Jesień 1456
Rozwinięta drabina uderzyła o źdźbła trawy. Chwilę kołysała się samotnie, zanim Diego postanowił na nią wejść i ruszyć po plecionych szczeblach w dół. Nie spieszył się; zresztą, nie można powiedzieć, że mógł się spieszyć. Ból w plecach, ramionach i udach dawał się we znaki. Kuglarz wiedział, że w takim stanie nie będzie mógł wystąpić. Ten dzień będzie dniem zmarnowanym. Albo może... po prostu dniem odpoczynku. Tak, to lepsze określenie.Dzień odpoczynku zaczyna się od zbierania kart po Tingu.
Diego zsunął się z ostatniego szczebla drabiny na ziemię. Podniósł wzrok, żeby zlokalizować okno, przez które wyleciała wspomniana karta. Wiatr nie był zbyt silny, więc raczej nie wylądowała bardzo daleko.
Kuglarz zaczął krążyć dookoła swojego drzewa, rozglądając się po podłożu. Nie trwało to długo; wreszcie znalazł zgubę. Leżała przy jakimś krzewie z pięknymi, różowymi owocami.
Diego podniósł kartę. Była to dwójka. Obrócił ją parę razy w dłoniach. Zatrzymał się, kiedy karta trafiła między jego kciuk i środkowy palec. To ułożenie było jakby... wyuczone. Diego nawet był w stanie określić, że trzymał malowany kawałek papieru za blisko krawędzi i poprawił to.
Spojrzał na swoją wolną dłoń i ułożył ją w podobny sposób. Tak, ten gest to było przygotowanie do... jak to się nazywało... pstryknięcia.
Diego zwrócił wzrok z powrotem na dłoń z kartą. Po chwili wahania spróbował nią pstryknąć. Karta poszybowała w powietrze. Nim zdążył mrugnąć okiem, już była w jego drugiej ręce.
Kolejna sztuczka, którą najwidoczniej znał już wcześniej...
<C.D.N.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz