Jesień 1457
Spacerując po całym mieście, mijając skromny, szeroki most stanowiący piękny punkt widokowy, nareszcie dotarł do małego, lecz dobrze zadbanego mieszkania. Budynek posiadał kamienne ściany, wspomagane jasnymi, masywnymi filarami stworzonymi z drewna, wraz z paroma drobnymi, precyzyjnie wykonanymi ozdobami. Bez dłuższego namysłu podszedł do błahych drzwi i zapukał. Pil nie usłyszał nic poza hałasem przechodniów za jego plecami, a więc zapukał raz jeszcze. Nadal cisza.
Chłopak postanowił ostrożnie otworzyć drzwi, doznając przy tym pięknego widoku. Wnętrze domu było przepełnione książkami, leżały one wszędzie parę otwartych na biurku starca, jedna ze ścian była wielkim regałem książek, tak nimi przepełnionym, że ledwo starczało miejsca na kurz. Zaintrygowany Listig lekkim krokiem podszedł do ławy i przeczytał kawałek kartki z otwartej księgi.
Po chwili wczytywania się w lekturę, wyciągnął wnioski. Dowiedział się o tym, że magowie dzielą się na nieznane mu rodzaje, poza jednym - białym magiem. Ten rodzaj czarodzieja jest w stanie leczyć rany i posiada bardzo zbalansowaną, spokojną moc. Stwierdził, że jego zleceniodawca zna się na magii, a może nawet się nią posługuje, a co za tym idzie musi go znaleźć i podszkolić się w tej dziedzinie pod jego skrzydłem.
Młodzieniec od razu zaczął wchodzić po krętych, skrzypiących schodach prowadzących na piętro.
Gdy tylko tam dotarł, ujrzał chrapiącego, siwego dziadka z krótkimi włosami oraz brodą zwisającą mu do podłogi. Na brodzie miał zawieszone dwa koraliki ze znakami, których Pil nie mógł dostrzec z takiej odległości. Miał na sobie jasnoniebieską szatę, koloru identycznego co kołczan młodzieńca, sięgającą mu do kostek.
Łowca podszedł do śpiącego mężczyzny z zamiarem obudzenia go, ale w chwili gdy wyciągnął rękę, żeby go szturchnąć, dostrzegł zakrwawiony bandaż na jego ręce. Mimo wszystko, zamiast analizować co stało mu się w ramie, tknął staruszka jednocześnie go budząc.
– Oh, witaj młodzieńcze, wybacz, jeśli pukałeś do drzwi i nikogo nie zastałeś, dobrze że wszedłeś. Jak cię zwą? Po co przybywasz? - zapytał zaspany siwowłosy.
– Witam, jestem Pil Listig. Znalazłem twoje zlecenia na tablicy, te w sprawie czytania książek. - odpowiedział.
– No tak, omal nie zapomniałem, że w ogóle coś takiego wieszałem, minęły już chyba z dwa miesiące od tego momentu. Przypomnisz mi jakie obiecywałem wynagrodzenie? - powiedział zdezorientowany staruszek.
– Dostęp do całego księgozbioru. - wyjaśnił.
– No tak, cały… – przerwał niespodziewanie – Mój Boże, gdzie moje maniery, zapomniałem się przedstawić. Nazywam się Leonard Spokojny, jestem magiem z odległej, wysuniętej na południe krainy - Mirsvet. Miło mi Cię poznać, młody czarodzieju.
– Chwila… Po pierwsze “Spokojny”? To nazwisko? Po drugie skąd wiesz, że mam talent magiczny? - spytał z widocznym zaskoczeniem na jego twarzy.
– A więc nie, “Spokojny” to nie nazwisko tylko przydomek. W Mirsvecie posługujemy się głównie przydomkami. Nazwisko tworzy się poprzez dodanie do imienia ojca końcówki “-sson”, w przypadku mężczyzny, bądź “-sdottir”, w przypadku kobiety. - nastąpiła cisza i po chwili z poważnym tonem starzec kontynuował - A co do talentu magicznego…
<C.D.N>