylko ich tu brakowało – wypowiadając to zaczął sięgać po plecak, przystanął, położył go na ziemi i wyciągnął słoik pełny ziół, pudełko z szarawym proszkiem i spory mieszek białawych kryształów. Założył na głowę kaptur, zaciągnął na pół twarzy coś w rodzaju chusty po części zespolonej ze strojem, złapał do ręki niezawodny nóż a drugą zrobił szybki ruch ręką wypowiadając jednocześnie szybko krótką frazę. Postać zaiskrzyła pomarańczową poświatą na ułamek sekundy, po czym skierował się do wejścia. Stojąc przed drzwiami spostrzegł dziurę, w której bez problemu zmieścił by się duży kot, ale zamek wyglądał na nieruszany. Wiedział z czym to się wiąże. Prosta inkantacja kinetyczna i zamek rozpadł się w kawałki
– Dom fajny, ale zamek kiepski – słowa te padły w trakcie jak on przechodził przez próg. 
Promienie słońca wpadły do środka przedzierając się przez obłoki kurzu poruszone niecodziennym ruchem. Gdy część pyłu opadło pomieszczenie rozjaśniało. Budynek w środku nie prezentowa się już tak pięknie, ślady po buszowaniu gryzoni doprowadziły do małej ruiny, ale on widział już gorsze miejsca. Przesuwając się w głąb dostrzegał coraz mniej, rośliny, które zarosły budynek skutecznie broniły okna przed dostępem do światła, wtedy myślał, że tylko przez nie. Musiał sobie pomóc. Wyciągnął wcześniej przygotowany worek, wziął z niego jeden kryształ, szepnął frazę a ten wypełnił się bladym blaskiem ułatwiając eksplorację miejsca. Idąc dalej zauważył niepokojący fakt, pomimo śladów bytowania, nie zauważył jeszcze ani jednego gryzonia.  W czasie zimy powinny się tu kryć, ślady były nie najświeższe, ale należały do dużej grupy, a tu nic, nawet trucheł. Myśli te przerwał jednak słaby, lecz niepokojący odór. Wydobywał się on z za drzwi do jednego z pokoi, po otwarciu ich ujrzał dużego Scurka leżącego na podłodze, a przynajmniej to co z niego zostało. Truchło leżało maksymalnie kilka dni, nie było w zaawansowanym stanie rozkładu i wyglądało jakby coś jeszcze niedawno się do niego dobierało.
– Scurki bywają kanibalami, ale raczej w ostateczności, innych mniejszych kuzynów było tu spo -
Przerwał w pół zdania zauważając w innych częściach pokoju resztki drobniejszej zwierzyny jak i starsze od pierwszego truchła szczątki innych wielkich gryzoni.
–  One nie pozjadały się nawzajem, coś je upolowało, coś co dalej tu jest – wyostrzył zmysły, walka z dużym szczurem to jedno, ale walka z czymś co je tak urządziło i nie wie się czym konkretnie to zupełnie inna kwestia, której nie chciał się w obecnej sytuacji podejmować. Chciał spokojnie się wycofać, gdy coś usłyszał.  Ciche warczenie dobiegające z kilku stron. Mimo światła nic nie dostrzegał, miał podejrzenia czym byli nowi lokatorzy. Szedł delikatnie oddalając się od swoistej spiżarni, krok miał nierównomierny, przyspieszał i zwalniał, chciał zdezorientować wroga w przypadku chęci ataku z zaskoczenia. Lewą ręką sięgnął po nowy kryształ, światło starego zaczynało słabnąć a w tej sytuacji zostanie bez światła mogło by mieć fatalne konsekwencje. Idąc w stronę wyjścia czuł, że przyszli napastnicy chcą coraz bardziej zaatakować, nieznajomość przeciwnika i światło w jego rękach były jedynymi powodami ich dotychczasowego wycofania, ale teraz i te wątpliwości przestawały mieć znaczenie.  
Nagle jeden z oponentów wyłonił się na mgnienie oka i przemieścił się po lewej stronie Regisa. Widział on smukłą ciemną sylwetkę wielkości sporego lisa. Delikatnie przyśpieszył i przesunął rękę z kryształem bliżej ust i zaczął coś mamrotać, gdy nagle drugi rywal zwalił mu się z sufitu na plecy. W jednej chwili jego postać pokryła się pomarańczowym blaskiem a stwór spadł na posadzkę. Ten skłonił się pod naporem bestii, lecz szybko się obrócił i rzucił klejnotem mówiąc krótką frazę i zasłaniając się peleryną. Piękny kamień rozjaśniał oślepiającym blaskiem. Stwory wydały z siebie przeraźliwy skowyt, łowcy nie było jednak już w pomieszczeniu, wybiegał przed dom w stronę światła rzucanego przez popołudniowe słońce. Na jego szczęście było niewiele chmur, które mogły by je zasłonić. Był bezpieczny. Z pewnej odległości patrzył na otwarte drzwi i to co było za nimi. Stworzenie Wielkości niedużego psa sięgające w kłębie poniżej kolana ze smukłą sylwetką, długim ogonem i szczupłymi nogami. Wyglądało jak skrzyżowanie łasicy i lisa z wielkimi iskrzącymi się ślepiami oraz ciemnym matowym umaszczeniem. Chwilę po sobie patrzyli po czym kreatura wróciła do ciemności.
– Koszmary, tylko ich brakowało.

C.D.N

Od Pedra „Szyfr” cz. 4

 Zima 1456

Leżąc na miękkim łóżku w zajeździe, Pedro oglądał pod światłem latarni kawałek papieru, który dał mu wuj Andre. Był wygnieciony i poszarpany, ale pismo nie zdążyło wyblaknąć. Litery chyliły się w charakterystyczny sposób na jedną stronę; po tym Pedro wywnioskował, że nie napisał tego wuj. Mag poprawił okulary. Odczytał: „Ostatni bezpieczny zajazd”. Napis był w cudzysłowie, więc zapewne był to jakiś tytuł.
Kartka miała też kilka prostokątnych dziur wyciętych nożem lub czymś podobnym. Musiało mieć to jakieś powiązanie z podanym tytułem. Pedro podniósł się z łóżka. Przez krótką chwilę rozważał wstanie i poszukanie lokalnej biblioteki, ale zrezygnował z tego pomysłu. Chodzenie po nocach w nieznanej okolicy może sprowadzić kłopoty, a do tego poskutkuje niewyspaniem, co obniży wydolność organizmu za dnia. Pedro uznał, że nie jest to tego warte.
Ułożył się z powrotem na poduszce i zawiesił wzrok na drewnianych belkach wspierających sufit. Pomyślał, że już długo nie uświadczy tego widoku. Kończyły się im pieniądze; nie było mowy, żeby wystarczyło na kolejny nocleg. Może mieliby dość oszczędności na drogę powrotną, gdyby każdy z braci płacił za siebie. Jednak to Pedro musiał opłacać ze swoich zasobów żywność i pokoje; Carlos zdążył wydać wszystko, co miał, w pierwszym miesiącu podróży w tamtą stronę.
<C.D.N.>

Od Diego „Ta sama historia, którą znamy” cz. 4

 Wiosna 1457

Diego rozmyślał naprawdę intensywnie. Nie pozwolił, by ta myśl odpłynęła; naprawdę zależało mu na podjęciu decyzji. Chciał wiedzieć, czy kolejnego dnia ma iść do domu krukowatego maga, czy też zostawić całą sytuację (nowo budowanej) przeszłości i zająć się występami.
Zająć się występami? Przecież mało kto przychodzi je oglądać. Jest za wcześnie na wznowienie występów. Jest zbyt zimno. Nie mówiąc o tym, że dotknął go swego rodzaju kryzys twórczy. Brakowało nowych pomysłów.
Diego spojrzał na swoje orientacyjne rozpiski zadań na kolejne dni. W każdej dobie uwzględnił występ, ale zrobił to zanim przekonał się o stanie faktycznym - niskiej frekwencji i własnym braku inspiracji. Może nie jest za późno, żeby zmienić te plany. Może jest to odpowiedni moment, żeby zamiast „występ” zapisać „staż”. Przynajmniej dopóki mag nie otrzyma swoich okularów; sam mówił, że nie zajmie to długo. Możliwe, że do czasu końca stażu wróci dobra pogoda, promienie słońca i... inspiracja.
Diego zerwał się z miejsca.
A co jeśli właśnie w tych księgach znajdzie natchnienie na nowe sztuczki i nowe historie?
Diego uśmiechnął się sam do siebie. Pomoc innym bywa opłacalna. Na pewno wynikną z tego same dobre rzeczy.
***
Kuglarz-łowca zastukał do drzwi, pod które dotarł wczoraj. Zdziwił go fakt, że tym razem nie odemknęły się, zanim zdążył zapukać. Nastąpiło to dopiero po fakcie.
Diego uznał otwarte drzwi za zaproszenie, więc śmiało przekroczył próg. Tak samo, jak poprzedniego dnia, ujrzał zapalone latarnie i wiele, wiele książek. Od wejścia dostrzegł jednak ubytki na regałach. Jego uszu dobiegły też głosy; rozpoznał tylko jeden z nich.
– Powtórz, nic nie zrozumiałem – poprosił stary mag.
– „Należyzacząćodrozdrobnienialiściby..." – wymamrotał drugi osobnik - humanoidalna wiewiórka, trzymając w łapach jakieś grube wydanie.
– Wolniej, wolniej – Krukowaty złapał się za swoją ptasią głowę.
– Przecież to było wolno – rzucił niedbale gryzoń.
– Nie, tak nie możemy pracować. Przykro mi, ale nie nadasz się na...
– Ugh – warknął wiewiór. – Nie wiesz pan co pan tracisz. Byłbym doskonałym uczniem!
– Ale nie moim – odparł stary mag. – Do widzenia.
– Ugh – powtórzył gryzoń, po czym bez pożegnania wypadł teatralnie z kamienicy.
Diego odprowadził go wzrokiem. Stary mag westchnął ciężko. Podpierając się swoją laską, podszedł do kominka i opadł na krzesło. Kuglarz-łowca podszedł bliżej, by poinformować niedowidzącego kruka o swojej obecności.
– To ty, młodzieńcze?
– Tak, wróciłem – powiedział Diego. – Jeśli posada jest jeszcze wolna...
– Uff, jest, jest – powiedział stary mag. – Było dzisiaj u mnie dwóch kandydatów, tego ostatniego widziałeś. Cóż za arogancja! Dobrze, że go nie przyjąłem.
Diego pokiwał głową.
– Gdybyś zobaczył tę drugą, mój drogi! Co z tego, że jest pełnokrwistym magiem, jak ledwo potrafi czytać!
– Nie wiem, czy to nie jest problem, ale ja magiem nie jestem w ogóle – wtrącił Diego. Uznał, że nie będzie lepszej okazji do tej uwagi.
– Ależ to nie problem. Podstawa to cierpliwość, dyscyplina... no i umiejętność wolnego czytania.
– Mam pewne doświadczenie w czytaniu bajek dzieciom – pochwalił się Diego.
– O, będzie jak znalazł. Weź pod uwagę, że jestem już przygłuchy.
<C.D.N.>