Nie minęła godzina, gdy łowca w końcu oderwał się od rysopisu. Spoglądając za okno ujrzał swoje odbicie oświetlone blaskiem dobiegającym z kaganka. Uchylił delikatnie drzwiczki i dmuchnął w płomień umieszczonej wewnątrz świecy. Ten zatańczył smagany poruszeniem powietrza, po czym zgasł, pozostawiając po sobie stopiony wosk i strużkę zanikającego w nicości dymu. Obraz w oknie przestał ukazywać zmęczonego człowieka, a ujawnił ciemny krajobraz pełny niewyraźnych kształtów zacieranych spadającymi kroplami na końcu, którego dojrzeć można było majaczące pojedyncze jaśniejące punkciki, będące, tak samo jak właściciel domu, nie śpiącymi jeszcze, zmęczonymi duszyczkami, szwędającymi się po swoich własnych czterech kątach, kończąc załatwianie spraw, na które w czasie świecenia dziennej gwiazdy z wielu powodów nie starczyło czasu. Gospodarz wstał w ciemności i wyszedł na korytarz z pokoju, który tymczasowo nazywał swoją pracownią. Zamknął za sobą drzwi i przeszedł do leżącej naprzeciwko kwatery, będącej jego sypialnią. Poprawił nałożoną kilka godzin temu koszulę nocną, naciągnął nogawki i położył się przykrywając grubym kocem. Sen szybko go zmógł, dając upragnione wytchnienie po godzinach studiowania notatek i tworzenia własnych.
Poranek był chłodny. Słońce leniwie wychylające się ponad horyzont rozlewało blask światła na nowo powstałą w nocy warstwę błota. Wiejący wiatr zwiewał nie opadłe jeszcze liście. Regis obudzony odbitymi promieniami słońca wybudzał się powoli. Siadł w końcu na łóżku i spojrzał na szyby znajdujące się ponad jego łożem.
– Pora w końcu zamontować jakieś zasłony – powiedział do siebie zaspanym jeszcze głosem.
Wstał w końcu i ruszył powoli w stronę kuchni. Schodząc po schodach zauważył kilka większych kłaków kurzu walających się tu i ówdzie. Wrzucił kilka kawałków drewna do paleniska i rozniecił ogień. Dochodząc do blatu wyrwał jedną ze specjalnie do tego celu znajdujących się tam kartek i zapisał leżącym obok prowizorycznym ołówkiem zrobionym z patyczka, kawałka sznurka i naostrzonego węgielka posprzątanie domu jako pierwszy punkt nowej listy rzeczy do zrobienia. Odłożył ją na bok, sięgając po leżącą pod jedną z podwieszanych półek resztkę bochenka chleba, po czym położył go na blacie głównego stołu pokoju. Dopisał do listy pieczywo, po czym ruszył w kierunku piwniczki. Wejście do niej znajdowało się pod schodami. Była ona widocznie dobudowana w późniejszym okresie niż większość domu. Wejście lekko zakręcone prowadziło do pomieszczenia położonego poniżej poziomu gruntu. Spory ciemny pokój z dwoma parami kolumn wspierających rozświetlany jedynie przyniesioną ze sobą latarnią. Część ścian zasłonięta dużymi regałami, na których znajdowały się wszelakie artykuły spożywcze. Pod resztą boków w nikłym blasku światła tam docierającego dojrzeć można było ślady po starych meblach, które nie przetrwały próby czasu, ani spotkań z byłymi mieszkańcami. Łowca zabrał zawiniątko leżące na jednej z półek i udał się z powrotem w stronę jadalni. Pokroił chleb i posmarował go masłem z niewielkiego glinianego naczynia leżącego zazwyczaj gdzieś na blacie pod półkami. Odpakował niewielki kawałek mięsa przyniesiony ze spiżarni i przygotował kilka plastrów kładąc je następnie na kromki. Po krótkiej chwili kończąc pieczywo, zakończył również spożywanie śniadania. Wstawił wodę do gotowania szykując podobny napar, jaki pił ubiegłej nocy sporządzając swoje notatki. W międzyczasie zdążył trochę posprzątać zbierając przede wszystkim duże kłębki kurzu zauważone na początku poranka. Zalał liście gorącą cieczą i poszedł zmienić swój strój na zwykły. Po chwili założony już miał ubiór bardziej adekwatny do warunków. Grube spodnie i długa koszula. Zasiadł do stołu planując obecny dzień. Niedługo przygotuje tak skrupulatnie sporządzone notatki i uda się do kowala. Część materiałów ma już przygotowane. To będzie drogie zamówienie, ale Regis zdawał sobie z tego sprawę.