Jesień 1457
Wyszli na zewnątrz. Regis ze schowka wyjął dwa kije, po czym jeden podał Pilowi.
– Nie zaczynamy z mieczem? – spytał zdziwiony chłopak
– Najpierw chcę zobaczyć, co potrafisz. A teraz zaczynamy, przygotuj się.
Stanęli naprzeciwko siebie, przed domem na otwartym polu. Chmury zasłaniały niebo, blokując ostre promienie słońca. Wiatr lekko smagał korony drzew, strącając pojedyncze z pozostałych liści. Przy ziemi delikatnie bujał, resztkami stojących traw.
– Postawa – powiedział gospodarz twardo.
Listig ustawił się, jak uważał najlepiej.
Zaczęli się do siebie zbliżać. Młodszy zaatakował pierwszy, robiąc zamach i próbując uderzyć od boku, cios został jednak odbity, a odrzut z uderzenia przeszył ręce napastnika.
Zanim zdążył otrząsnąć się z kontrataku, pałka leciała w jego stronę, zatrzymując się kilka centymetrów od twarzy.
– Jeszcze raz, postawa – odparł starszy łowca, wycofując się i opuszczając broń.
Gdy lekkie oszołomienie zeszło, uczeń wykonał polecenie.
– Jeszcze raz walczy… – Nie dokończył, odepchnięty falą zaklęcia – Co to miało być? – Powiedział z wyrzutem, podnosząc się z ziemi.
– Dlaczego cię przewróciłem?
– Noo… użyłeś zaklęcia.
– A ty co wtedy robiłeś?
– Stałem.
– Jak?
– No z postawą, jak mówiłeś – głos chłopaka brzmiał na coraz bardziej poirytowanego.
– Jeszcze raz, ustaw się. – Pil znów się przygotował. Regis zaatakował, uderzając o kij rywala, wytrącając go z równowagi – Źle robisz.
– Tylko stoję!
– No właśnie. Za blisko trzymasz nogi, w zbyt prostej linii. Lepiej się rozstaw. Powtarzamy.
Znów stanęli naprzeciwko siebie. Pil zastosował się do zaleceń. Tym razem starszy łowca ruszył pierwszy. Atak był równie silny, nie wytrącił jednak z równowagi Listiga.
– Widzisz, tak lepiej. – rzucił krótko.
Sparing trwał do zachodu słońca. Przybysz poprawił kilka kwestii w swojej technice, wiele jednak zostało.
– Ostatni pokój na górze, możesz tam spędzić noc. Jutro pokażę ci jeszcze kilka rzeczy.
– Wielkie dzięki.
C.D. Pil