Minęły trzy dni od kiedy Avrion przybył na "tereny, który wiatr nie opuszczał". Lokalizacja na mapie się zgadzała. Wielokrotnie sprawdzał kompasem oraz wedle położenia gwiazd na niebie. Nie pomylił się. Był w odpowiednim miejscu... ale nie był pewien, czy o odpowiedniej porze. Wciąż czekał, aż zjawi się w okolicy jakiś łowca, ale nic nie wróżyło, aby ten stan rzeczy miał ulec zmianie.
Tego dnia wiatr wiał nieco bardziej niż zwykle. Z nieba znowu sypały się grube krople deszczu, które uderzały brutalnie o dach wozu Avriona. Na szczęście kilka dni wcześniej załatał dziurę, więc mógł się cieszyć swoim suchym i całkiem ciepłym pokoikiem. Akurat kończył parzyć herbatę i usiadł na stołku. Sięgnął po ostatnio rozpoczętą lekturę i rozkoszując się ziołowym aromatem, zagłębił się w historii.
Nie przeczytał jednak wielu stron, kiedy coś przykuło jego uwagę. Siedział tuż przy oknie, mógł bez problemu wyjrzeć przez firanki.
Dostrzegł jakiś ruch. Z nagłym zainteresowaniem odłożył książkę i zaczął się przyglądać okolicy. Gałązka okolicznych krzaków znowu drgnęła niespodziewanie mocno. Serce Avriona zamarło. Wtedy zobaczył twarz przykrytą strąkami grubych, choć całkiem krótkich, mokrych włosów. Twarz była szczupła i jasna i uszy... spiczaste. Potem zobaczył wąską talię i smukłe dłonie, które rozmazywały się przez spływające po oknie wozu krople deszczu.
Mężczyzna wzdrygnął się i zasłonił firankę. Nie miał ochoty na rozmowę z kobietą. To nigdy nie prowadziło do niczego dobrego.
<Conna?>