Jesień 1456
Karnia śmiała się cicho, obserwując, jak głowa chłopaka powoli opada na blat. W pewnym momencie, przestał się praktycznie ruszać i tylko z bliska było widać, że jeszcze oddycha. Dziewczyna uniosła brwi zdziwiona. On serio nie kłamał mówiąc, że ma słabą głowę. Kozica nie spodziewała się, że aż tak szybko padnie. Możliwe, że wina leżała po jej stronie, ponieważ specjalnie wybrała jeden z najmocniejszych alkoholi jakie mieli, aby przyspieszyć nieco proces. Chyba przesadziła. Wiedziała jednak, że ta niewinna ptaszyna nigdy nie dowie się prawdy, więc nie obawiała się konsekwencji.Niepewnie wyciągnęła rękę w stronę nieprzytomnej bestii. Jej palce powoli dotknęły jego maski. Już zamierzała się za nią zabrać, gdy nagle jeden z klientów z hukiem postawił pusty kufel na ladę tuż obok. Podskoczyła zdezorientowana i spojrzała pytająco na mężczyznę.
Jego zapuchnięta, czerwona twarz świadczyła o tym, że wypił już wystarczająco, aby wylądować zaraz tuż obok śpiącego spokojnie chłopaka.
– Doleee… Doleweczkę – wybełkotał niewyraźnie.
Karnia spojrzała na niego wyczekująco. Pijaczyna wahał się przez chwilę, zastanawiając się, czemu jego kufel nie wypełnia się magicznie nowym trunkiem. Dopiero po chwili odchrząknął, zataczając się lekko.
– Proszę, miłą panią… kierowniczko, weźże polej jeszcze troszkę… Ociupinkę?
Dziewczyna uśmiechnęła się serdecznie i chwyciła za kufel. Pijane osoby są jak dzieci – trzeba ich ciągle pilnować i pouczać, a oni w tym czasie wpadają na coraz to głupsze pomysły, w międzyczasie bełkocząc bez sensu. Nie mogła więc pozwolić im na zbyt dużą samowolkę. Musiała ich wytresować, aby wiedzieli, że to ona tu rządzi.
Nalała mężczyźnie piwa. Patrząc na to, w jakim stanie był – wybrała najsłabsze. Nie chciała mieć tu cmentarzystka złożonego ze skacowanych klientów. A przynajmniej nie pierwszego dnia.
Westchnęła poirytowana, gdy podając trunek ledwo przytomnemu mężczyźnie – drugi od razu pojawił się tuż za nim. Kolejny spragniony pijaczyna. Kolejne pieniądze w kieszeni.
– Dzień dobry, szanownej ślicznotce. Nalejesz mi paniusiu czegoś mocniejszego? – zapytał potykając się o własne nogi. – Bo te jest za słabe i nic a nic na mnie nie działa…
– Jesteś tego pewien?
– Jak matkę kocham! – zamyślił się na chwilę. – Chociaż… Nigdy nawet jej nie poznałem!
– A ja tak! – zawołał triumfalnie inny klient. – Jest wyjątkowo brzydka, tak jak ty, ale za to w łóżku...
W tym momencie zrozumiała, że głupio postąpiła, tak szybko upijając śpiącego spokojnie na ladzie przystojniaka. Będzie musiała chyba poczekać, aż do zamknięcia karczmy. W dodatku z nieprzytomnym nie ma aż takiej zabawy. Pokręciła głową zniecierpliwiona i wróciła do pracy.
<C.D.N.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz