Jesień 1456
Obudził się. Za oknem było jeszcze jasno i nic nie wskazywało na zbliżający się zachód słońca. Spał krócej niż myślał, że będzie. Może to przez osłabiający go głód nie potrafił już zasnąć? Nie ważne jednak jaki był powód niemocy ponownego zaśnięcia, nie zmieniało to faktu, że musiał w końcu wstać i coś zjeść.
Zejście z łóżka i ogarnięcie się zajęło mu zdecydowanie za dużo czasu. Co prawda jeszcze było widno, jednak słońce już powoli zachodziło. Będzie musiał się pospieszyć. Polowanie w nocy jest niezbyt bezpieczne. Ubrawszy maskę wyszedł z pokoju i zakluczył drzwi.
Na ulicach o tej porze było już spokojnie. Stragany stały puste. Chłód potęgowany przez wieczorną wilgoć przenikał przez ubrania Saadiyi. Zamiast jednak wrócić się po coś cieplejszego do ubrania ruszył dalej. Nie przeszkadzał mu mróz - w obecnej sytuacji wręcz potrzebował takiego orzeźwienia. Coś musiało w końcu odwrócić jego uwagę od skręcającej go próżni w żołądku. Wystartował do lotu dopiero wtedy, gdy był już poza wioską. Skrzydła są jednak głośne i mogłyby zaniepokoić mieszkańców. Nie mówiąc w ogóle o braku miejsca - w niektórych uliczkach Saadiya nie jest w stanie nawet ich wyprostować.
Pola rolnicze, parę porozrzucanych w dużych odstępach domków, jakiś lasek gdzieś nieopodal. Rozmyślał nad tym, które z tych miejsc byłoby najlepszym do upolowania czegoś o tej porze dnia. Jeśli udałoby mu się coś złapać, nie zdziwiłby się gdyby pod wpływem chwili zjadł łów na surowo w całości. Chociaż najpewniej skończyłoby się to lekkim podtruciem. Nie mniej jednak, była to lepsza opcja niż umieranie z głodu. Najpewniej i tak, z obecnym stanem jego sakwy, nie było go stać na nic w zajeździe.
Przeleciał nad lasem zauważając zagadkowy kompleks budynków, który przed paroma godzinami aż tak go zainteresował. Może sprawdzi to teraz, jak ma taką okazję? Nie zajmie to przecież jakiejś sporej ilości czasu.
Wylądował odrobinę dalej, o mało nie wpadając w korony drzew. Nie chciał wzbudzić w nikim niepokoju. Szczególnie tutaj, gdzie ptasie bestie są niezbyt często spotykane, bardzo uważał na swoje skrzydła. Wolał nie powtarzać historii sprzed paru miesięcy, kiedy to jakaś starsza kobieta nasłała na niego łowców, ponieważ pomyliła go z potworem.
Podszedłszy bliżej, zauważył światło w oknach zagadkowych wybudowaniach. Co więcej, słyszał… rozmowy? Nie był pewny. Gdyby nie zapewnienia starego kupca, najpewniej pomyślałby że jest to karczma. Może to budynek tutejszej gildii łowców? Przeszedł niepewnie przed budynkiem, bojąc się podejść do drzwi. Bał się, że zrobiłby coś złego wchodząc do środka. Ciekawość za wszelką cenę chciała zostać zaspokojona, strach go jednak powstrzymywał.
Zdecydował się wejść dopiero w momencie, gdy zobaczył starego pijaczyne wychodzącego chwiejnym krokiem z budynku. Zaczął mieć wątpliwości co do prawdomówności starego kupca. Wnętrze potwierdziło jego obawy - elf go okłamał. Po zobaczeniu licznych drewnianych stolików oraz poczuciu unoszącej się w powietrzu woni jedzenia, nie mógł już zaprzeczyć, że jest to karczma.
Żałował teraz, że wynajął pokój aż na tydzień. Zostało mu zaledwie dziesięć ora - nie była to wystarczająca kwota na porządny posiłek. Jeżeli jeszcze okaże się, że karczma udostępnia tańsze pokoje, to następne spotkanie chłopaka ze starym kupcem nie będzie już takie przyjemne.
Zauważył parę nieufnych spojrzeń, rzuconych ukratkiem przez ludzi siedzących w kącie. Prawie zapomniał, że stoi jak słup soli na samym środku wejścia do karczmy. Podszedł więc do lady, siadając na jednym z pobliskich stołków. Jak już jest, to niech chociażby jakoś z tego skorzysta.
Barmanka, którą okazała się młoda bestia z kozim zadem, podeszła bliżej.
– Co podać?
– Raczej nie macie tutaj niczego do jedzenia za dwadzieścia ora? – zapytał, z lekką nadzieją w głosie.
– Tylko budyń.
Lepsze to niż nic, pomyślał. Nie przepadał jednak zbytnio za takimi delikatnymi smakami. Wiedział, że raczej z takim budżetem raczej nie wypadało wybrzydzać czy życzyć sobie jakichś niestworzonych rzeczy.
– A dałoby się go tak trochę… przyprawić? – Nadzieja dalej go nie opuszczała.
Dziewczyna uniosła brwi.
– Przyprawić?
– No tak, odrobinę, pieprzem? – powiedział, robiąc przerwy między słowami.
Spojrzała na niego niedowierzająco.
– Że co?
<Karnia? I FUCKING DID IT>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz