Zima 1457
Wiadomość o dziwnym stworze zainteresowała Regisa, choć jego ciekawość ustąpiła wielkiemu zdziwieniu. Widział już w życiu wiele dziwnych i niepokojących kreatur, lecz z czymś takim jak istota nazwana Puszkiem Okruszkiem nie miał jeszcze styczności. Z opisu, jaki dostał od wyższych szczebli gildii, wywnioskował, że może być to jakaś to istota magiczna, wręcz mniej lub bardziej udany eksperyment, który uciekł swojemu twórcy. Prawdopodobny sposób pokonania również na to wskazywał, żadna dzika kreatura nie dałaby się pokonać przez pocałunek w czoło. Nie mógł być jednak pewny, póki nie przyjrzy mu się dokładniej. Słyszał, że inni członkowie myśleli o polowaniu, musiał się więc pośpieszyć.
Zabrawszy sprzęt, wyruszył na tereny, gdzie cel był widywany. Podróż nie zajęła mu długo. Szybko rozłożył kilka pułapek, po czym ukrywszy się przed wzrokiem zwierzyny w lekko ośnieżonych zaroślach, rozpoczął polowanie. Nie musiał czekać długo. Wielobarwne cząsteczki jak i kolorowe półkole wyłoniło się na skraju niewielkiej polany. Puszek nie pokazał się w pełni, dostrzec można było tylko co chwile niepełne zarysy wystające zza przeszkód terenu. Łowca nie spodziewał się więc wielkich problemów z jego schwytaniem, miał jednak z tyłu głowy, że podobno ta bestia jest wyjątkowo nieuchwytna.
Zwierzę zbliżało się powoli do pułapki, gdy nagle usłyszeć można było dźwięk jej nagłego zamknięcia. Klosz był jednak pusty. Udało mu się uciec. Sytuacja powtórzyła się przy następnej i następnej. Refleks Okruszka był zadziwiający, myśliwy nie spotkał się jeszcze z czymś takim. Wyjadał smakołyki, nie dając się pochwycić.
Skoro nie działają konwencjonalne sposoby, Regis zdecydował się użyć magii. Z ukrycia rzucił zaklęcie, które miało spętać cel, ten jednak usuną się z toru ataku i uniknął go. Barwna aura jak i poruszone otoczenie dawało znać, gdzie istota się znajduje. Próba unieruchomienia powtórzyła się raz, drugi, trzeci, nic nie przyniosło rezultatu. Stworek dziwnym sposobem unikał magii. Tropiciel zdecydował się podejść bliżej, lecz gdy był zaledwie kilka metrów, ofiara podniosła ciałko, spoglądając ku prześladowcy.
Członka gildii przeszło lekkie zaćmienie i zdezorientowanie, po którym przejściu obie strony starcia znalazły się w innym położeniu.
– Zdolności hipnozy. – powiedział do siebie po cichu, dochodząc do siebie.
Następne podejścia wykonywał z odległości, by nie dostrzec bezpośrednio obiektu, chroniąc się tak przed psychicznym natarciem. Żadne z wielu zaklęć ani magicznych sztuczek nie dało jednak wymiernych rezultatów.
Regis siadł pod drzewem, odsypując cienką warstwę śniegu i podkładając na to pelerynę. Oparł się o pień starego dębu i spoczął, rozmyślając o nieuchwytności zwierza.
Po pewnym czasie, gdy dalej spokojnie spoczywał, za jego plecami wyczuł ruch, Nieduży i zwinny obiekt przemieszczał się w jego stronę. W powietrzu zaczęły pojawiać się błyszczące iskierki, Puszek Okruszek się zbliżał. Myśliwy był gotowy na powtórną hipnozę, lecz pomimo tego, że cała istota się wyłoniła, dalej świadomość działała poprawnie.
– Działanie obronne, co? – szepnął, spoglądając, jak czarne błyszczące oczy umieszczone na włochatej mordce wpatrywały się w jego posturę, a ich właściciel powoli zbliżał do maga.
Puchaty kształt dreptał coraz bliżej, aż pyszczkiem dotknął przybysza. Po chwili oswojenia się z sytuacją króliko-podobny byt wgramolił się na kolana, zajmując dogodną sobie pozycję. Spędzili tak trochę czasu, aż myśliwy położył dłoń na ciemnym futerku. Gdy zwierzak przywyknął do dotyku, rozłożył się jeszcze bardziej.
– Heh, a wystarczyło przestać polować.
W końcu łowca poniósł stworka i zgodnie z zaleceniami, postanowił ucałować go w czoło. Istota się nie stawiała. Po wszystkim lekko obróciła głowę z zaciekawieniem. Łowca patrzył się, nie widząc różnicy, gdy nagle kulka futra, wokół której unosiła się kolorowa i błyszcząca otoczka, zamieniła się rozbryźniętą w promieniu półtora metra plamę tęczowego śluzu. Bestia wybuchła.
Przez chwilę mag siedział z wyciągniętymi jeszcze rękoma, aż wszechobecny płyn pomimo niskiej temperatury zaczął parować i znikać nie pozostawiając żadnego śladu. Nim jakiekolwiek próbki zdążyły zostać zebrane, jakiekolwiek przesłanki o bycie przestały istnieć.
– Niech genetycy przestaną brać używki. Ciekawe co następnym razem wyhodują.