Jesień 1456
Kupiec podrapał się po nieogarniętym zaroście i schował wisiorek do kieszeni.– Dajcie mi tydzień. Załatwię wam kawę.
– Ile?! – wykrzyknął Drobny-dwunogi. – Ja potrzebuję kawy teraz!
– Ting, spokojnie – mruknął Diego, odrywając szpony stwora od lady.
– Czy ja ci wyglądam na maga czy innego czarodzieja? – burknął handlarz.
– Wierzymy, że to i tak szybko biorąc pod uwagę wszystkie czynniki – mruknął kuglarz, starając się, by w jego głosie zabrzmiała pozytywna nuta.
– Nikt w całej dolinie nie załatwiłby takiego towaru szybciej – powiedział kupiec, podnosząc dumnie brodę. – Coś jeszcze potrzebujecie?
– Zdaje się, że nie – Diego popchnął Tinga, by ten zaczął już odchodzić. Stwór zrobił to, chodź niechętnie. – Dziękuję, do widzenia. – Ruszyli dalej ulicą, zostawiając kram za sobą.
Diego zastanowił się, gdzie tu można było coś zjeść, co nie kosztowałoby majątek. Nie kupił nic przy stoisku handlarza od kawy, bo ten sprzedawał towary bardziej luksusowe, niż zwykłe bułki. Mężczyźnie po prostu szkoda było pieniędzy.
Diego spojrzał na Tinga, który zmuszony był wziąć swój własny ogon w ręce, by ten nie wylądował pod czyimś butem. Kuglarza zastanawiało wiele rzeczy na temat tego stworzenia, ale teraz pomyślał o wisiorkach, którymi ten tak rozrzutnie handlował. Postawił je podczas gry w karty, teraz opłacił kolejnym zdobycie kawy.
Diego postanowił o nie grzecznie zapytać.
<C.D.N.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz