Lato 1457
Było przed południem, gdy wyszedł z domu. Dzień był pochmurny, lecz nic nie wskazywało na deszcz. Kierował się prosto do miasta. Nie minęło dużo czasu i był już wśród większej liczby zabudowań. Przed obraniem kursu na właściwy cel podróży zahaczył, jeszcze o rynek. Dzięki chmurom słońce nie raziło w oczy, można więc było w spokoju oglądać plac. Lubił go, była to jego ulubiona część miasta. Po chwili ruszył jednak tam, gdzie rozstrzygnąć ma się spór o jego dom.
Dotarł w końcu na ustalona ulicę. Stare niezadbane budynki po obu stronach, ludzie utrzymujący się z szemranych interesów i wszechobecny syf. Najgorsza część miejscowości, większość osób trzyma się stąd jak najdalej.
Szedł prosto, nie rozglądał się za nadto, widział jednak łypiących na niego ludzi. Peleryna zasłaniała go niemalże w całości, odsłaniając jedynie buty i fragment twarzy. Szedł dalej, gdy usłyszał znajomy głos.
- A więc jesteś. Chodź za mną, mam ci kogoś do przedstawienia. -wczorajszy gość podszedł do jednego z budynków i ruchem ręki zaprosił łowcę do środka.
Wnętrze było ciemne, rozświetlane przez niewielką ilość światła przedzierającego się przez zabite deskami miejsca na okna i kilka niedużych lamp. Pokój, do którego finalnie zmierzali nie różnił się szczególnie od reszty budynku. Oprócz dwóch przybyłych w pokoju było jeszcze cztery inne osoby. Dwóch stało po bokach pokoju, ubrani byli w potargane ubrania, podobne do tych jakich używa się na polu. Jeden z nich miał wytatuowaną rękę. Oboje niezgrabnie próbowali ukryć noże trzymane w ich rękach. Pozostała dwójka była przed nimi. W kącie pokoju na krześle siedział mężczyzna, brakowało mu jednego oka. Na środku stała ława, przy której siedział ostatni, widocznie szef reszty. Barczysty, nieogolony z widocznymi bliznami na twarzy. Chciał dawać wrażenie groźnego. Na wędrowcy nie robiło to jednak wrażenia.
- Oto aktualny właściciel domu, o którym będziemy dzisiaj rozmawiać- powiedział przewodnik kierując słowa do kompanów odsuwając jednocześnie dwa krzesła przy ławie i siadając na jednym z nich
Od strony ściany można było usłyszeć lekki śmiech. Jeden ze zbirów przy niej stojących uśmiechnął się szyderczo.
- CISZA! - rozbrzmiał donośny głos po drugiej stronie ławy. Szef przemówił.
- Słyszałem - mówił dalej dowódca bandy - ,że nie chcesz przystać na naszą ofertę
- Ofertę? Nie nazwał bym tego tak ładnie. Chcecie bezprawnie przejąć mój dom, oczywiście, że się nie zgadzam- odpowiedział łowca. Na jego poważnej nie wyrażającej uczuć twarzy dostrzec można było lekki szyderczy uśmieszek. Znał takie sytuacje i chciał zobaczyć jak ta się rozwinie.
- Chyba nie rozumiesz sytuacji, nie za bardzo masz wybór, bo widzisz albo po dobroci go opuścisz, albo my wyniesiemy to co z ciebie zostanie- słowa te padły z większą powaga niż poprzednie
- A w ogóle, dlaczego mój dom? Gdybyście poszukali na pewno znajdziecie inne lokum o które nie musielibyście toczyć dyskusji- Regis spytał, bowiem od poprzedniego dnia kwestia ta nie dawała mu spokoju
- Widzisz - odrzekł rozmówca- dom ten od dawna nam się podobał, jednak za każdym razem coś nam przeszkadzało, a tu potwory, a tu ważniejsze sprawy między ludzkie, a teraz gdy stoi oczyszczony ze szkaradztw, remontowany, zadbany, żal nie skorzystać. A dyskusje, widzisz, to nie jest problem, zwłaszcza gdy druga strona nie zgadza się na nasz układ.
- To chyba powinno inaczej działać- mówił przybysz, pokazując lekko, że sytuacja go bawi- jeśli nie znajdziemy drogi porozumienia, sytuacja może rozwinąć się w nieprzyjemną. Zróbmy tak, ja wrócę do domu, wy znajdziecie inny obiekt i oboje zapomnimy o całej sprawie. Co ty na to?
Szef wstał, odwrócił się zrobił dwa kroki i spojrzał na łowcę. Widać było jego irytację.
- Widzisz, nie podoba mi się ta oferta, a nasza dyskusja dobiegła końca- mówiąc to skinął głową.
Wczorajszy gość i dwóch zbirów spod ścian z nożami w rękach skierowało się w stronę przybysza. Ten jednak wiedział co się szykuje i był na to gotowy. Wstał, jego ręce rozpostarły się, użył zaklęcia kinetycznego, dwóch zbirów zostało odepchniętych. Ten z którym miał do czynienia dzień wcześniej chciał wbić mu nóż w plecy, Regis jednak odchylił bark, złapał jego rękę i popchnął na stół. Nóż wbił się w blat a jego właściciel dostał uderzenie łokciem na twarz i kolanem na brzuch. Silny cios pięści złamał mu nos i wykluczył z dalszej walki. Poprzednich dwóch znów się czaiło. Jeden zaatakował, ofiara odsunęła się i rzuciła rozpędzonego zbója na jego kompana. Ten złapał go, jednak kolejne rzucenie zaklęcia powaliło obydwu na ziemię. Innym szybkim ruchem ręki i krótką frazą uśpił ich obydwu. Zostało dwóch. Jednooki już ku niemu zmierzał, próbował wymierzyć cios nożem, ale wróg był za szybki. W trakcie jednego z pchnięć ręka rozbójnika została złapana i wykręcona. Ten ukląkł na ziemię z powodu bólu, a szybki kopniak w okolice łopatki wybił mu bark z zawiasów. Łowcy pozostał jeszcze jeden. Szef stał w kącie pokoju przy małym stoliku, nie wyglądał już na tak pewnego.
- Nie byliście w stanie pozbyć się z domu kilku dużych szczurów, a zadarliście z łowcą? Czegoście się spodziewali. -powiedział patrząc na coraz bardziej przerażonego szefa.
- Banda idiotów- mówiąc to odwrócił się z zamiarem opuszczenia pokoju, wtem usłyszał kroki.
Szef kierował się ku niemu z nożem w ręce. Unik i cios w twarz pokrzyżował mu plany. Opadł na krzesło. Jedną z dłoni próbował chwycić się stołu, nie musiał jednak już martwić się o przyczepność. Łowca jednym z noży które wypadły bandziorom podczas walki przebił dłoń szefa przytwierdzając ją do stołu.
- Jak widać, nie ze wszystkimi warto zadzierać - mówiąc to odwrócił się i kierował ku wyjściu, rzucił jednak okiem na wcześniej wbity w stół nóż myśliwski należący do zbira ze złamanym nosem.
- Uznam to jako pamiątkę- po czym wziął nóż ze sobą.
Stojąc za drzwiami pokoju odwrócił się na chwilę i powiedział kierując te słowa do każdego kto był jeszcze w stanie słuchać.
- Lepiej dla was, jeśli nie będziecie mi już wchodzić w drogę - wyszedł
Idąc w stronę domu wiedział, teraz już nikt mu go nie zabierze.