Jesień 1456
– Jesteście łowcami? – zapytała kobieta.– Tak. – Diya i nieznajomy odpowiedzieli równocześnie.
Skrzyżowali spojrzenia. Drugim łowcą był ten sam tancerz, którego występ zwrócił uwagę bestii zaledwie chwilę temu. Kto by się tego spodziewał.
– Te scurki buszują tu już od paru tygodni – mówiła sprzedawczyni. – Wczoraj jeden nawet przebiegał mi wieczorem tuż przed nogami. – Aż przeszły ją ciarki na samo wspomnienie. Diya zmarszczył brwi.
– Na pewno był to scur? – zapytał.
– Na pewno! Bydle większe od tego – wskazała na zwłoki gryzonia leżące na ladzie, a na jej twarzy pojawiło się zdegustowanie.
Tancerz przysłuchiwał się rozmowie w milczeniu.
– Rozumiem – mruknął, pogrążając się w myślach.
Tłum na rynku zaczynał powoli się przerzedzać. Zamieszanie jakie spowodowały scurki skutecznie odstraszyło co niektórych klientów. Nawet gdzie nie gdzie niektórzy kupcy pakowali w pośpiechu swoje towary.
Dni były już zdecydowanie zbyt zimne by te krwiożercze gryzonie poruszały się swobodnie na zewnątrz. Jednak pomimo tego, ku zdziwieniu wszystkim obecnym, na targu pojawił się nie jeden, a cała trójka scurków! To mogło oznaczać jedno - gdzieś nieopodal założyły sobie gniazdo. I to nie w byle jakim miejscu! Sugerując się po ich zamiłowaniu do ciepłych kątów, najpewniej przesiadują obecnie w czyimś domu, pożerając nieświadomym właścicielom zapasy. Trzeba jak najszybciej wytropić źródło i pozbyć się go u korzeni, inaczej domownicy pechowego domostwa zostaną zaatakowani, a w najgorszym wypadku nawet zjedzeni.
– Na jakiej ulicy dokładniej widziała Pani tamtego scurka?
Potrzeba pierwszego tropu.
<Diego?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz