Nagle Diego usłyszał pojedyncze skrzypnięcie desek. Inne, niż szelest liści czy gałęzi ocierających się o drewniane ściany domu. Mężczyzna natychmiast poderwał się i szybkim ruchem wydobył spod łóżka górną część swojej złamanej włóczni. Wycelował grot w kierunku, z którego dobiegł dźwięk. Na tle czarnej nocy widać było jakąś drobną sylwetkę. Siedziała w oknie z pazurami wbitymi w parapet. Kiedy oczy Diego przyzwyczaiły się do ciemności, mężczyzna rozpoznał istotę; głównie po czaszce wilka zasłaniającej pysk.
Diego opuścił grot włóczni. Zaczął się zastanawiać, co powinien zrobić. Po co w ogóle ten go odszukał? Czego może chcieć?
Istota wsunęła łapę pod płaszcz. Znajomy-nieznajomy rzucił coś pod nogi człowieka. Coś, co szczęknęło, jak monety.
Diego odrzucił grot na ziemię. Z zainteresowaniem podniósł przedmiot, który okazał się sakiewką.
– Mówiłem, że oddam – rzucił stwór.
– Um... Nie powiedziałeś tego, ale... doceniam – mruknął Diego. Sam dziwił się, że nie był zły na tego małego złodzieja.
Po tej wymianie zdań istota wprosiła się do domu Diego. Cicho zeskoczyła z parapetu zaczęła się przechadzać po izbie.
– Więc tak mieszkasz...
– Jak mnie w ogóle znalazłeś? – zapytał mężczyzna.
– Głupie pytanie. Śledziłem cię.
<C.D.N.>