Jesień 1457
Dni stawały się coraz chłodniejsze i krótsze. Zima nadchodziła wielkimi krokami, Regis był jednak na nią przygotowany. Spakował plecak, przygotowując się na kolejną wyprawę, ta różniła się jednak od innych, które miał ostatnimi czasy. Pomimo przygotowania miecza nie szedł na polowanie, nie takie jak zwykle. Od jakiegoś czasu chodziła za nim ochota na smażoną rybę. Zdecydował się więc ruszyć na ich połów.
Kierował się na północ. Szedł ścieżkami okalającymi miasto. Poruszał się wzdłuż niedużej rzeki, zmierzając pod jej prąd. Jego celem były świszczące mokradła. Dzięki kilku zleceniom znał lokalizację większych akwenów w stosunkowo niedużej odległości, gdzie jeszcze powinny znajdować się możliwe do złowienia ryby.
Po pewnym czasie doszedł na rozstaje dróg. Odnoga po jego lewej prowadziła do miasta, a po prawej, trakt zaprowadziłby go po chwili do Karczmy Starej Wiedźmy. Dzisiaj jednak zdecydował się ruszyć naprzód, ku rzadko odwiedzanej ścieżce wiodącej przez mokradła. Nie różniła się zbytnio od innych, podobnych jej szlaków, przynajmniej do momentu. Gdy teren zaczął stawać się podmokły, jej szerokość zmalała, że dwa wozy nie byłyby w stanie się wyminąć. Jej krawędzie bywały strome, a w innych podtrzymywane drewnianymi belkami, by utrudnić wodzie zabierania, coraz to większej jej powierzchni. Deski i niekiedy mostki tworzyły charakterystyczny dla tego miejsca klimat.
Gdy dotarł na odpowiadające mu miejsce, zapuścił się w głąb bagien, oddalając się od ścieżki, a po mniej niż dziesięciu minutach znalazł się nad brzegiem szerokiego, długiego bajora. Nie wydawał się głęboki, lecz dno pokryte było grubą warstwą mułu i roślinności. Wpadnięcie do niego mogło zakończyć żywot nieostrożnego śmiałka.
Rozbił swoje małe obozowisko. Dla zanęty rozrzucił kilka garści specjalnej mieszanki, składającej się z resztek jedzenia, wnętrzności zwierząt i mieszanki ziół. Zarzucił wędki w sztukach dwóch. Jedną przy wysokiej przybrzeżnej roślinności, drugą w toń wody. Przygotował sobie zestaw przynęt, od kawałków mięsa, robaków, po kulki ciasta i kawałki roślin. Teraz pozostawało czekać i obserwować jaskrawo pomalowane kawałki drewna, lekko kołysane wiatrem na zielonkawo-brunatnej toni wody.
C.D.N.