Jesień 1457
– Cholera! – wrzasnął Avrion, przyciągając do siebie lejce. Ialan z głośnym parsknięciem zawrócił. Musieli nadrobić dystansu. Nekromanta posłał ostatnie porozumiewawcze spojrzenie Regisowi, a potem dokonał szybkiego odwrotu. Po drodze wyrzucił na ziemię fiolkę z kwasem, która natychmiast rozbiła obłok kwaśnego, parzącego dymu. Wyverna na szczęście nie skupiła swojej uwagi na fryzyjczyku. Zbyt szargała nią chęć zemsty. Krótkowłosy łowca dalej robił hałas i celował do niej z kuszy, nie pozwalając jej wylądować. Próbowała odbijać się od ścian, ale koniuszki wrażliwych skrzydeł zzbyt parzyły rozchodzące się w wysoki, rozłożysty lej, opary.
Kiedy Avrion był już w odpowiedniej odległości, ocenił ich możliwości. Jego towarzysz od czasu do czasu wyłaniał się z gęstej zasłony dymnej. Bronił się dzielnie, nie dając się uchwycić, ale jednocześnie nie świadczyło to o żadnej przewadze. Mieli do czynienia z wielką, groźną bestią, która mogłaby jednym ciosem zniszczyć słabe, ludzkie ciało. Ich czas drastycznie się kończył. Zaraz kwas przestanie działać. Tracił na swojej nieprzejrzystości.
Kiedy wyverna niebezpiecznie zniżyła lot, nie tylko Regis przygotował się na odparcie ataku. Avrion posłał jeden, dość celny, strzał zaklęciem odpychającym. Wyverna straciła równowagę, i zepchnięta do tyłu, uderzyła o ziemię. Na ich nieszczęście było to za kwaśną zasłoną. Regis nie miał żadnej ochrony przed jej atakami. Zaczęła biec z mrożącą krew w żyłach prędkością w stronę łowcy. On na szczęście przygotował swoją fiolkę, o której wcześniej rozmawiali. Rzucił ją przed siebie, tuż pod łapy gada, tym samym otaczając samego siebie trującą pułapką. Avrion nie wiedział, ile dokładnie jego towarzysz miał przestrzeni. Wiedział jednak na pewno, że Regis może sobie zrobić krzywdę. Miał raptem kilka metrów na wykonywanie manewrów. Przekroczenie tych linii groziło poparzeniem.
Wyverna jednak była całkowicie zaślepiona gniewem. Kiedy weszła w tym razem jasne opary, z kroku na krok była coraz mniej pewna. Widać było, że odczuwa efekty mieszanki, ale jednocześnie Regis nic już nie mógł na to poradzić. Skończyły mu się bełty, a przedostanie się przez opary nie wchodziło w grę. Widząc to, Avrion ścisnął boki Ialana, aż wiatr uderzył w uszy. Gnał prosto w kierunku serca potyczki. Przygotował kolejne zaklęcie odrzucające, ale tym razem silniejsze. Nauczył się tej sztuki stosunkowo niedawno. Kiedy był wystarczająco blisko, zasłonił twarz rękawem skórzanej kurtki, a potem przegalopował tuż obok Regisa.
Zaklęcie rzucił w odległości metra od wyverny. Poszybowała w powietrzu, a następnie z głośnym impetem odbiła się od skały bokiem ciała. Kiedy opadła na ziemię, nie wyglądała na zdolną do natychmiastowej reakcji. Avrion musiał wykorzystać chwilę całkowitego oszołomienia. Wyciągnął z pochwy miecz, i z całą energią wciąż galopującego Ialana, wycelował pod kątem, w odsłonięte gardło gada. Kiedy uciekał, kątem oka widział, jak stworzenie wiło się i wydawało makabryczny, zduszony krzyk. Machało długim ogonem, próbując łapać leżące nieopodal kamienie. Bezskutecznie. Mimo tego jeździec był przygotowany na zwrócenie rumaka w bok. Wiedział, że tego typu stworzenia dysponowały olbrzymią siłą.
Kiedy jednak przestała się poruszać, oznaczało to tylko jedno. Mogli triumfować. Zwrócił Ialana, i już spokojniejszym kłusem, skierował się do uwięzionego kolegi po fachu. Stał, krzyżując ramiona na piersi, tuż za powoli opadającymi oparami trującego gazu.
<Regis?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz