Jesień 1457
– Dziękujemy – oznajmił Lestat, wyciągając rękę po herbatę. Shen jednak jednym zamachem wylał cały napar na drewniany podstawek, prosto na wymyte otoczaki, i zalał porcelanę ponownie. Wampir zastygł. Musiał być to jakiś rytułał ze Wschodu, którego nie znał... Właściwie to nigdy nie udał się w tamte strony, choć nie jeden raz miał to w zamiarze. Shen w międzyczasie postawił przed każdym jego komplet herbaciany i poprawił rękawy. Teraz jego całe dłonie znajdowały się pod grubą warstwą śnieżnobiałego materiału.
– Nie rozstajesz się ze swoimi szatami – zauważył. – Nie są niewygodne?
– Nie – odparł Shen, siadając w fotelu nieopodal. Lestata znowu zakuło serce. To był ulubiony fotel Ifana. Tak wiele się zmieniło pod jego nieobecność...
– Rozumiem... część twojej kultury – zaczął, po czym dodał nieco ciszej: – Jedyne, co ci po niej zostało...
Siedzieli tak w milczeniu, jedząc małe okrągłe pierożki z warzywami oraz mięsem i patrząc w kominek strzelający wesoło iskrami. Shen zgrabnie unikał wracania do tematu jego pochodzenia oraz kultury, z jakiej się wywodził. Rozmawiali za to o wielu drobnych, niewiele znaczących rzeczach, aż w końcu nie przyszedł czas, by zadać to jedno, najważniejsze pytanie, które nęciło stary umysł Lestata od dobrych kilku godzin:
– Czy byłbyś w stanie skontaktować się z całą waszą... Gildią, by omówić moją kandydaturę jako Wielki Mistrz?
<C.D.N.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz