Jesień 1456
Drobny-dwunogi spojrzał na bułkę, na Diego, potem jeszcze raz na bułkę. Nie dotknął jej nawet.– Dzięki, ale nie jadam takich rzeczy – wyjaśnił w końcu.
– W ogóle? To co ty jesz? – Diego odchylił lekko maskę, żeby wziąć kęs swojej bułki.
– Owady – Ting oblizał kły.
Kuglarz nie mógłby powiedzieć, że spodziewał się takiej odpowiedzi. Drobny-dwunogi nie przypominał mrówkojada, ani niczego takiego. Do tego miał ostre zęby, które przywodziły na myśl raczej drapieżnika. No i jeszcze te szpony na jego łapach...
Chociaż z drugiej strony to by wyjaśniało wybryk z konfiturą sprzed kilku tygodni. Wabienie mrówek nagle nabrało większego sensu. Ting po prostu chciał się wtedy najeść.
– A jesteś teraz głodny? – zapytał Diego. – Możemy wrócić do lasu, jeśli...
– Nie... – odparł Drobny-dwunogi. – Tutaj też mogę coś złapać. Popatrz ile tu straganów, na pewno będzie tu jakiś z nadpsutymi owocami, czy mięsem.
– W sumie... – Diego rozejrzał się. – Czyli co, zostaniemy tutaj dopóki czegoś nie zjesz? – Znowu ugryzł bułkę.
– Co ty się tak mną przejmujesz? Poradzę sobie, gdziekolwiek będziemy – rzucił Ting. – Co tam jeszcze zapisałeś w tym swoim planie dnia?
Mężczyzna wyciągnął z kieszeni kartkę, na której wcześniej pisał. Przejechał wzrokiem po swoich notatkach, żeby rzetelnie odpowiedzieć towarzyszowi.
– Mam tu jeszcze sprzątanie chaty... Czyli przewiduję, że wrócimy do mojego domu w miarę wcześnie.
<C.D.N.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz