Jesień 1456
Tego dnia widownia była wyjątkowo liczna. Najwięcej było rodziców z dziećmi, co bardzo ucieszyło Diego. Aż zastanawiał się, czy dzisiaj nie przypada jakieś święto uwalniające od pracy i szkoły na całą dobę.
Podrzucił pochodnie i obrócił się w miejscu. Widownia zamruczała z podziwem. Diego powtórzył sztuczkę jeszcze kilka razy. Uwielbiał to uczucie, kiedy pochłaniał go jakby-trans podczas występów. Czuł ten napływ endorfin, miał wrażenie, że płynie w powietrzu, obracając się coraz szybciej i szybciej. Przeskakiwał z miejsca w miejsce w rytm grającej mu w głowie muzyki. Pomyślał, że przydałby mu się kiedyś prawdziwy akompaniament.
Wtem uszu Diego sięgnął nowy dźwięk. Nie był tak przyjemny, jak wyimaginowana melodia, czy radosne pomrukiwanie publiczności. Był to okrzyk obrzydzenia. Chwile potem wybrzmiał jęk strachu. Odgłosy były na tyle donośne i przeraźliwe, że Diego poczuł potrzebę zbadania sytuacji.
Zakończył taniec ostatnim piruetem i odłożył pochodnie; uważając, żeby niczego nie podpalić. Przeszedł między spektatorami w stronę źródła wspomnianych wcześniej dźwięków. Znalazł tam stragan z warzywami, dookoła którego zebrało się kilku ludzi (i nie-ludzi). Na drewnianym blacie siedziały trzy Scurki i wyżerały w najlepsze dorodne cukinie.
Właścicielka straganu była ewidentnie zbyt odstręczona widokiem, żeby sama działać. Diego chwilę się wahał, ale ostatecznie sięgnął do swoich manatków po łuk. Kiedy się odwrócił, zobaczył, że sprawą już zajmowała się pewna bestia; podobna do człowieka o ptasich skrzydłach. Zwinnym ruchem zabił szkodnika używając sztyletu.
Drugi Scurek spłoszył się i zeskoczył ze straganu. Tak samo trzeci. Diego wycelował z łuku i wypuścił strzałę. Trafił jednego z gryzoni. Ostatni jednak umknął, przeciskając się przez dziurę w murze.
– Jesteście łowcami? – zapytała właścicielka straganu, ocierając pot z czoła.
– Tak – powiedzieli jednocześnie Diego i nieznajoma bestia.
Spojrzeli na siebie nawzajem. Diego zainteresował fakt, że nowy znajomy również nosił maskę; nie zasłaniała ona wprawdzie całej twarzy, ale fakt pozostawał. Nigdy nie spotkał nikogo innego, kto zasłaniałby twarz na porządku dziennym. To jest, nie pamiętał żeby spotkał.