Wiosna 1457
Przecież istnieje coś takiego, jak gaśnica!Z tą myślą Diego przebiegł się wzdłuż ścian budynków. Liczył, że znajdzie chociaż jeden punkt z właściwym oznaczeniem. Nie natknął się jednak na żaden. A ogień się rozprzestrzeniał. Wtedy Diego zauważył na innym straganie rozłożoną płachtę. Może to się przyda.
– Obiecuję, zapłacę – zapewnił kupca. Następnie spróbował zdusić materiałem płomienie. Jednak zanim sukno opadło na ogień, Diego oślepiła biała mgła. Kuglarz poczuł lodowaty podmuch; po chwili odkrył, że na jego ubraniu i masce osiadł szron. Kiedy para opadła, nie było już śladu po ogniu. Za to na rynku pojawiło się nieco śniegu i parę dziwnie wygiętych lodowych szpikulców. Te zjawiska rozchodziły się promieniście z miejsca, gdzie stał wspomniany poprzednio brodaty mężczyzna. Człowiek ten wyciągał jedną rękę przed siebie; w bardzo podobny sposób, w jaki zrobił to Carlos, wypuszczając wcześniej z dłoni ogień.
Bard/mag wychylił się niepewnie zza brodatego faceta, by ocenić sytuację. Widząc, że kryzys został zażegnany, zawołał:
– Brawo, oto nasz bohater! Spójrzcie! – wskazał na drugiego czarodzieja. Jednym ruchem ręki ugasił pożar! Brawo! Brawo! – Zaczął klaskać. Ludzie i inne stworzenia dookoła szybko podchwyciły tę inicjatywę i zaczęły otaczać brodatego maga. – Pedro bohater! Brawo! – zawołał jeszcze raz Carlos.
Diego również cieszyło, że ktoś uratował sytuację, więc oczywiście przyłączył się do oklasków i skandowania. Dopiero po chwili zobaczył, że jego nowy znajomy nie wiwatuje razem z pozostałymi. Kątem oka zobaczył turkusowy płaszcz na końcu uliczki. Dlaczego on ucieka..?
Diego wyciągnął sakiewkę i podszedł do handlarza materiałem z pytaniem, ile jest mu winny. Następnie, ruszył za Carlosem. Przecież nie ustalili jak i kiedy znów razem wystąpią!
<C.D.N.>