Jesień 1456
– Złap to bardziej opuszkami łap – wyjaśnił spokojnie Diego.Drobny-dwunogi napiął ścięgna dłoni, żeby uchwycić kartę prawidłowo. Starał się trzymać pazury z dala od papieru, ale średnio mu to wychodziło. Ostatecznie karta wyślizgnęła mu się z palców i została przedziurawiona przez ostry szpon. Nie opuszczając ręki, Ting spojrzał na Diego, jakby oczekiwał, że ten mu powie, co ma teraz zrobić.
– Ach Ting – Mężczyzna pokręcił głową i zdjął z pazurów stwora kartę. Było mu trochę szkoda tej pięknie wymalowanej talii. Ale w jego umyśle nie zawitał gniew. Przecież Drobny-dwunogi nie zrobił tego specjalnie.
– Kiepski z ciebie nauczyciel – skwitował Ting.
– Dopiero zaczynamy... – Diego zrobił krótką pauzę. – Jaki według ciebie byłby dobry nauczyciel?
– Em... – Drobny-dwunogi podrapał się po części głowy, której nie zasłaniała wilcza czaszka. – Zależy czy moich poprzednich nauczycieli uznamy za dobrych.
– A jacy oni byli?
– Bałem się ich. Moi kuzyni tak samo – Ting spojrzał na przedziurawioną kartę.
– Twierdzisz, że gdybym krzyczał szybciej byś się nauczył?
– Krzyk to nie jedyny sposób wywierania skutecznej presji – Ogon Drobnego-dwunogiego znów zaczął niespokojnie się poruszać. Po tym, Ting zaczął stukać pazurami w drewnianą podłogę.
– Przepraszam cię, jeśli... – zaczął Diego. Jednak zanim dokończył, jego towarzysz wstał i wyminął go. Mężczyzna westchnął. Chyba na tym skończą lekcję.
<C.D.N.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz