Jesień 1456
Karnia oparła się ze zmęczeniem o ladę. To był jej pierwszy, oficjalny dzień w nowej pracy. Cieszyła się niesamowicie, więc mimo zaleceń starej Berthiny, aby nie przemęczać się po tak długiej podróży – postanowiła wziąć również wieczorną zmianę. Tym sposobem stała za ladą już od rana, czasami pomagając też w kuchni. Już na starcie polubiła tę pracę. Mimo że właścicielka nie dopuszczała jej jeszcze do przyrządzania potraw.
Parę dni temu, Karniela nie przypuszczała nawet, że znajdzie pracę godną jej umiejętności. Podróżowała od dawna. Straciła już rachubę czasu, więc nie wiedziała, ile dokładnie zajęło jej znalezienie odpowiedniego miejsca, w którym miałaby zacząć nowe życie. Cieszyła się jednak, że to już koniec podróży. Nie musiała się już obawiać o to, co kryje się w pobliskich krzakach – zboczeniec, czy jakiś potwór. Choć na tego pierwszego raczej by nie narzekała. Prędzej to on uciekałby w panice, niż ona narzekała na jego towarzystwo. Zwłaszcza że podróżując, nie miała zbyt wielu okazji na zabawy… i rozmowy z innymi.
Do karczmy dotarła wczoraj. Niedaleko stąd, pewien starszy człowiek wspomniał jej o tym miejscu. Dziewczyna postanowiła więc skorzystać z okazji i zapytać o pracę. Takim oto sposobem znalazła swój nowy dom.
Głośne czknięcie pijaka zataczającego się do wyjścia przerwało jej rozmyślania. Westchnęła zmęczona. Było już późno, więc większość klientów składała się z takich właśnie osobników. Wielkie brzuchy, przepocone ubrania i czerwone twarze… Zdecydowanie nie byli w jej typie, choć ten był bardzo obszerny i obejmował praktycznie wszystko.
W pewnym momencie, drzwi do karczmy otwarły się niepewnie i do środka wślizgnął się mężczyzna. Był bestią, tak samo, jak ona. Jego ostrożne, nerwowe ruchy zwróciły uwagę paru siedzących w kącie facetów, dla których najwidoczniej widok kogoś, kto wydawał się być całkowicie trzeźwy, był wyjątkowy i niespotykany o tej godzinie. Szkoda. Choć nosił na twarzy dziwną maskę, wydawał się w guście Karni. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko na myśl, ile zabawy miałaby z prób upicia nowego gościa.
Chłopak drgnął, uświadamiając sobie, że stoi bez ruchu pośrodku karczmy i niepewnym krokiem ruszył do lady. Gdy wślizgnął się na jeden ze stołków, Karnia podeszła bliżej, aby odebrać zamówienie.
– Co podać? – zapytała z uśmiechem.
– Raczej nie macie tutaj niczego do jedzenia za dwadzieścia ora? – zapytał, z lekką nadzieją w głosie.
Dziewczyna zerknęła ukradkiem na ściągawkę z menu, jaką wcześniej dostała od Berthiny. Czuła pewien zawód. Skoro nieznajomy ma tak mało pieniędzy, pewnie nie zgodzi się na coś mocniejszego.
– Tylko budyń.
Mężczyzna zawahał się.
– A dałoby się go tak trochę… przyprawić?
Karnia uniosła brwi, zastanawiając się, czy dobrze usłyszała.
– Przyprawić?
– No tak, odrobinę, pieprzem? – powiedział, robiąc przerwy między słowami.
Spojrzała na niego niedowierzająco. Może jednak nie był taki trzeźwy, na jakiego wyglądał?
– Że co? – parsknęła.
– No… – chłopak postukał nerwowo palcami o blat. – Budyń z pieprzem. To nie będzie problem, prawda?
Dziewczyna wybuchnęła śmiechem. Nie sądziła, że spotka tutaj takich ciekawych ludzi.
Zbliżyła się lekko do jego twarzy. Nie czuć było od niego alkoholu. Więc może po prostu miał coś nie tak z głową? Wzruszyła ramionami i odsunęła się powoli.
– Trochę nietypowe zamówienie jak dla kogoś takiego jak ty… Ale podoba mi się. Widać, że lubisz doświadczać nowych smaków – stwierdziła radośnie.
– Tak w sumie, to po prostu nie lubię łagodnych potraw. Wolę, gdy są mocniej przyprawione.
– Rozumiem. Czyli lubisz pikantnie?
– Tak. Uwielbiam pikantne jedzenie!
– Oby nie tylko jedzenie… – wymamrotała pod nosem.
– Słucham?
– Nic, nic. Tak tylko… zastanawiam się, czy nie wygodniej byłoby ci bez tej maski? Wygląda przecudnie, jednak wierzę, że bez niej byłoby jeszcze piękniej.
Oparła się leniwie o blat, spoglądając na niego niewinnie. Była ciekawa, czy ten dziwak ma tak przystojną twarz, jak resztę swojego ciała. On jednak odsunął się lekko i pokręcił energicznie głową.
– Przykro mi, ale moja religia zabrania mi pokazywania się innym bez niej.
Karnia westchnęła. Czyli pewnie brzydal, bojący się pokazywać swoją twarz, tłumacząc to jakimiś głupimi zwyczajami. Trudno. Twarz nie jest niezbędna do dobrej zabawy.
– Eh, rozumiem… – przerwała, zastanawiając się nad czymś. – Czy chciałbyś może coś wypić? Bo tak sam budyń… O tej godzinie?
Mówiąc to, wskazała ręką na salę, gdzie po stołach walała się masa kufli i butelek.
– Nie, podziękuję. Nie mam tyle pieniędzy – przyznał.
– Na mój koszt! Widać, że jesteś zmęczony. Przydałoby ci się coś na rozluźnienie.
– No nie wiem…
– Spokojnie! Nie musisz decydować teraz! Ja pójdę zrobić ci ten budyń z pieprzem, a ty się w tym czasie zastanów. Możesz wybrać, co tylko zechcesz – wyszeptała z uśmiechem, po czym zniknęła za drzwiami do kuchni, zostawiając chłopaka samego przy ladzie.
Miała nadzieję, że nie tylko budyń będzie dzisiaj… Zatrzymała się w pół kroku i zaśmiała cicho. Chyba naprawdę brakowało jej takich rozrywek.
<Saadiya? Polać ci coś mocniejszego?>