Jesień 1457
Siedział już parę godzin nad zbiornikiem. Udało mu się złowić kilka ryb, mniejszych jak i większych. Zadecydował, że następna ryba będzie jego ostatnią tego dnia, po czym ruszy w drogę powrotną.
Słońce było jeszcze wysoko na niebie, zmrok szybko jednak nastawał o tej porze roku, a łowca nie miał zamiaru wracać ciemną nocą przez bagna i pola.
Po niedługim czasie, po podjęciu decyzji, spławik delikatnie poruszany przez fale spowodowane wiatrem, zaczął nieregularnie chować się pod wodą. Wędkarz zaciął, a ryba nabita na haczyk powoli zbliżała się do brzegu, ciągnięta przez wybierającego żyłkę łowcę. Zwierzyna była dużym osobnikiem walczącym przez chęć powrotu na wolność. Z powodu zmąconej wody jednak gatunek nie był jeszcze możliwy do określenia. Nagle czynność wciągania przerwana została jednak, przez szybkie i mocne szarpnięcie, które wyrwało wędkę z rąk Regisa. Wielki podłużny kształt o dużej głowie wyłonił się z toni wody, robiąc zamieszanie i wzburzając taflę akwenu. Bestia o ciemnym kolorze cielska wróciła w nieznane części dna mokradeł, zabierając ze sobą zdobycz i wędkę.
Myśliwy lekko zaskoczony zajściem, zebrał obozowisko i udał się w podróż powrotną, myśląc o zaistniałej sytuacji.
– Bez wątpienia Tungo. Myślałem, że już zaczęły hibernować. – mówił do siebie, decydując się wrócić niedługo na miejsce połowów, by jeszcze raz, ale tym razem dokładniej zobaczyć bestię.
C.D.N.