Wiosna 1457
„Jesień otacza złotym kolorem wszystkie drzewa w okolicy. Marc mógłby przysiąc, że nadal widzi pośród nich sylwetkę wspomnianej kobiety...Diego byłby w stanie wyrecytować ten fragment nawet gdyby obudzono go w środku nocy. Ba, może dałby radę przywołać z pamięci całą powieść; od przydługiego prologu aż do łzawego ostatniego rozdziału i zdecydowanie zbyt krótkiego epilogu. Mężczyzna nie liczył który to już raz wodzi wzrokiem po stronach tego egzemplarza. Było w owym zbiorze opowiadań coś, co przetrzymywało uwagę człowieka, nawet pomimo dokładnej znajomości treści.
Diego poprawił maskę, by ta czasem nie zasłoniła mu oczu. Nigdy nie miał takich problemów, jeśli chodził po ziemi jak normalny humanoid. Jednak kiedy wisiał głową w dół, nogami oplatając gałąź, maska miała zwyczaj powoli uciekać mu coraz bardziej na czoło.
Z czasem znad przetrzymywanych przez dłonie kuglarza stron zaczęło się wychylać słońce. Łowca przyjął to jako sygnał, że czas, który wyznaczył sobie na czytanie, właśnie upłynął. Diego zamknął wydanie, podciągnął się nieco na nogach i wykonując w powietrzu obrót, zeskoczył z gałęzi na ziemię. Wspiął się po wiszącej drabinie do swojej izby i odłożył książkę na odpowiednie miejsce na półce. Upewnił się przy tym, że oba tomy stoją równo.
***
– I wtedy bestia skoczyła... – zaczął Diego.
– Pokonała złola, uratowała wszystkich, koniec – dokończył za niego Rick.
Kuglarz spojrzał na chłopca zdziwionym wzrokiem. Dopiero wtedy zauważył jak mocne znużenie gościło na jego twarzy.
– Właściwie, pomiędzy tymi punktami wydarzyło się jeszcze kilka rzeczy – zauważył Diego.
– Ale główna myśl jest zawsze taka sama – ziewnął jego podopieczny. – Wymyśl coś nowego!
– Hej, dobro zwycięża, bohaterowie zacieśniają więzi, tak musi być. Chcesz żeby twoja siostra potem nie mogła spać w nocy? – dodał ciszej opiekun dzieci, zerkając na już pochrapującą Lucy.
– Ale niech zadzieje się coś nowego! Może niech złol na chwilę przejmie władzę! – Rick podniósł się z łóżka. – Może niech bohater wygląda na martwego! O, albo niech połączą siły i razem pokonają większe zło! – Chłopiec stanął na materacu, wyciągając do góry dłonie.
– Zgoda, następnym razem ty opowiadasz bajkę – zaśmiał się Diego. – Nie szalej już, powinieneś już spać. Co powiedzą twoi rodzice?
– No weź Diegoo – jęknął Rick.
– Mówię poważnie. Czas spać.
Chłopiec westchnął ciężko, ale ostatecznie zgodził się położyć z powrotem i naciągnął na siebie kołdrę. Diego, zadowolony z wykonanej roboty, wstał, zabrał ze sobą latarnię i opuścił pokój, który dzieliły dzieci. Akurat jak domknął drzwi, do domu weszli jego właściciele. Diego uścisnął dłoń ojca, pocałował w rękę matkę swoich podopiecznych. Ta po tym dość oficjalnym powitaniu, poszła gdzieś dalej do domu. Z Diego został za to drugi mieszczanin.
– Będzie nam ciebie brakować, Diego.
– Co dzień znajdziecie mnie na rynku Rivot – odparł kuglarz pokrzepiająco.
Ojciec dzieci pokiwał głową. Sięgnął do sakiewki i wręczył opiekunowi jego zapłatę.
– Jakie masz teraz plany poza wznowieniem występów? Dużo polowań na różne monstra?
– Na pewno będzie trochę wypraw z moją grupą... Będę musiał chyba poczytać też coś nowego, żeby poszukać inspiracji... – pomyślał na głos Diego.
– Do występów?
– Nie tylko – odparł kuglarz-łowca.
<C.D.N.>