– Nie szkodzi – powiedział niemal automatycznie.
Gdzieś w głębi niego odezwał się lęk – matka byłaby zdenerwowana i niewątpliwie chciałaby podciągnąć artystę do zapłaty. Potrzebował chwili, nim przypomniał sobie, że Tyrion nawet nie zauważy braku. Tylko ten sweter...
– Nic ci się nie stało? – dopytywał zamaskowany mężczyzna. – Jeżeli masz jakieś oparzenia, to...
– Wszystko w porządku.
Czuł się niezręcznie, kiedy widział szczere zmartwienie na jego twarzy. Sprawiało to, że czuł się jak dziecko, problem na liście kolejnego człowieka. Najchętniej by uciekł przed tym uczuciem i artystą do bezpiecznego i cichego domu, ale produkty coraz bardziej rozchodziły się po ulicy.
– Czekaj, pomogę ci – powiedział mężczyzna, widząc jak Clay nachyla się po resztki z zakupów. Nie pozwolił mu nawet na odpowiedź, tylko od razu zrealizował swoją propozycję.
Nie wszystko dało się uratować – po jajach zostały skorupy, a kilka owoców uciekło gdzieś potrąconych stopami przechodniów i nie pozwalały na odnalezienie się. Większość jednak przeżyła upadek i była w zasięgu wzroku, na co mag odetchnął z ulgą. Zdawało mu się, że artystę to również uspokoiło.
– Naprawdę bardzo mi przykro.
– Jest w porządku. Ta pochodnia mnie trochę zaskoczyła... Właśnie, gdzie ona jest?
Spojrzał na mężczyznę w masce, który szukał jej na ziemi w ich pobliżu. Nadaremnie. Zniknęła, kiedy byli zajęci zbieraniem zakupów.