Zima 1456
Wynosząc swoje dzieło z miasta, Diego minął kram handlarza bronią i narzędziami. Jeden z klientów był zainteresowany wykrzywionym nożem. Podrzucił go raz w ręku i zamachnął lekko w powietrzu, żeby sprawdzić, jak się nim włada. Diego przystanął na chwilę na ten widok. Coś go tchnęło, żeby podejść do kramu.Spojrzał na miecze, włócznie, potem znów na te noże. Pomyślał, że spodobałyby się Rickowi. Ale z jakiegoś powodu podobały się też jemu. Wydawały się... poręczne?... przydatne? Było w tym coś interesującego.
Diego również wziął jeden z noży w dłoń. Był idealny do podrzucenia. Diego wykonał tę czynność. Nóż obrócił się raz w powietrzu i wrócił do ręki kuglarza z rękojeścią z odpowiedniej strony. Wtedy Diego zrozumiał, co to dla niego oznaczało. Przecież to takie proste.
– Jesteś zainteresowany kupnem? Jest doskonale wyważony – odezwał się handlarz.
– Właśnie widzę... – Diego położył nóż przed kupcem. – Znalazłyby się jeszcze dwa takie?
***
Ting dopiero teraz zauważył kanciaste zawiniątko przewieszone przez plecy kuglarza. Nie pytając o zgodę, rozsznurował je. Ze środka z głośnym brzdękiem wypadły trzy zakrzywione noże. Diego aż podskoczył na ten dźwięk.
– Jak na łowcę kiepsko u ciebie z czujnością – mruknął Ting.
Kucnął nad rozsypanymi po podłodze przedmiotami. Lśniły nowością; noże były w nienaruszonym stanie.
– No, wreszcie pomyślałeś o porządnej broni – Drobny-dwunogi pochwalił kolegę. – Tylko po co ci ich aż tyle?
– To nie do walki.
<C.D.N.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz