Jesień 1456
Coś Diego nie pasowało w tej ścieżce. Miał wrażenie, że jakoś się zmieniła od wczoraj. Inaczej się skręcała, miejscami przybierała inny kształt. Nigdzie nie było też widać tych charakterystycznych drzew chylących się nad dróżką. Wszystkie wygięte były w drugą stronę.Zaspany umysł Diego nie potrafił połączyć tych wszystkich wskazówek w konkretny fakt. Kuglarz po prostu szedł dalej przed siebie, obserwując otoczenie zza półprzymkniętych powiek. Zaczął się zastanawiać, czy to był w ogóle dobry pomysł wychodzić z domu w takim stanie. Nie było to czasem niebezpieczne? Obniżona czujność mogła skutkować niezdolnością do obrony w przypadku nagłego ataku.
Diego przystanął. Przez chwilę rozważał zawrócenie do domu. Też nie podobał mu się fakt, że nadal nie wyszedł z lasu. Dotarcie na jego skraj zajmowało podejrzanie długo.
Z zamyślenia wyrwało go chrząknięcie. Stanowcze i głośne. Mężczyzna odwrócił się. Na wąskim przejściu tuż za nim stała jakaś istota. Nie był to na szczęście wilk, ani żaden Koszmar, ale i tak Diego miał sobie za złe, że nie zauważył, iż ktoś się do niego zbliżył.
– Przesunąłbyś się trochę...
<Sigrid?>