Jesień 1457
Mężczyzna zdecydowanie był szybki. Nie na tyle jednak, żeby nie można było za nim nadążyć. Nie tylko ona nadążała za nim wzrokiem, ale Shen też zdawał się nie mieć z tym większych problemów, zwłaszcza, kiedy pozbył się zbędnego oręża. Szybko unieruchomił przeciwnika, ale z jakiegoś powodu zawahał się. Zamierzała skorzystać z okazji i odpłacić się za niemiłe słowa wypowiedziane wcześniej, ale coś przykuło jej uwagę.
– Hej, patrz, on ma jakiegoś robala na kostce – skrzywiła się natychmiast. Wyglądało to jakby pod skórą mężczyzny siedziała całkiem spora, czarna pijawka. Odchodziły od niej szare żyłki, które niknęły dalej pod skórą. Shen też spojrzał w dół, co niestety poluzowało jego uścisk, co mężczyzna natychmiast wykorzystał i mało elegancko uderzył go łokciem w pierś. Białowłosy nie spodziewał się tego, a padający deszcz wcale nie ułatwiał sprawy. Impet uderzenia sprawił, że poślizgnął się na kamieniach w sadzawce i z niezbyt przyjemnym chluśnięciem upadł do wody. Natychmiast się zerwał, ale jego przeciwnik nie czekał aż podniesie się do końca. Zdążył wziąć zamach, ale zanim zadał całkiem bolesny zapewne cios, Shira rzuciła jednym z ukrytych w stroju noży. Przebił on na wylot dłoń i o ile nie przygwoździł jej do kamienia za mężczyzną, o tyle impet dał Shenowi wystarczająco czasu na reakcję, przez co bez problemu znalazł się poza zasięgiem pazurów.
– Miałaś mi nie przeszkadzać – warknął na nią, samemu już szykując się do kolejnego ataku, na co prychnęła.
– Nie ma za co – sama też wykorzystała fakt, że stworzenie skupiło się bardziej na Shenie i spróbowała podejść je od tyłu. Nie była pewna o co do końca chodzi, ale definitywnie ten obrzydliwy robal miał jakiś związek z tym, że krew mężczyzny przyprawiała ją o mdłości. Nawet pomimo deszczu wyraźnie czuła zgniliznę. Trzeba się było pozbyć tego czegoś jak najszybciej. Mężczyzna znowu zaatakował, skacząc na Shena. Ten bez problemu wykonał unik, tym razem uważając na śliskie kamienie i spróbował zadać cios sztyletem. Nie trafił jednak, więc odskoczył znowu, zwiększając dystans między nim a napastnikiem. Shiranui wykorzystując moment, kiedy ten odwracał się dopiero w stronę mężczyzny też zaatakowała, celując tym razem bardziej w nogi. O ile udało jej się dosięgnąć jednego ze ścięgien na jego łydce i z sukcesem je przeciąć na tyle, żeby przeciwnik się zachwiał, o tyle ten niestety wcale nie był aż tak skupiony na Lordzie na jakiego wyglądał. Opierając się na nietkniętej nodze odwrócił się błyskawicznie i dosięgnął jej ramienia. Gdyby nie jej szybka reakcja, zapewne zamiast ręki ucierpiałaby szyja, co było absolutnie nie do pomyślenia. Fatalnie wyglądałoby to w połączeniu z jej strojami. Zanim zdążył zacisnąć na niej szpony odskoczyła z nieprzyjemnym sykiem i zasłoniła się wachlarzem. Nie dość, że ból był okropny, to rana nieprzyjemnie szczypała, a padający deszcz wcale nie poprawiał sytuacji.
Wyszło to o tyle na dobre, że mężczyzna skupił się na niej zamiast na Shenie, który nie próżnował. Shira nie wiedziała, kiedy w jego rękach znalazł się sztylet, który wcześniej przebił dłoń zielonoskórego. Z wprawą rzucił nim, trafiając dokładnie pod żebra potwora. Ostrze wbiło się na tyle głęboko, że ten mimo natychmiastowej próby nie był w stanie go wyciągnąć, a Shen nie dał mu więcej czasu na kolejne podejścia. Tym razem swoim sztyletem, robiąc unik przed kolejnym ciosem potwora bezbłędnie odciął jedną z jego dłoni, na co ten zawył z bólu. Shira uśmiechnęła się pod nosem, bo ucierpiała dokładnie ta sama dłoń, która rozorała jej niezbyt elegancko lewe ramię. Ona sama zresztą, tym razem zachowując większy dystans, zablokowała wachlarz i zdrową ręką ustawiając go pod odpowiednim kątem rzuciła. Poleciał idealnie, lekko i błyskawicznie, tym razem przecinając ścięgna na drugiej nodze i wbijając się w nią aż do kości. Mężczyzna teraz stracił już równowagę całkowicie i upadając na kolana spojrzał się w jej stronę z nienawiścią. Nie zdążył jednak nawet nic powiedzieć, bo powietrze przeciął ciężki świst, a po sekundzie jego głowa z cichym pluśnięciem wpadła do sadzawki, barwiąc już resztkę wody na czerwono. Natychmiast też wbił sztylet w czarne miejsce na kostce, a powietrze rozdarł przeraźliwy pisk. Z pod ostrza buchnęła teraz już całkowicie czarna krew, przez którą Shira poczuła, jak resztki śniadania podchodzą jej do gardła. Nawet deszcz, który teraz już praktycznie lał jak z cebra nie był w stanie zatrzymać zapachu.
– No to szybko poszło – kiedy Shen upewnił się, że faktycznie truchło już się nie ruszy podeszła i wyjęła swoje bronie z przeciwnika. Otrzepała je i wystawiła pod padający deszcz, bo mycie ich w czerwono-czarnej sadzawce nie miało najmniejszego sensu. Nawet ryby zaczęły już wypływać na powierzchnię brzuchem do góry. – Co to właściwie było?
<Shen?>