Jesień 1456
Diego pokiwał głową, na znak, że rozumie. Postanowił na razie nie zasypywać wybawcy pytaniami, choć był wprawdzie ciekaw jego historii. Tymczasem bestia odnalazła pośród swoich rzeczy bandaż i zajęła się opatrywaniem własnych ran. Lis zaczął od tej na przedramieniu, ale miał problem z poprawnym naciągnięciem opatrunku używając tylko jednej ręki.
– Czekaj, mogę ci pomóc – powiedział Diego, podchodząc do łowcy.
– A potrafisz?
– Podstawy pierwszej pomocy znam – powiedział Diego. Nie wiedział skąd je znał, ale był pewien, że znał.
– „Pierwsza pomoc” oznacza po prostu opatrywanie ran, tak? – mruknął lis, kontynuując owijanie ręki w pojedynkę. Udało mu się zacisnąć opatrunek na rozdartej skórze. Diego jednak nie czekał na pozwolenie, jeśli chodziło o zawiązanie bandażu; wręcz rzucił się do pomocy. Chciał jakoś odpłacić za uratowanie życia.
Lis nadal spoglądał na poczynania Diego z lekką rezerwą, ale nie zerwał jego węzła. Poruszył tylko ręką, żeby sprawdzić, czy opatrunek nie zsunie się.
– Powinienem ci podziękować – powiedział mężczyzna.
– To nic takiego – bestia powtórzyła tę samą frazę, co wcześniej.
– Jeśli zimą potrzebowałbyś cieplejszego schronienia, zawsze jesteś mile widziany w mojej chacie.<Feri?>