Informacje

01.04.2023: Nowe zadanie! Numer 15

14.03.2023: Odeszły od nas następujące postacie: Diego, Pedro, Zachary

09.03.2023: Nowa postać: Nickolai

08.03.2023: Najlepsze życzenia dla wszystkich kobiet!

07.03.2023: Nowa postać: Gabriela

06.03.2023: Początek wydarzenia "śnieżyca dziesięciolecia"!

01.03.2023: Punkty za luty 2023 zostały przydzielone!

25.02.2023: Pojawiła się mapa wraz z opisem (patrz: lokalizacje).

22.02.2023: Nowa postać: Georgina

16.02.2023: Nowa postać: Silvana

12.02.2023: Nowa postać: Camille

11.02.2023: Nowa postać: Rosaline

01.02.2023: Punkty za styczeń 2023 zostały przydzielone!

16.01.2023: Nowe potwory: wyverna, żmija, tungo

14.01.2023: Nowa postać: Shiranui

10.01.2023: Nowa postać: Pil

05.01.2023: Ponowne uruchomienie bloga! Nowa postać: Lestat de Chuvok

04.01.2023: Nowa lokalizacja: Birme oraz opis Rivotu

03.01.2023: Aktualizacja fabuły. Nowe zadanie (ostatnie): numer 14. Zmiany: Usunięto statystyki na rzecz ogólnych punktów. Stare statystyki wciąż są dostępne u administracji. Kolejne zadania pojawiać się będą tylko przy okazji wydarzeń. Nowa lokalizacja: obóz łowców.

02.01.2023: Zmiany: Całkowicie nowe funkcjonowanie grup! Zapraszamy do dopasowania swoich postaci do każdej z nich!

27.07.2022: Nowa postać: Zachary

01.07.2022: Nowa postać: Regis

26.06.2022: Nowa postać: Dante

12.04.2022: Nowa postać: Cyliad

24.03.2022: Nowa postać: Karniela

20.03.2022: Nowe zadania! Numer 10 i 11

20.03.2022: Nowa postać: Sigrid

10.03.2022: Najlepsze życzenia dla wszystkich mężczyzn!

09.03.2022: Wydłużone zaklepywanie zadań - teraz trwa 72 godziny!

08.03.2022: Najlepsze życzenia dla wszystkich dam!

07.03.2022: Nowa postać: Shen

06.03.2022: Nowa postać: Clayton

06.03.2022: Pierwsze wydarzenie pojawi się gdy na blogu będzie 10 postaci.

05.03.2022: Nowe zadania! Numer 6 i 7

04.03.2022: Nowa postać: Diego

03.03.2022: Nowe postaci: Avrion, Conna, Saadiya oraz Feri!!

03.03.2022: Otwarcie bloga!

24 kwi 2023

Od Regisa "Pod gałęziami" cz. 2

 Zima 1457  

Przebudził się w skąpanej w półmroku ciemnozielonej komnacie. Chłodne powietrze wtłaczane podmuchami wiatru szybko w pełni przebudziło łowcę. Nie zwlekał długo, by zacząć przygotowywać śniadanie. Odwinął się spod materiału peleryny i w pozycji półleżącej zaczął przygotowania. Z pozostałych fragmentów drewna wraz z leżącymi igłami uformował niewielki kopczyk, który z pomocą stworzonych iskier zamienił w niewielkie palenisko. Wydobył z bagażu odrobinę prowiantu i na wzór ostatniej kolacji, przygotował posiłek.  

Gdy skończył i przygotował się do drogi, wyszedł spod ugiętych pod naporem napadanego śniegu gałęzi schronienia.  Otrzepawszy się ze opadniętego na siebie w międzyczasie białego puchu, rozejrzał się wokoło. Krajobraz był przykryty jasną warstwą opadu. Ciemne konary kontrastowały z jasnym tłem. Łowca ruszył w dalszą podróż przez zimowy gąszcz.  

Ciemne chmury odeszły, pozostawiając jasne chmury, spomiędzy których co jakiś czas padały ostre promienie nisko zawieszonego słońca.  

Kroczył, pozostawiając w śniegu wyraźne odciski swych wędrownych butów. Droga dłużyła się przez monotonny krajobraz i nie najlepsze do wędrówki warunki. Po pewnym czasie, z popielatych chmur, znów zaczął spadać śnieg, tym razem jednak delikatny, nieprzeszkadzający w przemierzaniu drogi, choć po kilku chwilach tworzący na wzór zamglenia obraz, ograniczający widoczność na dalsze odległości.  

Po pewnym czasie Regis natknął się na coś, co mocno przykuło jego uwagę. Duże ślady. Prowadziły one ku zaczynającej się kilkaset metrów dalej otwartej przestrzeni. Nie były najświeższe, miały kilka godzin, najprawdopodobniej pochodziły ze wczesnoporannych godzin. Ich właściciel już dawno zdołał się oddalić i przestał sprawiać zagrożenie, a sądząc po tropie, sprawiłby je bardzo poważne. Znalezisko wyglądało jak trop wilka przez ułożenie i podobny kształt łap, wielkość odcisków wskazywała jednak na coś postury dużego niedźwiedzia. Łowcy wydawało się, że nie widział nigdy przedtem czegoś takiego, aż przypomniało mu się pojedyncze znalezisko, na które trafił, wracając z odbytego tej jesieni polowania na harpie. Ślady należały najprawdopodobniej do tej samej istoty, czym ona jednak była. Tym jak i poprzednim razem postanowił pozostawić odkrycie przez niesprzyjające tropieniu warunki. Ruszył dalej, tym razem zagadka nurtowała go mocniej niż ostatnim razem.  

Po długiej wędrówce wyszedł w końcu z jednolitej ściany lasu, stając na skraju lasu, spoglądając na otwartą przestrzeń, na końcu której majaczył zarys Rivotu. W tej właśnie chwili uderzyła go świadomość pewnej kwestii. Odkąd osiedlił się na obrzeżach miasta, ledwie kilka nocy spędził w dawnym stylu, w stylu, którym żył od lat.  

Ledwie kilka razy rozbił obóz, spał pod gołym niebem, wędrował od świtu do zmierzchu. Przez ostatnie kilka miesięcy odstawiał na kołek wierną pelerynę, w której kiedyś spędzał bez przerwy dnie. Odwieszał miecz, niegdyś zawsze przy boku, nie kładł się na ściółce, lecz we własny łóżku, nie pod gwiazdami, a pod własnym dachem.  

Przeszyło go dziwne uczucie. Nostalgia? Sentyment? Tęsknota?  

Miał nowe życie, ale czy aby na pewno był na to gotów, czy mógł porzucić stary byt, czy przeszłość pozwoliłaby mu na to?    

Jedyne co mógł, to ruszyć dalej w prószącym znów śniegu i stawić czoła temu, co nastanie. 

20 kwi 2023

Od Regisa "Pod gałęziami" cz. 1

 Zima 1457  

Chmury zbierały się coraz bardziej, zamieniając biel zakrytego nieba na ciemno stalowe sklepienie, niosące widmo nieuchronnego opadu.  

Łowca wracał z kolejnego zlecenia. Tropienie celu zawiodło go dalej, niż początkowo zakładał, że będzie musiał się udać. Szedł od długiego czasu, a miał jeszcze długą drogę do przebycia.  

 Wiatr wezbrał na sile, przynosząc w końcu, spadający gęsty biały puch, który opadając na leżące już warstwy, pokrywał szczelnie cały krajobraz. Gdy warunki z każdą chwilą stawały się coraz trudniejsze do zniesienia, mag zdecydował zatrzymać się w lesie i przeczekać noc, mając nadzieję, że poranek przyniesie poprawę.  

Między drzewami widoczność była niewiele lepsza, siła wiatru pozwalała tu jednak poruszać się w miarę możliwości normalniej. Przemieszczał się, zbierając co jakiś czas kawałki gałęzi oraz skrawki kory i chowając je pod szczelną pelerynę; mogły przydać się na opcjonalne ognisko. Po pewnym czasie dotarł do starego rozłożystego świerku. Wszedł pod jego gałęzie, kryjąc się przed nieprzyjazną pogodą. Ściółka była tu pozbawiona śniegu, choć wilgoć wyraźnie się utrzymywała. Ochrona od wiatru poprawiła komfort bytu. Poruszał się na klęczkach, przygotowując nocleg, pod nisko zawieszonymi pędami. Zgarnął leżące na ziemi igły, układając coś na wzór materacu, który miał oddzielić jego ciało, od zimnego podłoża tworząc warstwę izolacji. Rozkopał nieduże wgłębienie, gdzie położył zebrane wcześniej kawałki drewna. Kładąc się pod sklepieniem w kolorze malachitu, rozbił prowizoryczny obóz. Ruchem ręki rzucił kilka skrzących się odcieniami żółci i pomarańczu iskier, które wpadając na przygotowane miejsce, roznieciły płomień, tworząc niewielkie palenisko. Uciął jedno z niewielkich odgałęzień, po czym naostrzył je, a na przygotowany koniec nabił kawałek suszonego mięsa. Położywszy bukłak w odpowiedniej odległości od ognia, rozpoczął przygotowywanie kolacji.  

Spoczywał owinięty wierną peleryną, która zatrzymywała ciepłotę ciała. Mięso pod wpływem ognia nabrało przyjemnej do konsumpcji temperatury. Wyciągnął z plecaka naczynie, na którym ułożył mięsiwo oraz kilka fragmentów suchego placka, którego sporą ilość wykonał kilka dni temu. W porównaniu do chleba dłużej zachowywał zdatność do spożycia i lepiej sycił, co na wędrówkach było bardzo pożądane. Przyciągnął do siebie bukłak, w którym woda zdarzyła się już ogrzać, po czym rozpoczął konsumpcję kolacji.  

Posiłek odbył się, przy akompaniamencie zawodzącego wiatru i skrzypień uginających się od ciężaru śniegu drzew. Gdy skończył, przeczyścił naczynie, po czym odłożył do odpowiedniego miejsca w bagażu. Zakopał rzężący się jeszcze dół ziemią, a następnie ułożył na nim swe posłanie, by bijące jeszcze ciepło ogrzewało go przez noc. Okrył się szczelnie narzutą, szykując się do snu. Przed zaśnięciem przyszło mu do głowy kilka myśli.  

Jako mag powinien radzić sobie w takich momentach zgoła inaczej. Wyczarować niewielkie schronienie, rzucić czar na pogodę czy spróbować czegoś innego, Regis jednak tego nie robił. Wielu wykorzystywałoby tę moc, on uważał ją za dodatek. Nie lubił nadużywać magii. Była bardzo przydatna, ale ile mógł, robił zwykłymi sposobami. Nawet teraz, mogąc szybciej zasnąć za sprawa uroku, wolał sam zapaść w sen, który przybył niedługo po tej myśli i pogrążył łowcę aż do ranka.  


C.D.N.  

7 kwi 2023

Od Regisa "Bestia ze szaku" cz. 15

 Jesień 1457 

Potwór runął na ziemię. Wielkie cielsko padło z przeraźliwym jękiem. Regis zmęczony pełną uników walką przystanął w końcu, krzyżując swe ręce na piersi, łapiąc chwilę oddechu i wytchnienia. Wciąż wpatrywał się jednak w ciało bestii, coś mu w nim nie pasowało. Towarzysz siedzący na swym wiernym koniu, zbliżał się do niego, pewny zwycięstwa. Nie minęła chwila, a koniec ogona gada znów jednak zaczął się wić. Stojący bliżej łowca wiedział, że to jeszcze nie koniec. 

– Stój! – krzyknął odwracając się do Avriona.  

Były to stanie słowa, jakie zdołał z siebie wydusić przed kontynuacją potyczki.  

W chwili, gdy to ostrzeżenie dotarło długowłosego, łuskowate cielsko uniosło się nad podłoże, a zalany śliną i krwią zębaty pysk wyłonił się z resztek toksycznych oparów, rozwianych ruchem poparzonych skrzydeł. Okrutny ryk dławiącej się własnymi wydzielinami poczwary rozbrzmiał po górzystych stokach i rozszedł się wzdłuż urwiska, aż po Dolinę Krzyku, której widok rozciągał się ze skraju drogi.  Istota z pełnią pozostałych jej sił ruszyła przed siebie, obierając na cel najpierw Regisa, a następnie zmieniającego szybko kierunek kłusu Ialana, Avriona.  

Zdając sobie sprawę z patowej sytuacji, mag z całych sił rzucił zaklęcie kinetyczne spychające resztki trujących oparów na wroga, po czym robiąc kilka niedużych kroków i wyciągając swój wierny zielonkawy nóż, w chwili zbliżenia się łba celu, wbił go w miękkie okolice oka, zmieniając tym obrany przez poczwarę kierunek. Silne odepchnięcie łbem posłało łowcę na znajdujące się nieopodal urwiska skały. Dojrzawszy zakrwawionego potwora, zdołał odsunąć się o kawałek i przygotować swój miecz do walki. Rozdziawiona paszcza kierował się ku łowcy. Padające jednak od drugiego maga zaklęcie znów ogłuszyło stwora, pędzącego tym razem na oślep z całą masą przed siebie. Łowca wystawił miecz, rozcinając odsłoniętą błonę skrzydła. Gad ryczał, biegnąc dalej przed siebie, wciąż oszołomiony zaklęciem. Nagle skały pod jego łapami ustąpiły, dając miejsce zaczynającej się tam przepaści. Długi wijący się ogon przepadł wraz z jego właścicielem, który ostatkami sił próbował rozłożyć uszkodzone skrzydła, na nic to się jednak zdało. Rozpędzone cielsko z impetem uderzyło o ostre skały rumowiska, pokrywając je krwistymi resztkami i ostatecznie pozbawiając ducha gada. 

Walka skończona. 

 – Gratuluję. Udało ci się przeżyć w starciu całe trzy minuty. – powiedział Avrion zbliżając się do pozostawionego przez ofiarę szlaku zdartej ziemi, gruz i szkarłatnych wydzielin. 

Regis stanął, znów krzyżując ręce, tym razem był jednak pewny, co do śmierci potwora. 

– Nie zgarniaj już sobie całych zasług. 

– To nie była ironia. A może... może jednak była? – wyszczerzył się Avrion. 

Krótkowłosy zdziwił się lekko, nie widział jeszcze tak wyraźnej ekspresji na twarzy kompana.  

– Ruszmy się albo resztki toksyn nas poparzą. – kontynuował jeździec tym razem bez słownych potyczek. Podał dłoń, która miała pomóc przy wsiadaniu na konia drugiemu myśliwemu. 

Łapiąc rękę, wsiadł na tyły wierzchowca, przesuwając nieznacznie zaczepione torby, które krótką chwilę później zostały poprawione.  

– Nie mówiłeś, że jesteś pedantem. – stwierdził Regis. 

– Wiesz, to nie jest rzecz, którą dzielę się przy zapoznawaniu się z kimś. Jak sobie to wyobrażasz? "Jestem Avrion, łowca potworów i straszny pedant"? Nie jestem Shenem, by dbać o takie mało istotne szczegóły. 

– Chodzi o tego jasnowłosego przybysza ze wschodu? 

– Udało ci się go już poznać? 

– Nie, ale widziałem, jak na niego patrzysz, a niechęć i irytacja w głosie w trakcie jego wspominania idealnie pasowały. 

– Hmm, jednak jesteś choć trochę bystry. 

– Mógłbyś brać przykład. 

Oboje zaśmiali się lekko.  

Kłusując, Ialan dotarł w niedługim czasie do płytkiego przejrzystego zbiornika. Woda była zimna, to jednak wystarczyło do pozbycia się resztek groźnej substancji z ciał i ubrań.  

W trakcie obmywania się, spod rękawa długowłosego maga wyłonił się fragment dużej blizny. 

 – Pamiątka po ciężkim zleceniu? – spytał Regis, zainteresowany kolejną charakterystyczną cechą towarzysza. 

– Powiedzmy, może nawet kiedyś ci opowiem, oczywiście jak na to zasłużysz. 

– A mogłem zostawić cię na pożarcie.  

W niedużej odległości od wody rozbili swój obóz, tym razem jednak szybko udali się na spoczynek, przez wycieńczające trudy minionego dnia.  

O poranku rozpalili niewielkie palenisko, na którym Regis znów przyrządził zabrany na wyprawę prowiant.  

– Pora wracać. – powiedział Avrion, przełykając ostatni kęs śniadania i udając się nad wodę, by umyć brudne naczynie. – Jedziesz ze mną? 

– Niezbyt, skorzystam z okazji i pozbieram w okolicy kilka składników.  

Długowłosy skiną głową porozumiewawczo. W mniej niż pół godziny dosiadł swego wierzchowca.  

– W takim razie powodzenia. – rzucił na odchodne, a jego sylwetka zniknęła za skałami i zakrętami Górskiej Ścieżki. 

*** 

Było po południu, gdy Regis opuszczał północno-zachodnią część miasta. Roztaczał się przed nim okołomiejski krajobraz i rozmyte na północy rozległe Świszczące Równiny, które skrywały w sobie jeszcze wiele tajemnic do odkrycia. 

Przechodząc, między nie do końca poprawnie rozłożonymi namiotami, dotarł w końcu, do skupionego nad wbijaniem w ziemię śledzi do następnego namiotu Avriona. Zwrócił uwagę na zmarznięte ręce, które widocznie już czerwieniały. 

– Polecam rękawice. – Mówiąc to, podniósł rozłożone dłonie, odziane w czarny materiał. 

– Nie muszę mieć ochrony na delikatne raczki. – odparł z przekąsem. 

– Inaczej pomówimy, jak ci od nich te palce kiedyś poodpadają. Nie będziesz miał czym łapać sakiewek. 

– Sakiew... – Nim zdążył dokończyć, gdy dojrzał, jak w jego kierunku leci woreczek wypełniany monetami.  

– Po połowie, chyba uczciwie, co? 

– Niech ci będzie. 

– A ty dalej swoje...No trudno. Oby kolejne zlecenie dla Gildii poszło nam lepiej. 

– Najpierw oficjalnie musisz w niej być. – rzucił z lekkim uśmiechem. 

Regis stał, ze skrzyżowanymi rękoma, uśmiechając się ironicznie i spoglądał na towarzysza, którego wyraz twarzy powoli poważniał.  

– Przykro mi, nie będę spał z tobą w namiocie grupy łowiectwa, ale jak będziesz chciał robić zbiórki, wiesz, gdzie mnie szukać. –  mówił krótkowłosy łowca, a rzednąca mina drugiego maga była niezapomnianym widokiem. 

– Jesteś ze mną w grupie? – spytał w końcu. 

– Ustalone już z Lestatem, będziesz musiał się ze mną co jakiś czas męczyć.  

Regis drugi raz widział tyle ekspresji na twarzy Avriona, który próbował pojąć, co właśnie usłyszał.  

2 kwi 2023

Od Avriona "Bestia ze szlaku" cz. 14 (cd. Regis)

Jesień 1457

 – Cholera! – wrzasnął Avrion, przyciągając do siebie lejce. Ialan z głośnym parsknięciem zawrócił. Musieli nadrobić dystansu. Nekromanta posłał ostatnie porozumiewawcze spojrzenie Regisowi, a potem dokonał szybkiego odwrotu. Po drodze wyrzucił na ziemię fiolkę z kwasem, która natychmiast rozbiła obłok kwaśnego, parzącego dymu. Wyverna na szczęście nie skupiła swojej uwagi na fryzyjczyku. Zbyt szargała nią chęć zemsty. Krótkowłosy łowca dalej robił hałas i celował do niej z kuszy, nie pozwalając jej wylądować. Próbowała odbijać się od ścian, ale koniuszki wrażliwych skrzydeł zzbyt parzyły rozchodzące się w wysoki, rozłożysty lej, opary.

Kiedy Avrion był już w odpowiedniej odległości, ocenił ich możliwości. Jego towarzysz od czasu do czasu wyłaniał się z gęstej zasłony dymnej. Bronił się dzielnie, nie dając się uchwycić, ale jednocześnie nie świadczyło to o żadnej przewadze. Mieli do czynienia z wielką, groźną bestią, która mogłaby jednym ciosem zniszczyć słabe, ludzkie ciało. Ich czas drastycznie się kończył. Zaraz kwas przestanie działać. Tracił na swojej nieprzejrzystości.

Kiedy wyverna niebezpiecznie zniżyła lot, nie tylko Regis przygotował się na odparcie ataku. Avrion posłał jeden, dość celny, strzał zaklęciem odpychającym. Wyverna straciła równowagę, i zepchnięta do tyłu, uderzyła o ziemię. Na ich nieszczęście było to za kwaśną zasłoną. Regis nie miał żadnej ochrony przed jej atakami. Zaczęła biec z mrożącą krew w żyłach prędkością w stronę łowcy. On na szczęście przygotował swoją fiolkę, o której wcześniej rozmawiali. Rzucił ją przed siebie, tuż pod łapy gada, tym samym otaczając samego siebie trującą pułapką. Avrion nie wiedział, ile dokładnie jego towarzysz miał przestrzeni. Wiedział jednak na pewno, że Regis może sobie zrobić krzywdę. Miał raptem kilka metrów na wykonywanie manewrów. Przekroczenie tych linii groziło poparzeniem.

Wyverna jednak była całkowicie zaślepiona gniewem. Kiedy weszła w tym razem jasne opary, z kroku na krok była coraz mniej pewna. Widać było, że odczuwa efekty mieszanki, ale jednocześnie Regis nic już nie mógł na to poradzić. Skończyły mu się bełty, a przedostanie się przez opary nie wchodziło w grę. Widząc to, Avrion ścisnął boki Ialana, aż wiatr uderzył w uszy. Gnał prosto w kierunku serca potyczki. Przygotował kolejne zaklęcie odrzucające, ale tym razem silniejsze. Nauczył się tej sztuki stosunkowo niedawno. Kiedy był wystarczająco blisko, zasłonił twarz rękawem skórzanej kurtki, a potem przegalopował tuż obok Regisa.

Zaklęcie rzucił w odległości metra od wyverny. Poszybowała w powietrzu, a następnie z głośnym impetem odbiła się od skały bokiem ciała. Kiedy opadła na ziemię, nie wyglądała na zdolną do natychmiastowej reakcji. Avrion musiał wykorzystać chwilę całkowitego oszołomienia. Wyciągnął z pochwy miecz, i z całą energią wciąż galopującego Ialana, wycelował pod kątem, w odsłonięte gardło gada. Kiedy uciekał, kątem oka widział, jak stworzenie wiło się i wydawało makabryczny, zduszony krzyk. Machało długim ogonem, próbując łapać leżące nieopodal kamienie. Bezskutecznie. Mimo tego jeździec był przygotowany na zwrócenie rumaka w bok. Wiedział, że tego typu stworzenia dysponowały olbrzymią siłą.

Kiedy jednak przestała się poruszać, oznaczało to tylko jedno. Mogli triumfować. Zwrócił Ialana, i już spokojniejszym kłusem, skierował się do uwięzionego kolegi po fachu. Stał, krzyżując ramiona na piersi, tuż za powoli opadającymi oparami trującego gazu.


<Regis?>

1 kwi 2023

Od Regisa "Podskakująca tęcza"

Zima 1457  

Wiadomość o dziwnym stworze zainteresowała Regisa, choć jego ciekawość ustąpiła wielkiemu zdziwieniu. Widział już w życiu wiele dziwnych i niepokojących kreatur, lecz z czymś takim jak istota nazwana Puszkiem Okruszkiem nie miał jeszcze styczności. Z opisu, jaki dostał od wyższych szczebli gildii, wywnioskował, że może być to jakaś to istota magiczna, wręcz mniej lub bardziej udany eksperyment, który uciekł swojemu twórcy. Prawdopodobny sposób pokonania również na to wskazywał, żadna dzika kreatura nie dałaby się pokonać przez pocałunek w czoło. Nie mógł być jednak pewny, póki nie przyjrzy mu się dokładniej. Słyszał, że inni członkowie myśleli o polowaniu, musiał się więc pośpieszyć.  

Zabrawszy sprzęt, wyruszył na tereny, gdzie cel był widywany. Podróż nie zajęła mu długo. Szybko rozłożył kilka pułapek, po czym ukrywszy się przed wzrokiem zwierzyny w lekko ośnieżonych zaroślach, rozpoczął polowanie. Nie musiał czekać długo. Wielobarwne cząsteczki jak i kolorowe półkole wyłoniło się na skraju niewielkiej polany. Puszek nie pokazał się w pełni, dostrzec można było tylko co chwile niepełne zarysy wystające zza przeszkód terenu. Łowca nie spodziewał się więc wielkich problemów z jego schwytaniem, miał jednak z tyłu głowy, że podobno ta bestia jest wyjątkowo nieuchwytna.  

Zwierzę zbliżało się powoli do pułapki, gdy nagle usłyszeć można było dźwięk jej nagłego zamknięcia. Klosz był jednak pusty. Udało mu się uciec.  Sytuacja powtórzyła się przy następnej i następnej. Refleks Okruszka był zadziwiający, myśliwy nie spotkał się jeszcze z czymś takim. Wyjadał smakołyki, nie dając się pochwycić.  

Skoro nie działają konwencjonalne sposoby, Regis zdecydował się użyć magii. Z ukrycia rzucił zaklęcie, które miało spętać cel, ten jednak usuną się z toru ataku i uniknął go. Barwna aura jak i poruszone otoczenie dawało znać, gdzie istota się znajduje.  Próba unieruchomienia powtórzyła się raz, drugi, trzeci, nic nie przyniosło rezultatu. Stworek dziwnym sposobem unikał magii.  Tropiciel zdecydował się podejść bliżej, lecz gdy był zaledwie kilka metrów, ofiara podniosła ciałko, spoglądając ku prześladowcy.  

Członka gildii przeszło lekkie zaćmienie i zdezorientowanie, po którym przejściu obie strony starcia znalazły się w innym położeniu.  

– Zdolności hipnozy. – powiedział do siebie po cichu, dochodząc do siebie.  

Następne podejścia wykonywał z odległości, by nie dostrzec bezpośrednio obiektu, chroniąc się tak przed psychicznym natarciem. Żadne z wielu zaklęć ani magicznych sztuczek nie dało jednak wymiernych rezultatów.  

Regis siadł pod drzewem, odsypując cienką warstwę śniegu i podkładając na to pelerynę. Oparł się o pień starego dębu i spoczął, rozmyślając o nieuchwytności zwierza.  

Po pewnym czasie, gdy dalej spokojnie spoczywał, za jego plecami wyczuł ruch, Nieduży i zwinny obiekt przemieszczał się w jego stronę.  W powietrzu zaczęły pojawiać się błyszczące iskierki, Puszek Okruszek się zbliżał.  Myśliwy był gotowy na powtórną hipnozę, lecz pomimo tego, że cała istota się wyłoniła, dalej świadomość działała poprawnie.  

– Działanie obronne, co? – szepnął, spoglądając, jak czarne błyszczące oczy umieszczone na włochatej mordce wpatrywały się w jego posturę, a ich właściciel powoli zbliżał do maga.  

Puchaty kształt dreptał coraz bliżej, aż pyszczkiem dotknął przybysza. Po chwili oswojenia się z sytuacją króliko-podobny byt wgramolił się na kolana, zajmując dogodną sobie pozycję. Spędzili tak trochę czasu, aż myśliwy położył dłoń na ciemnym futerku. Gdy zwierzak przywyknął do dotyku, rozłożył się jeszcze bardziej.  

– Heh, a wystarczyło przestać polować.  

W końcu łowca poniósł stworka i zgodnie z zaleceniami, postanowił ucałować go w czoło. Istota się nie stawiała. Po wszystkim lekko obróciła głowę z zaciekawieniem. Łowca patrzył się, nie widząc różnicy, gdy nagle kulka futra, wokół której unosiła się kolorowa i błyszcząca otoczka, zamieniła się rozbryźniętą w promieniu półtora metra plamę tęczowego śluzu. Bestia wybuchła. 

Przez chwilę mag siedział z wyciągniętymi jeszcze rękoma, aż wszechobecny płyn pomimo niskiej temperatury zaczął parować i znikać nie pozostawiając żadnego śladu. Nim jakiekolwiek próbki zdążyły zostać zebrane, jakiekolwiek przesłanki o bycie przestały istnieć.  

– Niech genetycy przestaną brać używki. Ciekawe co następnym razem wyhodują. 

Od Conny "Puszek Okruszek"

Zima 1457

Conna podczas przeskakiwania z nogę na nogę przez las i zbierania dodatkowo roślin, których potrzebowała oraz kwiatków, które wpadną jej w ręce, nagle usłyszała jak coś wielkiego porusza się przy krzakach. Trochę zdziwiona wgapiła się kierunku, z którego ten dźwięk dociekał.

Nagle wyskoczył Puszek Okruszek z najsłodszym wzrokiem wpatrzonym w dziewczynę. Conna zasłodzona rzuciła się na niego, złapała, a potem zaczęła go całować, aż gryzoń nie padł ze zmęczenia.

31 mar 2023

Od Regisa "Każdy ma swoje sprawy" cz. 5

 Zima 1457  

Wyszli na zewnątrz. Pracujący i zajmujący się swoimi sprawami ludzie przystanęli, chcąc zobaczyć widowisko.  Po jednej stronie trzech chłopa w grubych łatanych szatach wyglądali na dobijających czterdziestki, naprzeciw nich łowca w zimowym stroju, jednak bez charakterystycznego dla niego pancerza. Nie posiadał również miecza, tylko przyczepiony do boku wierny nóż.  

– Łowczyku, jak się boisz, możesz się jeszcze wycofać, szkoda będzie haratać tak młodą twarzyczkę.  

– Miło, jednak odrzucam propozycję.  

Spojrzeli po sobie. Zbóje rozdzielili się.  

Pierwszy zaatakował od lewej, wyciągnął spod kurtki nóż, próbował atakiem od góry go wbić, Regis złapał jednak jego rękę. Pół obrót a napastnik z wykręconym ku plecom ramieniem popchnięty został ku drugiemu, który nie zdążywszy zrobić uniku, wpadł na kompana. Trzeci szedł na wprost. Kilka ciosów miało trafić myśliwego, ten po paru unikach sam wyprowadził uderzenie. Nie powaliło przeciwnika, lecz dało krótki moment. Złapał go jedną ręką za szyję, drugą za ramię, po czym wyprowadził cios kolanem w brzuch.  

Pozostali zdążyli stanąć na nogi. Próbowali podobnej techniki co ich herszt, nie byli w tym jednak tak sprawni. Jeden z wyprowadzanych prawych sierpowych skończył się dla bandyty uderzeniem łokciem o klatkę piersiową. Oberwawszy, odsunął się o kilka kroków. Nim wrócił na starą pozycję, dojrzał jak postać współatakującego opada na niego, przerzucona z impetem.  

Dwóch leżało, nie wyglądało, jakby chcieli jeszcze wstawać.  

Prowodyr wrócił do walki, teraz jednak zamiast pięści, szedł z dwoma nożami.  

Wymierzał proste ciosy z zamiarem dźgnięcia, zmęczenie i niewystarczająca prędkość ruchów dawały się jednak we znaki.  

Żaden manewr nie dał rady skrzywdzić łowcy.  

Rozbójnik przewrócił się, zamiast jednak poddać walkę, złapał w garść trochę mieszanki błota z ulicy i rzucił w stronę oponenta, wstając z impetem z zamiarem ugodzenia nożem, plan jednak nie wypalił.  

Fala uderzeniowa odepchnęła masę wprost na twarz rzucającego, zmuszając go do jej przetarcia. Gdy wróciła mu wizja, sztylet szybkim ruchem został mu zabrany, obracając go jednocześnie i sprowadzając do pozycji klęczącej. Broń złapana przez dłoń w czarnej rękawicy, znalazła się wysoko ponad głową jej pierwotnego właściciela.  

– Litości! – Jedyne słowa, które wydobyły się od jeszcze nie tak dawno pewnego siebie rozbójnika.  

Ostrze rzucone, wylądowało wbite w ziemię.  

– Nie bez powodu nazwaliście mnie rzeźnikiem, nie zmuszaj mnie, bym ugruntował to zdanie. – Regis puścił bezwładne już ciało, po czym skierował się znów do lokalu, pozostawiając trzech chłopa i wpatrzoną w pobojowiska gawiedź samą sobie.  

– Nie było tak źle, co? – spytał Salmy.  

– Trochę za dużo popisywania się. Dwa zaklęcia i byłoby po sprawie.  

– Niech gawiedź też ma rozrywkę.  Dwa schnappsy! – rzucił głośniej w kierunku barmana – Wszystko na koszt tamtej trójki.