Jesień 1457
Po powrocie do domu dalej rozmyślał o kwestii jaką poruszył mag w bibliotece. Zasiadając z kubkiem gorącego naparu, w skład którego wchodziły okoliczne zioła zastanawiał się jak rozwiązać zaistniałą sytuację. Sitra jest wrogiem z jakim jeszcze nie miał do czynienia. Znalezienie nosiciela nie będzie proste, a nawet jeśli się uda, co dalej? Pozbycie się istoty w raz z posiadaczem jest najprostsze, ale nie jest rozwiązaniem na jakie można zaakceptować. Łowca polubił okoliczną ludność, nie miał ochoty na takie rozwiązania. Uśmiercenie poprzez zniszczenie rdzenia było by najlepsze, jest to jednak trudne zadanie.
Myśli te chodziły mu po głowie, doszedł jednak do wniosku, że najpierw trzeba znaleźć poszlaki. Posprzątał pomieszczenie i dał się na spoczynek. Zasypiając przeszła mu przez głowę
– Szykuje się ciekawe polowanie i to niesamotnie. Ile czasu minęło od ostatniego takiego –przewrócił się na bok a sen ukoił po ciężkim dniu.
Następnego dnia udał się do miasta. Znał kilka osób, które po odpowiednim zachęceniu dadzą mu potrzebne informacje. Ofiary infekcji nie zdają sobie z tego sprawy, nawet dłuższy czas po zarażeniu, jednocześnie stają się kanibalistycznymi potworami w momentach przejęcia kontroli przez stwora. Właśnie o potencjalne zaginięcia chodziło najbardziej. Regis udał się najpierw w okolice rynku. Znikający ludzie w bardziej niebezpiecznej części miasta nie było niczym niezwykłym, ale takie sytuacje bliżej centralnych obszarów mogły wzbudzić już lekkie poruszenie. Po przybyciu na miejsce od razu spotkał się z informatorem. Kupiec na rogu skweru. Człowiek w sile wieku ubrany w gruba zieloną kurtkę i spodniach w kolorze żółtym ochoczo dywagował w tłumie nad ceną materiałów krawieckich. Łowca podszedł do niego i zaczął rozmowę.
– Witam, mogę sprawdzić jakość tego żółtego sukna? –zaczął radośnie, wskazując na kawałek materiału w głębi stoiska
– Ależ oczywiście, prosiłbym jednak o podejście bliżej, to drogie płótno, wolę mieć pewność, że nic mu się nie stanie
Myśliwy obszedł główny stół stanowiska, na którym wszelakie towary leżały przykuwając wzrok. Zagłębił się w półmrok stając na mniej niż stopę odległości od handlarza
– Potrzebuje informacji – powiedział już w normalny dla niego sposób – były ostatnio jakieś dziwne zaginięcia?
Kupiec odwracając się delikatnie w stronę specjalnego klienta złapał za kawałek żółtego materiału i zaczął mówić przybierając poważna barwę głosu
– Kilka, zgaduję jednak, że nie chodzi o incydenty pokroju poszedł do lasu i nie wrócił.
– Gdyby chodziło o coś takiego łeb odpowiedzialnego za to stwora już dawno zdobiłby czyjąś ścianę a ja byłbym o mieszek monet cięższy. Ta sprawa jest trochę inna i miej nadzieje, że nie rozwinie się w ten bardzo zły sposób – mówił rozmówca dotykając podsuniętego dla niepoznaki kawałka tworzywa
– Coś się ostatnio podziało. W sumie garstka osób w głównej części Rivotu. Trochę dzieci, jakiś grajek. Normalnie powiedziałbym wygłodniałe Scurki, wiesz jakie mogą być, może wyjątkowy Koszmar. Cholerstwa panoszą się coraz śmielej, ale jest problem, a konkretnie problem z brakiem ciał – kończąc wypowiedź zarzucił w powietrze kilka głośniejszych słów chwalących jego towary i odpowiedział jakiejś kobiecie zastanawiającej się nad kupnem grubej tuniki i nowych ciżm.
– Kto był ostatni? Gdzie i z kim go widziano? Potrzebne są szczegóły – stwierdził dyskretnie po czym zrobił kilka gwałtownych ruchów ręki udając żywiołowe negocjacje związane z potencjalnie zbyt wygórowaną ceną
– Ten grajek. Jakiś trubadur. Spotykał się ostatnio z grupką jemu podobnych. Czekaj, jak oni mieli –zastanawiając się pogładził krótką kozią bródkę poprawił nieduży kapelusz z gęsim piórem na głowie i kontynuował – Roan, Carlos i Diego. Ten pierwszy często rezyduje w Karczmie Wiedźmy. Łatwo się o niego wypytasz, a z twoimi umiejętnościami i sam ci wszystko dosłownie wyśpiewa. Drugi z resztą podobnie. Nie wydaje mi się, by był w stanie być zamieszany w coś takiego, a nawet jeśli to sam prędzej czy później wpadnie, a jego kompanom zbrodni naprawdę współczuję. Ma, jeśli się nie mylę brata maga, który pracuje gdzieś w okolicy. Musiał bym dopytać. On może być już groźniejszy i na niego bym uważał. Underhill na nazwisko, może jakoś ci to pomoże. Ostatni natomiast, cóż, powiedzmy, że ma sąsiadujące miejsce pracy. Występuje na rynku, często go widuje jak robi wszelakie widowiska akrobatyczne. Zawsze w masce. Na pewno go kojarzysz. Mieszka w lesie za miastem. Pewnie jakiś dziwak, ale słyszałem, że dobry chłopak.
Regis kojarzył ostatniego. Artysta wielokrotnie ukazywał swoje zdolności, gdy łowca robił swoje w mieście, zresztą poprzedniego dnia było podobnie. Wątek maga wydał się mu podejrzany, ale brak informacji komplikował sprawy.
– A dzieci, wspominałeś o młodzikach? – powiedział cicho przekładając w rękach zgarnięty gdzieś z boku inny kawałek tkaniny
– Kręciły się często w okolicach dróżki odchodzącej z północno-wschodniej części rynku. Jest tam piekarnia należąca do Meredith. Gdy zostają jej jakieś niesprzedane wypieki to żal jej wyrzucić i częstuje nimi gówniaki – kupiec podał inny przedmiot jako rekwizyt dyskusji
– Wiesz o niej coś więcej? – spytał wyczuwając potencjał wątku
– Dziwne rzeczy się słyszało. Ogólnie nieszkodliwa, dobra kobieta, ale podobno trzyma w domy jakiegoś dużego kota. Może on jest jakoś z tym związany. Drapieżniki potrzebują dużo jedzenia. Nie znam jednak szczegółów. Jutro jak chcesz mogę się czegoś dowiedzieć – odparł kupiec.
– Nie trzeba. Jeśli śledztwo będzie tego wymagać sam wyciągnę te informacje. Jest jeszcze coś o czym powinienem wiedzieć? –myśliwy powoli kończył dyskusje
– Na razie to tyle. Bywaj zdrów Regisie. – Mówiąc to pożegnał się
– Żegnaj Bertramie. –odparł współrozmówca wsuwając delikatnie kilka monet do kieszeni sprzedawcy. Obrócił się i wyszedł ze stoiska.
Tropiciel odchodząc rozmyślał nad zdobytymi informacjami. Trubadur mimo, iż jest świeższym tropem w całokształcie będzie cięższy do sprawdzenia. Artyści spotykają się z dużą ilością osób, być może komuś podpadł i zaginięcie nie jest związane z Sitrą. Artyści robią głupie rzeczy. A nawet jeśli ma z nią powiązania, ten wątek będzie nie łatwy do zbadania, więc wolał zostawić go na później. Być może nowe informacje wypłyną w międzyczasie. Znikające dzieci są bardziej obiecującym wątkiem. Młodzież często ogląda widowiska, więc możliwe dowiedzenie się będzie czegoś ciekawego.
Z takimi wnioskami wybrał kierunek. Piekarnia w okolicy rynku. Po niedługo trwającym spacerze był już prawie na miejscu, gdy dostrzegł coś ciekawego. W niedużej odległości w jego stronę zmierzał duży granatowy kapelusz należący do brodatego mężczyzny poznanego wczoraj, przez którego dzisiaj prowadzi śledztwo.
–Witam ponownie – powiedział podchodząc do poznanego wczoraj bibliotekarza.
<Pedro?>