Jesień 1456
Diego spodziewał się, że Drobny-dwunogi opuści izbę i że zrobi to znowu oknem. Jednak Ting zamiast tego zaczął otwierać szafki i szuflady. Oczywiście jak skończył oglądać zawartość nie zamknął ich z powrotem. Mężczyzna chwilę śledził wzrokiem jego poczynania.– Co robisz? – zapytał w końcu.
– Masz kawę? – zapytał Ting.
Kawę... kawę... Diego zdziwił się, ale i ucieszył, że wie co to jest. Pomyślał o całym procesie parzenia kawy; o mieleniu ziaren a także o podawaniu jej z mlekiem lub bez. Naszła mu ochota na porządny kubek gorącego espresso. Pobudzające, pachnące i (w odpowiednich ilościach) zdrowe.
Mężczyzna wstał z ziemi i dołączył do poszukiwań Tinga. Kawy jednak żaden z nich nie znalazł. Ani gotowego naparu, ani zmielonych, bądź surowych ziaren. Nic.
– Skoro obaj lubimy kawę, możemy po prostu iść do Rivot i kupić jej trochę.
– Mnie tam interesują tylko ziarna – zaznaczył Drobny-dwunogi.
– Nie lepiej kupić ją zmieloną? Wątpię żebym miał tu jakiś młynek – mruknął Diego.
– Czy ja niewyraźnie mówię, Zamaskowany?
– No dobrze, dobrze – Diego podniósł dłonie. – Kupimy jedno i drugie. Oba rodzaje.
Ting skinął głową na znak, że łaskawie się zgadza na taki układ. Diego uśmiechnął się do niego (czego nie było widać przez maskę) i podszedł do szuflady żeby wyjąć z niej sakiewkę. Wtedy coś zabrzęczało za jego plecami.
– Już wziąłem twoje Ora.
<C.D.N.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz