Zima 1457
Wyszli na zewnątrz. Pracujący i zajmujący się swoimi sprawami ludzie przystanęli, chcąc zobaczyć widowisko. Po jednej stronie trzech chłopa w grubych łatanych szatach wyglądali na dobijających czterdziestki, naprzeciw nich łowca w zimowym stroju, jednak bez charakterystycznego dla niego pancerza. Nie posiadał również miecza, tylko przyczepiony do boku wierny nóż.
– Łowczyku, jak się boisz, możesz się jeszcze wycofać, szkoda będzie haratać tak młodą twarzyczkę.
– Miło, jednak odrzucam propozycję.
Spojrzeli po sobie. Zbóje rozdzielili się.
Pierwszy zaatakował od lewej, wyciągnął spod kurtki nóż, próbował atakiem od góry go wbić, Regis złapał jednak jego rękę. Pół obrót a napastnik z wykręconym ku plecom ramieniem popchnięty został ku drugiemu, który nie zdążywszy zrobić uniku, wpadł na kompana. Trzeci szedł na wprost. Kilka ciosów miało trafić myśliwego, ten po paru unikach sam wyprowadził uderzenie. Nie powaliło przeciwnika, lecz dało krótki moment. Złapał go jedną ręką za szyję, drugą za ramię, po czym wyprowadził cios kolanem w brzuch.
Pozostali zdążyli stanąć na nogi. Próbowali podobnej techniki co ich herszt, nie byli w tym jednak tak sprawni. Jeden z wyprowadzanych prawych sierpowych skończył się dla bandyty uderzeniem łokciem o klatkę piersiową. Oberwawszy, odsunął się o kilka kroków. Nim wrócił na starą pozycję, dojrzał jak postać współatakującego opada na niego, przerzucona z impetem.
Dwóch leżało, nie wyglądało, jakby chcieli jeszcze wstawać.
Prowodyr wrócił do walki, teraz jednak zamiast pięści, szedł z dwoma nożami.
Wymierzał proste ciosy z zamiarem dźgnięcia, zmęczenie i niewystarczająca prędkość ruchów dawały się jednak we znaki.
Żaden manewr nie dał rady skrzywdzić łowcy.
Rozbójnik przewrócił się, zamiast jednak poddać walkę, złapał w garść trochę mieszanki błota z ulicy i rzucił w stronę oponenta, wstając z impetem z zamiarem ugodzenia nożem, plan jednak nie wypalił.
Fala uderzeniowa odepchnęła masę wprost na twarz rzucającego, zmuszając go do jej przetarcia. Gdy wróciła mu wizja, sztylet szybkim ruchem został mu zabrany, obracając go jednocześnie i sprowadzając do pozycji klęczącej. Broń złapana przez dłoń w czarnej rękawicy, znalazła się wysoko ponad głową jej pierwotnego właściciela.
– Litości! – Jedyne słowa, które wydobyły się od jeszcze nie tak dawno pewnego siebie rozbójnika.
Ostrze rzucone, wylądowało wbite w ziemię.
– Nie bez powodu nazwaliście mnie rzeźnikiem, nie zmuszaj mnie, bym ugruntował to zdanie. – Regis puścił bezwładne już ciało, po czym skierował się znów do lokalu, pozostawiając trzech chłopa i wpatrzoną w pobojowiska gawiedź samą sobie.
– Nie było tak źle, co? – spytał Salmy.
– Trochę za dużo popisywania się. Dwa zaklęcia i byłoby po sprawie.
– Niech gawiedź też ma rozrywkę. Dwa schnappsy! – rzucił głośniej w kierunku barmana – Wszystko na koszt tamtej trójki.