– Beatrice! Daj spokój temu dzieciakowi. Kilka Ora nie jest wartych skończenia w pierdlu za napastowanie nieletnich.
Prostytutka i Clayton spojrzeli w jednej chwili na młodą bestię, do złudzenia przypominającą jakiś rodzaj wielkiego, dwunożnego kota. Krzepkie i umięśnione ciało oraz figlarny uśmiech na jego pysku sprawiły, że Clay nie mógł oprzeć się wrażeniu, że był niewiele - najwyżej pięć lat – starszy od niego. Oszacowanie wieku tego rodzaju bestii bywało jednak czasem niezwykle trudne.
– Jay, kochanie – Twarz Beatrice rozjaśnił szczery uśmiech. Dziewczyna odsunęła się by uściskać swojego znajomego. Pierś Claya opuściło mimowolnie głębokie westchnięcie ulgi, gdy zniknęła jej dłoń, zapach perfum i ciepło ciała. – Co ty tutaj robisz? Sophia mówiła, że wyjechałeś.
– Nie mógłbym wyjechać bez pożegnania z najpiękniejszą kobietą w tym mieście.
Kurtyzana zaśmiała się perliście i wyciągnęła dłoń, by podrapać kota pod bródką. Clay obserwował jak ponownie naruszała przestrzeń osobistą spod bezpiecznego muru. Jego poliki pokrywał wciąż rumieniec, który nasilał się wraz z wymienianymi przez parę pieszczotami. Co prawda nie wykraczały poza takie, jakim mógłby obdarować dowolnego dachowca, lecz... Bestia nie był dachowcem, a Clay coraz bardziej utwierdzał się w myśli, że powinien po prostu się wycofać i przestać naruszać swoją obecnością intymny charakter tej sceny.