Wiosna 1457
Nie otrzymawszy odpowiedzi na pukanie, Pedro nacisnął klamkę pokoju, który wynajmował jego brat. Wtedy potwierdziły się jego przypuszczenia; ktoś tu nie pomyślał, że istnieje coś takiego jak klucz i zamek. Carlos nie skojarzył, że te dwie rzeczy mają ze sobą związek; zeszłego wieczoru myślał raczej o związku z płcią piękną. I o alkoholu.Przy akompaniamencie szczęknięć pełnego rynsztunku, Pedro wparował bezceremonialnie do pomieszczenia. Oczywiście, zastał brata jeszcze pod pierzyną.
– Carlos!
Zero odpowiedzi.
– Carlos, za dwie minuty idziemy w teren – zakomunikował Pedro.
Spod pierzyny wydobył się jakiś nieokreślony dźwięk zmęczenia i zrezygnowania.
– Nie podlega to dyskusji – dodał starszy z braci.
– A śniadanie? – zapytał Carlos, wynurzając spod kołdry nos.
– Najpierw wyprawa.
– Na pusty żołądek? – jęknął młodszy mag.
– Jesteś magiem czy koneserem? A może królewskim testerem jakości posiłków? – Pedro szybkim ruchem ściągnął z brata pierzynę. Carlos zwinął się przez nagły atak zimna i rażącego słońca.
– Choć raz mógłbyś trochę odpuścić. Wiesz, że jestem zmęczony po wczoraj.
Pedro złapał Carlosa za ucho jak małe dziecko.
– Au, au, au! Co ty robisz?! – Młodszy czy chciał czy nie chciał, musiał wstać.
– Ubieraj się. Nie pójdziesz w teren w koszuli nocnej.
– Pewnie czujesz się teraz głupio, nie mam na sobie koszuli nocnej. Poszedłem spać w tym, co miałem na sobie!
– To by wyjaśniało odór – rzucił Pedro. – Masz półtorej minuty żeby się przebrać. Czekam na dole.
<C.D.N.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz