– Nie wiem, czy w ogóle masz jakieś prawa do decydowania o… - Nie zdążył dokończyć wypowiedzi, gdy Karniela zdążyła niebezpiecznie się do niego przybliżyć. Zrobił parę kroków w tył, ostatecznie kończąc opartym o drzwi do jej pokoju. Ona błyskawicznie znalazła się bliżej niego, a ich twarze znowu dzieliło paręnaście centymetrów. Gdyby nie jego ptasia maska, pewnie podeszłaby jeszcze bliżej. Przełknął ślinę.
– Słuchaj, kochany – zaczęła, opierając swoje ręce o drzwi, blokując mu tym samym wyjście ewakuacyjne. – Jeśli…
Nagłe popchnięcie. Diya poleciał na Karniele, przewracając ją na plecy. Pomimo że to działo się tak szybko, jakoś instynktownie zasłonił potylicę dziewczyny rękoma, chcąc ją ochronić przed urazem. W ostatniej chwili zdążył przekręcić głowę w bok, by nie uderzyć dziobem swojej maski dziewczyny w twarz.
– Ohoho! – Starczy śmiech rozniósł się po pomieszczeniu. – Przepraszam, przepraszam.
Skrzydlata bestia podniosła się z Karni jak oparzona, ignorując zupełnie staruszkę za nimi.
– Wszystko dobrze? – zapytał przerażony.
– Nie powinniście byli opierać się o drzwi – przestrzegła kobieta, której obecność dopiero teraz wyczuł Diya, odwrócił się do niej, będąc całkowicie zdezorientowany.
– Ała – jęknęła przeciągle kozica, podnosząc się do siadu w powolnym tempie.
Chaos, który panował, jeszcze bardziej zakłopotał Saadiye, który nie wiedział jak reagować w takiej sytuacji. Co w ogóle powinien powiedzieć? Kim była ta osoba? Czy może powinien pomóc wpierw Karni, a później przejmować się staruszką?
– Pani mogła zapukać – powiedziała w końcu Karniela, masując się po tyle głowy. – Gdyby nie Diya, to pewnie miałabym stłuczoną potylicę.
– Wasza wina – zaśmiała się staruszka. – Nie trzeba było tu stać!
Karniela zaśmiała się nerwowo. Diya niepewnie wyciągnął w jej stronę dłoń, by pomóc jej wstać. Tak, jak na początku nie zrozumiała, o co chodzi, tak gdy w końcu zdała sobie sprawę, skorzystała z jego pomocy.
– Dziękuję.
– No, Karnia, przygotowywuj się, zaraz otwieramy karczmę. – Dopiero gdy staruszka to powiedziała, Diya zrozumiał kim tak naprawdę była. – A ty zjesz u nas śniadanie? – zapytała skrzydlatą bestię.
– Właśnie! – zaczęła Karnia, zanim zdążył coś odpowiedzieć. – Czy może dziś u nas pracowaaać? – poprosiła słodkim głosem, obejmując rękę Diyi w taki sposób, że chłopak mógł poczuć na swoim ramieniu jej piersi. Gdyby nie maska staruszka najpewniej zauważyłaby rumieniec, który pojawił się na jego twarzy.
Staruszka spojrzała na Diye jeszcze raz, przyglądając mu się uważnie.
– A niech będzie! Tylko niech zdejmie te sztylety, bo goście się jeszcze przestraszą. Przynajmniej będzie kto do kelnerowania! – ucieszyła się.
Diya był zdenerwowany na Karnie. Teraz już nie mógł się z tego wykręcić. Nie miał nawet możliwości, by się sprzeciwić. Spojrzał na kozice rozzłoszczony, na co ona jedynie uśmiechnęła się promiennie.
– Przyjdźcie do kuchni, jak się ogarniecie. Przygotuje już wam śniadanko – mówiąc to, staruszka wyszła, zostawiając Diye samego z dziewczyną.
Założył ręce na piersi, kierując swój zdenerwowany wzrok w stronę dziewczyny.
– Dobrze tak decydować za kogoś bez jego zgody?
– Moim zdaniem to nie ma tak, że dobrze albo że nie dobrze…
– Skończ – przerwał jej, po czym westchnął ciężko.
Zaśmiała się tylko w odpowiedzi. Bez słowa podeszła do szafy i zaczęła w niej grzebać.
– Będziesz się ubierać? – dopytał Diya, jakby chcąc się upewnić.
– Może. – Kozica miała niezły ubaw z droczenia się ze skrzydlatą bestią. Wyjęła jakieś ubrania ze środka, położyła je na łóżku i chwyciła za rąbek swojej koszuli nocnej.
– To ja chyba poczekam na korytarzu – powiedział, odwracając się plecami do dziewczyny.
– Oj zostań, nie chcesz sobie popatrzeć?
Wyszedł. Nie miał już humoru na takie zabawy. To wszystko męczyło go o wiele bardziej niż trening ze swoim ojcem. A jego tata potrafił naprawdę dać mu niezły wycisk.
Kozica wyszła po jakiejś chwili, już nie tak rozbawiona, jak wcześniej.
– Nie potrafisz się w ogóle bawić – marudziła niezadowolona.
– Już cicho bądź. – Ponownie westchnął, ruszając w stronę kuchni.
– Idziesz w złą stronę – zauważyła Karniela.
Zawrócił się bez słowa, chcąc uniknąć rozmowy z kozicą. Zaczęła iść za nim, by później zrównać z Diyą kroku.
– Jesteś na mnie zły? – pytała zmartwiona.
– Po prostu mam wszystkiego dość – odpowiedział, pomimo swojej niechęci do rozmowy.
– Czemu tak? - przeciągnęła ostatni wyraz w samogłosce.
– Bo czuję się niekomfortowo, gdy z tobą rozmawiam.
<Karnia?>