Jesień 1456
Sigrid spojrzała na Diego z ciężkim do odgarnięcia wyrazem twarzy. Była wdzięczna? Może wciekła? Podeszła do mężczyzny, który wciąż trzymał jej oręż w dłoniach.
- Oddaj mi to - wyciągnęła do niego rękę. Teraz dało się wyczuć jej furię; w jej tonie głosu, gromiącym spojrzeniem drobną postać człowieka. Gdy odzyskała bron, odwróciła się bez słowa, z myślą, by ruszyć za potworem na którego polowała.
- Cieszę się, że nic ci się nie stało - ciszę przerwał zakłopotany męski głos.- I , że mogłem pomóc.
- Pomóc?- gwałtownie odpowiedziała Sigrid. - Ty nie pomogłeś, ty zepsułeś moją zasadzkę. Nie sądziłam, że będziesz tak wierzgać. Miałeś tylko zająć się chwastami i sprowadzić koszmara. Nic więcej. Tak proste zadanie, a udało ci się to zepsuć… Muszę powiedzieć , że nawet jestem pod wrażeniem, jak niekompetentny potrafisz być.
- Miałem cię zostawić na śmierć ? Po za tym …
- Miałem być tylko przynętą? Dlaczego ?
- panowałam nad wszystkim – odparła ze spokojem. - I tak miałeś być tylko przynętą dziwi cię to? Nie zmarnowałabym okazji by wykorzystać idiotę, który chciał pomóc nieznajomej mu osobie.
- Jak to? Myślałem, że może się zaprzyjaźnimy…
- Matka się nie nauczyła by nie ufać nieznajomym? W takim razie uzyskałeś ceną lekcję życiową - schyliła się by wyrównać ich wzrost.- jak widać musiałeś się nauczyć tego na własnej skórze. Bądź wdzięczny, dzięki mnie pożyjesz dłużej w tym paskudnym świecie.
Mówiąc to maszerowała przed siebie, zostawiając Diego na środku polany. Nie był jej już potrzeby, więc nie liczyło się dla niej czy dotrze do miasta cały. Wróciła do domu by odpocząć po nieudanym polowaniu.
The End
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz