Zima 1456
Diego powiedział Drobnemu-dwunogiemu, że idzie po drewno na opał, ale częścią tej wyprawy była też podróż do miasta. Kuglarz potrzebował zakupić dwie oszlifowane deski i więcej sznura. Nie myślał nawet, żeby nosić narąbane drewno w rękach. Zamiast tego, związał deski razem, by powstały prowizoryczne sanie. Nie nadawały się do szybkiego zjazdu z górki, ale do powolnego ciągnięcia lub pchania drewna po śniegu już tak.Mężczyzna doprowadził w ten sposób narąbane drwa pod swój dom na drzewie. Tam, związał kilka bloków dębu kawałem sznura i wspiął się po drabinie na górę. Stojąc już na ganku, wciągnął drewno za sobą.
Schodząc z powrotem na dół, Diego zdał sobie sprawę, że wcale nie musi powtarzać tej czynności z każdym kawałkiem drewna. Wystarczy, że zawiąże je wszystkie przy jednej okazji i wejdzie na górę jeden raz, by je wciągnąć jeden po drugim.
Ostatecznie transportowanie drewna na górę zajęło Diego dobrych paręnaście minut. Przy końcu wykonywanej pracy mężczyzna czuł, jak drżą mu mięśnie. Uśmiechnął się sam do siebie, kiedy zobaczył ostatni kawałek dębu. Chociaż praca nie była wybitnie skomplikowana, napełniła ona Diego swego rodzaju satysfakcją.
W oknie chaty przez cały ten czas widniała sylwetka Tinga. Ten, jak co dzień, był obwiązany kocem. Przyglądał się poczynaniom Diego, przeżuwając coś. Głośno chrupał, więc jeśli to były owady, na pewno jakieś z twardym pancerzem.
– Tamto coś zostawisz tam na dole? – zapytał Ting, patrząc z okna.
– Nie widzę powodu żeby wciągać na górę też sanie – powiedział kuglarz. – Po co komu dwie związane razem deski?
– Oj zdziwiłbyś się, co humanoidy potrafią ukraść.
<C.D.N.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz