Jesień 1456
Avrion bardzo chciał pozbyć się ze swojego towarzystwa natrętnej elfki. Zrobił okrążenie wokół własnego wozu z zamiarem wejścia do środka, ale ona uparcie nie odstępowała go od krok. Nie życzył sobie, żeby go odwiedzała. Robienie slalomów wokół samotnych drzew i skał również na niewiele się zdało. Elfka dalej radośnie skakała tuż za nim i nuciła okropną, przesłodką melodyjkę.
Nagle Avrion się zatrzymał. Stał twarzą do lasu, dokładnie w miejscu, w którym się spotkali.
– Dlaczego za mną chodzisz?
– Chcę ci dotrzymać towarzystwa.
– Nie potrzebuję towarzystwa.
– Każdy potrzebuje – kątem oka zauważył, że elfka wzrusza ramionami. Mężczyzna warknął z poirytowaniem.
– Wiesz co? W porządku. Rób co zechcesz. Mam cię dosyć.
Nim elfka zdołała coś odpowiedzieć, zobaczyli ruch w głębi lasu. Avrion opuścił ramiona, którymi jeszcze chwilę temu zdenerwowany machał w powietrzu. Wyraz jego twarzy złagodniał. Czujnie patrzył w kierunku zarośli. Coś mu mówiło, że zaraz ujrzy znajomy-nieznajomy pysk bestii...
<Feri? To ty?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz