Zima 1456
– To do czego? Smarowania chleba smalcem? – Drobny-dwunogi wziął jeden z noży w łapę. – Do starcia z bliska są w sam raz.– Nie są do walki – Diego podniósł pozostałe dwa. – Będą mi potrzebne do występów.
– Zamierzasz rzucać nimi w publikę i chwalić się, jakiego masz cela?
– Nie, ale to też jest dobry pomysł na przyszłość – mężczyzna poklepał się po kieszeniach, po czym wyjął z jednej z nich kawałek kartki, by to zapisać.
Drobny-dwunogi popatrzył na niego dziwnie, ale nic już nie powiedział. Poprawił tylko koc, w który był zawinięty.
– Mógłbyś mi oddać ostatni nóż? – poprosił Diego.
Ting złapał pazurami za ostrze i wyciągnął rękojeść w stronę kuglarza. Ten przejął od niego przedmiot.
– Odsuń się może – powiedział mężczyzna.
– Daj mi tylko chwilę – Drobny-dwunogi podszedł do sterty drewna i wrzucił do ognia kilka kawałków. Dopiero po tym zgodził się wycofać i wskoczyć na materac łóżka. Rozsiadł się na nim wygodnie, gotów zobaczyć, co też jego kolega wymyślił tym razem.
Diego złapał noże tak, jak złapałby rozpalone pochodnie. Te dwa rodzaje przedmiotów różniły się jednak wagą, kształtem i długością. Diego pomyślał, że z pochodniami też nie mógłby ćwiczyć w drewnianej chacie.
– Uprzedzam, jak zrobisz sobie krzywdę nie będę ci pomagał się opatrywać – rzucił Ting, kiedy Diego był już prawie gotów do rozpoczęcia sztuczki.
<C.D.N.>