Jesień 1456
Pedro podszedł do łóżka śpiącego brata. Trącił ręką obrócone na bok zawiniątko z koca i maga. Carlos nie zareagował. Starszy więc złapał go za ramię, by nim potrząsnąć. Młodszy coś wymamrotał, po czym poprawił swój koc. Pedro zdusił mały płomyk, który pojawił się na końcu jego brody. Postanowił ściągnąć nakrycie z brata.– Co jest? – wymruczał Carlos. – Jeszcze pięć minut, nie pali się.
– Wstawaj, przed chwilą się paliło – Pedro znów trącił brata, tym razem kolanem.
– Co, gdzie? – Carlos podniósł głowę. Po chwili za głową powędrowało całe ciało; mag wstał do pozycji siedzącej, a właściwie klęczącej. Potarł ręką oczy. Dopiero teraz dostrzegł, że za oknem brakowało pewnego kluczowego elementu. – Chwila, a gdzie słońce?
– Jeszcze nie wstało, królewiczu – powiedział Pedro. – Wstawaj, idziemy...
– Nie, nie, nie, nie, nie – wszedł mu w słowo Carlos. – Nigdzie nie idę. To ma być przyjemna wyprawa, a nie obóz treningowy. Jestem tu żeby szukać inspiracji, a nie...
– To tylko mała wyprawa do lasu. Przypomnisz sobie rośliny i ich właściwości.
– Jest noc! Jaki to ma sens?! – oburzył się młody mag.
– Właściwie, zaraz będzie widoczna jutrzenka.
– Znaczy mogę jeszcze iść spać! – Carlos spróbował odebrać Pedrowi swój koc, ale ręka brata nie ustąpiła. – Oddawaj!
– Zaraz obudzisz wszystkich w zajeździe – mruknął starszy z magów.
– Jeśli już, to będzie to twoja wina – Młodszy dalej się szarpał.
– Próbujesz rozerwać koc?
Carlos przestał na chwilę swoje starania, by złapać nieco oddechu.
– W sumie to bym się nie zdziwił, gdyby udało się go rozpruć. Widziałeś, jakie to jest cienkie? W tym zajeździe oszczędzają na wszystkim, co się da. Czemu w ogóle zatrzymaliśmy się tutaj?
– Każdy nocleg kosztuje. Ciesz się, że stać nas na jakikolwiek.
<C.D.N.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz