Jesień 1456
Wóz kołysał się lekko na wybojach leśnej ścieżki. Koła stukały cichutko, kopyta Ialana uderzały o piach wybijając równy rytm. Mężczyzna o długich, ciemnych włosach i smukłych dłoniach miał wzrok utkwiony w przestrzeni naprzeciwko niego. Nie wiedział, co czai się za kolejnym zakrętem dróżki. Był jednak na wiele ewentualności przygotowany – u pasa wisiał mu długi, srebrny miecz, który zakupił od kowala z Hiberu, a w sakiewce umieszczony parzący pył. Zakupił go w Mittenie. Była to tamtejsza specjalność. Sprzedawano go u wielu wybitnych handlarzy, ponieważ mógł nie tylko oślepiać, ale i również wypalać płytkie rany w skórze większości gatunków. Wyjątek stanowiły wyłącznie istoty opancerzone. Mitteński pył nie robił na nich najmniejszego wrażenia, prócz drobnego złuszczenia się wierzchniej warstwy skorupy. Mimo tej niedogodności, pył był regularnie wykorzystywany przez tamtejszych łowców oraz miejską ludność jako najłatwiejsza i najlepiej dostępna forma samoobrony.
Na wozie mężczyzny, choć skromny drewniany pojazd sprawiał wrażenie zupełnie niepozornego, znajdowało się jeszcze więcej uzbrojenia. Głównie były to jednak nieporęczne, już nieco zużyte elementy z jego kolekcji, których najchętniej by się pozbył za drobną opłatą. Wybierał się jednak do legendarnych Świszczących Równin, gdzie każdy kolejny miecz był na wagę złota. Żył z myślą, że mogły się okazać bardziej przydatne, niż początkowo sądził.
<C.D.N.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz