Kątem oka obserwował miejski krajobraz, gdzie ludzie gromadzili się, by znaleźć nie tylko potrzebne produkty, ale także nieco rozrywki. Mijał właśnie jakąś większą grupę mieszczan. Po pełnych emocji głosach domyślał się, że obserwowali jakiegoś ulicznego artystę.
Właśnie, kiedy o tym pomyślał dostrzegł jakiś ruch.
Płonąca pochodnia leciała prosto na niego w zawrotnym tempie. Clay zdążył zwrócić twarz w jej stronę, nim zdał sobie sprawę, że dzieliła go zaledwie chwila od dotkliwego poparzenia.
Doświadczony łowca czy osoba z jakimkolwiek instynktem samozachowawczym spróbowałaby usunąć się z trasy pocisku.
Jednak Clayton Ravaran był Claytonem Ravaranem, więc tylko zamarł w przerażeniu i z szeroko otwartymi oczyma wpatrywał się w ognistą smugę.
Na szczęście tyle wystarczyło, aby mimowolnie użyć magii i chociaż nieco ją przygasić – wystarczająco, by prędki ruch dokończył dzieła.
Nie uchroniło to jednak przed zetknięciem się gasnącego żaru ze swetrem Claytona i przypaleniem go. Kiedy gorąc uderzył w ciało chłopaka, poderwał się z wrzaskiem. Sprawunki upadły na ziemię, a zaraz za nimi parzący sweter.
Właśnie z mdłościami wstrząsającymi jego ciało szukał poparzeń na skórze, gdy dobiegł do niego mężczyzna w masce.