Jesień 1456
– Jeszcze raz pokaż mi to – poprosił, a raczej kazał Ting. – Chwytasz o tak – Diego zaprezentował. – Zacznijmy może od ważniejszego pytania; potrafisz strzelać palcami?– Tak myślę – Drobny-dwunogi złożył odpowiednio drugą łapę. Udało mu się nią pstryknąć.
– Świetnie. Teraz zrób to samo dłonią, w której trzymasz kartę.
– Ale jak to zrobić bez rozerwania jej... – zastanowił się głośno Ting. – Zamaskowany, znasz jakieś inne sztuczki z kartami?
– Tego nie wiem – odparł Diego z nutą smutku w głosie. – Jest to możliwe, ale potrzebowałbym jakiegoś punktu zaczepienia. Czegoś, co mi przypomni.
– Więc... potrafisz „znikać” karty? Wkładało się je wtedy jakoś za palce – Ting spróbował zreplikować sztuczkę, żeby pokazać, o co mu chodzi, ale miał za małą łapkę, żeby skutecznie schować za nią ten malowany kawałek papieru. Do takiego triku lepiej była przystosowana ludzka dłoń.
Diego spojrzał na kartę, którą trzymał.
– Wiesz, może skończmy najpierw z pstrykaniem. Na pewno jest sposób, żeby ci się to udało. Albo wiesz co? – Kuglarz-łowca wstał i ruszył w kierunku jednej z szafek stojących w izbie. Jednak po drodze jego noga zaczepiła o coś i mężczyzna o mało nie wywinął orła.
Był to plecak Tinga; skórzany worek przewrócił się, a jego zawartość wysypała na świeżo umytą podłogę. Pośród różnych rzeczy, które do niedawna były wewnątrz plecaka Diego dostrzegł jeszcze więcej wisiorków. Ciekawe...
<C.D.N.>