Jesień 1457
To miał być pierwszy spokojny dzień, bez żadnych zleceń, bez żadnych interakcji z ludźmi, nic. Chciała po prostu pozbierać sobie zioła i odpocząć od wszelkich żyjących stworzeń. Wszystko szło wręcz idealnie, dopóki nie dotarła na skraj lasu, zbierając pojedyncze kwiaty jeżówki purpurowej. Podnosząc głowę wyżej, przez coraz rzadsze drzewa widziała już doskonale rozległe pole i wyjątkowo kuszącą kępę roślin, w której z dystansu dostrzegła kilka znajomych gatunków. Nie namyślając się za dużo wyszła z cienia drzew i przemknęła przez otwartą przestrzeń najszybciej jak umiała. Wolała dzisiaj unikać wszelkich otwartych przestrzeni. Potencjalnie mogły narazić ją na konfrontację. Pech chciał, że kiedy tylko się wyprostowała, przez prześwity dostrzegła ludzką postać. Mężczyzna wcześniej musiał stać dokładnie za krzakami, skoro w ogóle go nie zauważyła. Zamarła w bezruchu, mając nadzieję, że jej nie zauważył. Było jednak zdecydowanie za późno. Już celował w jej stronę mieczem. Shira natychmiast odpaliła w głowie tryb bojowy i sięgnęła do wachlarza. Potencjalny napastnik nie mógł wiedzieć, że jest to broń, o ile odpowiednio go rozłoży. Była już prawie pewna, że to ona zaatakuje pierwsza, kiedy nieznajomy odezwał się.
– Wyjdź z ukrycia. Widzę cię – przez chwilę zastanawiała się, skąd zna ten język. Nie był to ten, którym posługiwano się tutaj na co dzień. Po chwili zastanowienia rozpoznała, że to tradycyjny język sąsiedniego królestwa, Niaolongu. Lekko zdziwiona wyszła z ukrycia, cały czas trzymając wachlarz w pogotowiu. Mężczyzna może i miał wschodnie rysy, ale jego strój absolutnie nie wskazywał, że pochodzi z tamtych stron. Unosząc lekko brwi zmierzyła go od stóp do głów spojrzeniem, dalej nie wiedząc jak do końca się zachować. Przez chwilę stali w milczeniu, dopóki nie zdecydowała się odezwać.
– Skąd znasz ten język? – ona sama nie posługiwała się nim zbyt biegle, ale lekcje na dworze obejmowały podstawy języków wszystkich sąsiednich państw. Tak długo, jak nieznajomy nie zacząłby rzucać jakimiś przesadnie skomplikowanymi zdaniami, powinna być w stanie go zrozumieć. Była też ciekawa, czy w takim razie potrafi rozmawiać w jej ojczystym języku, co w tej dziurze, jak już zaczęła pieszczotliwie określać Rivot, byłoby całkiem miłą dla ucha odmianą. Mężczyzna za to wyraźnie drgnął, słysząc odpowiedź i jakby z ulgą lekko opuścił miecz. Dziewczyna nie zamierzała robić tego samego, cały czas niby mimochodem trzymając wachlarz w pogotowiu. Może i znał zagraniczne języki, ale osmalone buty nie przekonywały jej, że jest jakkolwiek godny opuszczenia gardy.
– Jesteś ze Wschodu? – uśmiechnęła się słysząc ton jego głosu i lekko przekrzywiła głowę.
– Ja zadałam pytanie pierwsza. Grzeczność nakazywałaby odpowiedzieć, zanim zadasz swoje – jeszcze raz uważnie mu się przyjrzała. Nie trzymał miecza jak ktoś, kto umie się nim dobrze posługiwać. Była praktycznie pewna, że mając lekcje walki kataną tylko w dzieciństwie, dalej potrafiłaby wyglądać w tą bronią na pewniejszą siebie niż on. Nie wykluczała jednak, że to tylko gra pozorów. W końcu w tych stronach większość ludzi posługiwała się właśnie tym typem broni…
<Shen?>