Jesień 1456
– To jak? Co powiesz na poranny masażyk? – Kozica powtórzyła propozycję.
Instynkt nawoływał Diye do jak najszybszej ucieczki. Dalej oznaczał Karnie jako zagrożenie. Był w stanie już domyślić się w jakim aspekcie była niebezpieczna.
Patrzyła na niego wyczekująco, uśmiechając się przyjaźnie. Westchnął.
– Gdyby nie to, że mam do ciebie parę pytań, najpewniej bym teraz uciekł. – Wyminął dziewczynę, ponownie siadając na łóżku. – Jeżeli chcesz to masuj – zgodził się jakby od niechcenia, prostując obolałe skrzydło.
Uśmiech dziewczyny nabrał innego wyrazu, którego Diya nie potrafił określić, a ona sama zawiesiła się na chwilę. Nie trwało jednak długo, zanim wróciła stara Karnia.
– Oho, pytania, powiadasz? – nachyliła się nad nim, szczerząc się szeroko. – O co takiego chciałbyś spytać?
W obecnej pozycji zwisający dekolt jej koszuli nocnej w ogóle nie zakrywał biustu. Gdy tylko uświadomił sobie na co patrzy, odwrócił głowę w bok, czując jak jego poliki czerwienieją.
Zaśmiała się, widząc reakcję Diyi.
– No mów, nie wstydź się – zachęcała. – Czemu nagle się zarumieniłeś, jak sam mówiłeś że chcesz o coś mnie zapytać?
– Widać… Widać ci piersi – powiedział niepewnie, nie odwracając do niej wzroku.
– To problem? – rzuciła beztrosko. – Matko, jaki z ciebie świętoszek. Nigdy nie widziałeś nagiej kobiety?
Zaczął żałować, że jednak nie uciekł. Znowu się zaczyna.
– Nie, nie jestem po ślubie – wytłumaczył, zerkając na dziewczynę ponownie.
Prychnęła rozbawiona, prostując się.
– Znowu zaczniesz się usprawiedliwiać tą swoją religią? Co ty, z zakonu się urwałeś?
Speszył się.
– Wolałbym jednak przestrzegać zasad mojej kultury – powiedział, ignorując zaczepkę kozicy.
Uniosła brwi.
– Tych samych zasad które każą ci nosić tą dziwną maskę? Po co ona jest tak w ogóle?
Zawahał się chwilę.
– To talizman ochronny, mający chronić przed urokiem potomkiń Silinge – wytłumaczył, odrobinę bojąc się reakcji dziewczyny. Co jak go wyśmieje?
– Silinge? – zaciekawiła się.
– Żeński potwór z legend, który kusił mężczyzn, by po wykorzystaniu ich odebrać im wzrok. – Kończąc, zerknął niepewnie na twarz kozicy.
Przetwarzała przez krótką chwilę informację, po czym zaśmiała się odrobinę.
– Jeżeli boisz się zdjąć maskę przy mnie przez tą legendę, to możesz być spokojny. Nie mam w zwyczaju oślepiać nieznajomych – zażartowała.
– Nawet nie myśl, że ściągnę maskę – ostrzegł, zanim ta zdążyła o to poprosić.
Zrobiła smutną minkę.
– No weeeź, co ci szkodzi? – dalej próbowała go przekonać. – Jeżeli chcesz mogę cię nawet za to wynagrodzić – dodała zalotnie.
Diya nerwowo potarł podbródek.
– Nie chciałaś czasem wymasować mi skrzydła? – próbował zmienić temat.
– Ano, chciałam. Ale teraz tak myślę, czy jest w ogóle warto? – Z jej tonu głosu mógł wyczytać, że najwyraźniej kozica się z nim droczyła. – Nie będę robić przecież niczego za darmo~
Spojrzał na nią lekko poirytowany. Nawet przeszło mu przez myśl, by po prostu wyjść z pokoju, ignorując chęć do zadania jej pytań. Zawsze mógłby zapytać się o to w późniejszym czasie.
Westchnął, chcąc minimalnie się uspokoić.
Sięgnął ręką do twarzy, chwytając za swoją maskę, po czym ją ściągnął. Spojrzał na kozice zdenerwowany, piorunując ją wzrokiem swoich złotych oczu.
– Tylko odpowiedz na moje pytania – ostrzegł.
Karnia patrzyła na niego zaskoczona.
– Szczerze to się nie spodziewałam. – powiedziała, dalej stojąc przed nim jak słup soli. – O co takiego w ogóle chcesz zapytać, że jesteś aż tak zdesperowany?
– O to, czy między nami do czegoś doszło – wyjaśnił.
Twarz dziewczyny momentalnie przeszła z wyrazu zaskoczenia, do rozbawienia. Roześmiała się głośno.
– I po to aż zdjąłeś maskę?
Nie miał akurat humoru na żarty. Chciał już poznać odpowiedź i mieć spokój ducha. Patrzył tylko na nią wyczekująco.
– Eh, no dobra, dobra – westchnęła pod ciężarem wzroku chłopaka. – Nic wartego zapamiętania, szczerze mówiąc trochę się zawiodłam.
Niejednoznaczna odpowiedź wystarczyła, by Diya się przejął. Może jednak lepszym rozwiązaniem było pozostanie w niewiedzy i okłamywanie się, że do niczego nie doszło.
– Ale jeżeli chcesz, możemy…
– Nie – przerwał jej zanim zdążyła skończyć propozycje.
Spojrzała na niego, jakby znudzona jego niedostępnością.
– Chyba naprawdę potrzebujesz tego masażu. Jesteś strasznie sztywny – skomentowała, siadając obok niego po stronie przygniecionego skrzydła.
– A czego żeś się spodziewała po kimś, kto urwał się z zakonu? – zażartował, cytując wcześniejszą wypowiedź kozicy.
<Karnia? Please, don’t hurt me>