Lato 1457
Od tamtych wydarzeń minęło sporo czasu. Do tej pory zdarza się Łowcy znajdować drobne kości ofiar Koszmarów, choć dom w całości przeszedł wielką zmianę. Okna wcześniej pozarastane przez obrastające dom rośliny i pozastawiane przez potwory by nie przepuszczały światła, dziś wpuszczają promienie rozjaśniające wnętrze. Wszechobecny kurz i syf został uprzątnięty. Przeżarte elementy umeblowania w większości wymienione a ubytki w głównej części budowli zreperowane. Teren wokół domu również jest w lepszym stanie. Dom nadawał się w pełni do mieszkania, nie był to jednak stan jaki jego aktualny właściciel chciał zostawić. Było jeszcze sporo do zrobienia, a na to potrzeba czasu i funduszy.
- Oby przyszły rok był dla ciebie bardziej owocny- powiedział wstając z kolan i otrzepując się z resztek ziemi i trawy, które zabrał ze sobą w krótką podróż w górę. Właśnie skończył zalepiać szparę w jednej z zewnętrznych ścian domu wcześniej przygotowaną zaprawą. Chciał zostawić dom w jak najlepszym stanie przed nastaniem chłodnego okresu roku. Ciężkie warunki mogły by skomplikować sprawy w najmniej chcianym momencie, a te za nie długo mogły się zacząć. Połowa sierpnia już przemijała, a na tych terenach lato nie trwa tak długo jak na południu.
Wrócił do wnętrza budynku. Właśnie skończył się przebierać ze stroju do brudnych prac w coś bardziej codziennego, gdy usłyszał głośne pukanie. Goście już mu się zdarzali. Odkąd sąsiedzi dowiedzieli się o jego szerokim wachlarzu umiejętności, czasami składali mu wizyty z prośbami o pomoc, to jednak nie było pukanie sąsiadów. Silne powolne uderzenia wskazywały na kogoś z kim aktualny właściciel nie miał jeszcze styczności. Podszedł do drzwi, przekręcił zamek i je otworzył. Przed progiem domostwa ujrzał mężczyznę. Nie był on już młodzieńcem. Szeroko zbudowany, odziany w stare, łatane w wielu miejscach ubranie z grubym pasem, na którym dojrzeć można było wysłużony nóż myśliwski. Twarz miał niewielką, widoczne było, że higiena nie jest jego mocną stroną. Resztka włosów pozostałych na jego głowie lśniła od przetłuszczenia. Uśmiechał się ukazując niepełny zestaw uzębienia.
- W jakiej sprawie pan przychodzi? - rzekł Regis spoglądając podejrzliwie na nieznajomego. Widywał wielokrotnie już tego typu osoby, niemalże zawsze zwiastowały one kłopoty.
- A tam od razu w sprawię. Przywitać się nie wolno. - odpowiedział przybysz z lekko szyderczym uśmiechem.
- Nowy sąsiad? -spytał łowca
- Nie do końca, ale można powiedzieć, że niedługo zamieszkam w tej okolicy. Ładny dom tak, poza tym, na pewno przytulnie się w nim mieszka. Podobno potwory miały w nim gniazdo. -rzucił ku rozmówcy przybysz rozglądając się jednocześnie.
- Ano, miały. Ale od tego są łowcy by się ich pozbywać. A dom faktycznie, niczego sobie. Prosiłbym jednak o przejście do sedna, jest tu pan w konkretnej sprawie, prawda? -rozmowa go męczyła i chciał ją jak najszybciej zakończyć.
- Więc tak się sprawy mają. No dobrze. Słuchaj, mi i moim kolegom podoba się ten budynek i chyba go sobie weźmiemy. Nie za bardzo masz do gadania. Chcieliśmy być mili, więc dajemy ci trzy dni na wyprowadzkę. -przegiął
- Wie pan co. Spierdalaj. Chcecie swój dom to sami o niego zadbajcie. - w tym monecie zaczął zamykać drzwi i wracać do środka, gdy ręka przybysza złapała go za przedramię
- Młodzieńcze, chyba nie rozumiesz. Albo będzie po naszemu, albo w ogóle, ale jeśli chcesz “pomówić” to zapraszamy na uliczkę Żwirową, dla wszystkich będzie prościej. Ale chyba wiesz co cię tam czeka. - po tych słowach odwrócił się i spokojnym chodem kierował się do miasta.
- Żwirowa co? Kiedyś w końcu musiałem stamtąd komuś podpaść. - skrzywił się, nie planował w takich okolicznościach pojawiać się w sekcji wszelkiego rodzaju rozbójników, złodziei i innych rzezimieszków, choć paradoksalnie mógłby się tam wpasować.
Nie chciał tracić czasu. Zdecydował. Następnego dnia pójdzie im złożyć wizytę.
<C.D.N.>