Jesień 1456
W pierwszej chwili chciał odmówić, ale po chwili namysłu uznał, że przyda mu się rozprostowanie nóg.- Dziękuję, młody człowieku! Dziękuję! - powtarzała, stale się kłaniając.
- Gdzie ostatnio pani widziała... Lukrecję?
- Oh, tam! - krzyknęła, wskazując przed siebie ręką. Avrion stanął bliżej niej i popatrzył w tamtym kierunku, ale nie dostrzegł niczego szczególnie interesującego. Westchnął cicho. Staruszka mogła być już niemal ślepa.
- Dobrze... poszukam pani mruczka i...
- Lukrecję!
- Poszukam pani Lukrecję i w miarę możliwości zwrócę w jednym kawałku...
Kobieta z nabożnym zaangażowaniem kiwała głową, kłaniała się, a potem wycofała w stronę chaty. Była to niszczejąca rudera z wysoką trawą i licznymi chwastami wokół. Staruszka usiadła na ławce, jedynym wydeptanym miejscem, i wróciła do strugania ziemniaków.
Avrion nie był szczególnie podekscytowany nowym zadaniem. Nie wiedział czego dokładnie powinien szukać. Domyślał się jednak, że nawet gdyby zwrócił staruszce zupepnie innego kota, i tak byłaby mu wdzięczna. W zasadzie, prawdopodobnie nawet nie zorientowałaby się, że coś jest nie tak.
Nagle do jego uszu dobiegło cienkie miauknięcie. Nie dobiegało z bardzo daleka. Rozejrzał się dookoła, ale niczego nie zobaczył. Tylko kilka ostrych krzewów, zarośnięty ogródek kobiety oraz spróchniałą, drewnianą chatę.
Dopiero wtedy wpadł na pomysł spojrzenia w górę. Wśród kępów brązowych liści, dostrzegł kiwającą się niecierpliwie puszystą kitę.
- Tutaj jesteś... - wyszeptał do siebie mag. Przetarł dłonie o swoją koszulę, a następnie wyciągnął ramiona w górę.
Wtedy gałąź drzewa trzasnęła.
Avrion z gracją przesunął się w bok, zaś najeżony kot spadł na cztery łapy na ziemię. Staruszka patrzyła zdumiona w jego kierunku.
- Młodzieńcze!
- Nic mi nie jest! Znalazłem Lukrecję - odpowiedział spokojnie, podnosząc kota z ziemi. Futrzak nie był szczególnie zadowolony z takiego stanu rzeczy, ale wyrywanie się na niewiele mu się zdało. Avrion przeszedł przez gąszcz trawy, a następnie wręczył kobiecie pupila.
- Lukrecja! Moje kochanie! - mówiła zachwycona, jednocześnie głaszcząc po głowie już nieco spokojniejszego zwierzaka.
Avrion mimowolnie się uśmiechnął.
- Dziękuję! Oh, dziękuję! - powtarzała.
- Nie ma za co - odpowiedział lekko, a potem wrócił do Ialana. Pomachał jeszcze do kobiety, a następnie strzelił lejcami i ruszył w dalszą drogę.
Od tamtej pory dzisiejszy zachód słońca wydawał mu się jeszcze piękniejszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz