– No zaczynaj to wreszcie! – krzyknął jeden z obserwujących. Oni również się już niecierpliwili.
Tymczasem mieszczanin zaśmiał się pod nosem. Bawiło go obserwowanie tego szalenie poważnego skupienia uczestników biegu i nie tylko. Przełożył ręce za siebie, przeszedł kilka kroków naprzód i obrócił się bez pośpiechu w stronę linii startu.
Uczestnicy zaczynali coś pomrukiwać z niezadowoleniem. Wilkowaty powarkiwał niespokojnie. Diego jako jeden z nielicznych milczał.
– Gotowi... – powiedział wreszcie mieszczanin.
Ziemia pod nogami biegaczy zaszurała.
– START!
Startując, jeden z uczestników kopnął Diego w kostkę. Mimo to człowiek zachował przyzwoite tempo na pierwszych metrach trasy. Niestety, z czasem coraz więcej rywalizujących go wyprzedzało. Na czołówkę oczywiście wysunął się Wilkowaty, chociaż widać było, że woli biegać na czworaka; wyglądał jakby w każdej chwili miał stracić równowagę.
Trasa przewidywała jeden zakręt; szybsi biegacze już jeden po drugim znikali z pola widzenia. Kiedy i Diego dotarł do drugiej uliczki dostrzegł linię mety. Wilkowaty już tam stał i celebrował swoje zwycięstwo czymś w rodzaju tańca. Z każdą chwilą dołączało do niego więcej uczestników. Diego dotarł na metę jako część drugiej połowy biegaczy. Mimo to słyszał jak wali mu serce, chyba jeszcze nigdy nie biegł tak szybko.
A może i biegł, ale po prostu tego nie pamiętał.
Po kilku chwilach do uczestników biegu, z wyróżnieniem zwycięscy, podeszli spektatorzy. Dwóch z nich chciało podnieść Wilkowatego w górę, ale im się nie dał. Zamiast tego, wypatrywał mieszczanina organizującego to wszystko. Niecierpliwie oczekiwał swojej nagrody.
Tymczasem Diego odsunął się nieco od pozostałych. Poklepał się po kieszeniach, po czym wydobył z jednej z nich skrawek papieru i coś do pisania. Pod „Kupić nowe lustro” zapisał sobie: „Ćwiczyć bieganie”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz